Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI.11.

112. Anita

Z całego serca współczułam Jumi. Z jednej strony wiedziałam, że ona marzyła o dzieciach i już dawno była gotowa na macierzyństwo, z drugiej jednak musiała sobie zdawać sprawę z sytuacji w jakiej się znalazła ona, Jeon, ich dziecko i... Adam. Poza tym przecież niedługo kończyła pierwszy rok specjalizacji w szpitalu. Został jeszcze drugi. Od tego zależeć miała jej przyszłość zawodowa. A co z przyszłością w Polsce? Tak długo udawało im się oszukać system tylko po to, żeby teraz wszystko zaprzepaścić? Widziałam, że jest jej ciężko. I nie umiałam jej pomóc.

W poniedziałek rano poszłam do laboratorium, żeby oddać krew do badania. Jumi napisała mi na kartce wszystkie konieczne badania. Musiałam zapłacić za to badanie, bo Jumi uznała, że nie ma co czekać na skierowanie od lekarza rodzinnego. To by przedłużyło procedurę o kilka dni. Wyniki miałam w ten sam dzień po południu. Rzeczywiście nie wyglądały najlepiej. Nawet laik zauważyłby liczne strzałki wskazujące na podwyższone lub obniżone parametry. Musiałam jednak zaczekać na powrót Jumi z dyżuru do wtorku. Wieczorem za to Adam poczuł się w obowiązku, żeby dowiedzieć się, co wyszło z moich badań:

– Anito, masz już te wyniki? – spytał, kiedy leżeliśmy już w łóżku.

– Mam. Odebrałam po pracy – odparłam.

– Mogę je zobaczyć?

– A po co? Przecież nie jestem twoim zwierzakiem – zaśmiałam się. – U ludzi obowiązują trochę inne zasady.

– Mylisz się. Zasady są takie same. Tylko niektóre parametry się różnią. To jak będzie?

– Poczekajmy z tym do jutra na Jumi – zaproponowałam. – Nie chce mi się już chodzić po te wyniki. Wolałabym iść spać...

– Na pewno chcesz spać? – zdziwił się Adam, choć przecież od dłuższego czasu nie robiłam nic innego.

– Tak, a czemu pytasz?

– Bo ja bym nie chciał jeszcze spać... – powiedział modulowanym głosem, przysuwając się do mnie i przesuwając rękę po moim udzie.

– No, skoro kręci cię nekrofilia, to proszę bardzo – zaśmiałam się. – Widzisz, że nie mam już na nic siły. Poza tym... to chyba jednak nie jest najlepszy pomysł, bo jutro idę do lekarza.

– No właśnie.

– Co „właśnie"?

– Po co idziesz do ginekologa?

– Na coroczną kontrolę. A czemu pytasz?

– A jeśli ty też jesteś w ciąży?

– Też? – zdziwiłam się. – Po pierwsze, Jumi musi dopiero jutro to potwierdzić. Po drugie... nie mogłabym być w ciąży. Biorę pigułki. Pamiętasz? Rozmawialiśmy o tym kiedyś.

– Czyli nic z tego?

– Z czego?

– Anito, ja bardzo chciałbym mieć z tobą dziecko... – wydusił to w końcu z siebie. Zamurowało mnie. Skąd on bierze takie pomysły? Znamy się od roku. Mieszkamy ze sobą dziesięć miesięcy. Oboje jesteśmy po trzydziestce, mamy ustabilizowaną sytuację zawodową... – On ma rację. To nic nadzwyczajnego, że by chciał – Uzmysłowiłam sobie, że spełniamy wszystkie racjonalne przesłanki do tego, żeby zostać rodzicami małej istotki. Był tylko jeden problem. Nadal próbowaliśmy oszukać system, żeby zapewnić bezpieczeństwo Jumi. A to właśnie Jumi wyłamała się pierwsza...

– Adasiu, ja nie chcę o tym rozmawiać w takich okolicznościach – uznałam. – Najpierw muszę doprowadzić swój organizm do stanu używalności. Poza tym... niedługo zostaniesz ojcem, tylko że na papierze – zaśmiałam się nerwowo, bo tak naprawdę nie było mi do śmiechu.

– Jak to?

– W świetle prawa dziecko Jumi jest twoje. Jesteś mężem matki – wyjaśniłam.

– Czy to się da jakoś odkręcić? – spytał.

– Dałoby się, ale wtedy musielibyście wszyscy się przyznać, że oszukiwaliście.

– To nie do przyjęcia. Urząd do spraw cudzoziemców wydaliłby Jumi z Polski...

– No właśnie.

– Co możemy zrobić, Anito?

– Zaczniemy od tego, że jutro upewnimy się czy Jumi jest w ciąży. Jeśli tak, to wtedy będziemy myśleć, co dalej. Jumi i Jeon wiedzą, jakie jest ryzyko?

– Nie. Pogadam jutro z Jeonem. A ty zajmiesz się Jumi?

– W porządku. – Ziewnęłam szeroko, bo już naprawdę byłam zmęczona.

– Śpij, kochanie – Adam pocałował mnie w czoło. – Coś wymyślę, nie martw się. Najważniejsze, żebyś ty była zdrowa.

