VI.10.
111. Adam
– Musimy porozmawiać, wszyscy – powiedziała Jumi, kiedy weszliśmy do salonu.
– Co jest Anicie? – spytałem przestraszony.
– Musi zrobić jeszcze kilka badań – odparła Jumi. – Może mieć niedoczynność tarczycy, ale bez wyników hormonów z krwi nic nie stwierdzę. Zresztą, to domena endokrynologa.
– A co z tobą, Jumi? – spytał Jeon. – Też nie wyglądasz najlepiej. Moim zdaniem przemęczasz się na tych dyżurach w szpitalu.
– To nie to – odparła Jumi.
– Nie mów, że nic ci nie jest – zdenerwował się Jeon. – Przecież widzę, jak wyglądasz.
– Wyglądam zgodnie z moim stanem – odparła Jumi, próbując zachować spokój.
– Z jakim stanem?
– Prawdopodobnie jestem w ciąży – stwierdziła. – Dowiem się na pewno w przyszłym tygodniu, jak pójdę do lekarza. – Spojrzałem na przyjaciela zdezorientowany, a jego mina była chyba jeszcze głupsza od mojej.
– A nie może cię zbadać któraś z koleżanek w szpitalu? – spytał w końcu.
– A nie pomyślałeś, że wolałabym, żeby nikt w mojej pracy jeszcze o tym nie wiedział?
– Masz rację, nie pomyślałem. To gdzie pójdziesz? – dopytywał się Jeon.
– We wtorek pójdę z Anitą do jej lekarza. – Na te słowa przeszedł mnie zimny dreszcz. Po co Anita idzie do ginekologa? A co jeśli...? Po chwili jednak