– Ty też się nie martw. Będzie dobrze – odparłam cicho i zapadłam w głęboki sen.

Tej nocy śniło mi się, że spadam w bezdenną przepaść, a Adam próbuje mnie złapać, ale ciągle wymykam mu się z rąk. Obudziłam się bardziej zmęczona niż się kładłam. Ledwo reagując na dźwięk budzika, zwlekłam się z łóżka, jak nieprzytomna. Jakoś dojechałam do pracy, nie pamiętam jak. W południe zasnęłam przy biurku.

– Co ci jest, Anito? – zdziwiła się moja koleżanka i jednocześnie kierowniczka naszego biura. – Nie spałaś w nocy?

– Spałam, Krysiu – odparłam zmęczonym głosem. – Ostatnio nie robię nic innego. Chyba jestem chora. Robiłam wczoraj badania i mam kiepskie wyniki.

– To idź do lekarza, a nie do pracy – zdenerwowała się Krystyna. I w sumie miała rację. Co ja robiłam w pracy, kiedy ledwo trzymałam się na nogach? Niestety, nie pomagał fakt, że właśnie miałam pilny projekt do rozliczenia. Moje poczucie obowiązku nakazywało mi pozostanie w pracy. Krysia była jednak innego zdania: – Jutro nie chcę cię widzieć w biurze. I nie pojawiaj się, dopóki nie poczujesz się lepiej.

– Postaram się wyjaśnić to jak najszybciej – odparłam. – Sama nie rozumiem dlaczego tak się marnie czuję od jakiegoś czasu.

– Nie jesteś chyba w ciąży?

– Następna... – westchnęłam.

– Czemu?

– Wczoraj o to samo pytał mój facet. Moja przyjaciółka, która jest lekarzem, twierdzi, że mam niedoczynność tarczycy. Dowiem się niedługo.

– W porządku. A teraz zbieraj się do domu. Z tego co wiem, masz jakieś nadgodziny do odbioru.

– Mam. Dzięki, Krysia – odparłam.

Wyłączyłam komputer, schowałam dokumenty do biurka i zamknęłam je na klucz. A potem pożegnałam się z koleżanką i wyszłam. Pół godziny później byłam w domu. Adam, który akurat był na podwórku, zdziwił się na mój widok.

– Tak wcześnie wróciłaś?

– Tak, Kryśka wygoniła mnie do domu, bo zasnęłam na biurku.

– Kochanie, dobrze się czujesz? – zaniepokoił się Adam.

– Nie inaczej niż wczoraj – odparłam. – Jest Jumi?

– Tak, w kuchni – odpowiedział mi Adam. Poszłam więc do niej. Przygotowywała właśnie obiad. Nadal była nienaturalnie blada.

– I jak się masz? – spytałam.

– A ty? – odpowiedziała mi pytaniem na pytanie.

– Nadal zmęczona. A ty nadal bez okresu?

– Nadal.

– No to idziemy do lekarza. Ale... odebrałam wczoraj wyniki badań. Pomogę ci z obiadem, to pogadamy, dobrze? – zaproponowałam jej. Przytaknęła. Kiedy tylko skończyłyśmy gotowanie, poszłyśmy razem na górę. Pokazałam jej wczorajsze wyniki badań. Kiedy je zobaczyła, zbladła jeszcze bardziej, jeśli to było w ogóle możliwe.

– Anito, przykro mi, ale miałam rację. Masz bardzo kiepskie wyniki i wskazują na silną niedoczynność tarczycy. Nic dziwnego, że tak źle się czujesz. Jutro musisz iść po skierowanie do endokrynologa.

– Pójdę. Kierowniczka mnie dziś wygoniła z pracy i powiedziała, że mam nie wracać, dopóki się nie dowiem, co mi jest.

Po obiedzie, na który zawołałyśmy Adama i Jeona, pojechałam z Jumi do miasta. Mój lekarz był przystojnym mężczyzną w średnim wieku, nieco zbyt pewnym siebie, ale przede wszystkim bardzo kompetentnym specjalistą.

– Nie mam żadnych zastrzeżeń, pani Anito – powiedział po badaniu. – Ginekologicznie jest pani zupełnie zdrowa.

– A endokrynologicznie? – spytałam.

– To nie moja działka, ale rozregulowany cykl nie zawsze jest powodem do niepokoju. Chociaż... skoro bierze pani hormony, nie powinno to mieć miejsca.

– No właśnie. A nie sądzi pan, że niedoczynność tarczycy ma na to wpływ?

– Może mieć, ale tak jak mówiłem, to domena endokrynologa. Proszę się umówić do specjalisty.

– A może powinnam zrezygnować z antykoncepcji hormonalnej?

– Nie, dopóki nie wyrówna pani tarczycy, jeśli to ona jest problemem – odparł.

– Dziękuję za rady, panie doktorze. Do widzenia. – Pożegnałam się i wyszłam z gabinetu ginekologa. Zaraz po mnie weszła tam Jumi. Zostałam w poczekalni, bo miałyśmy wrócić razem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro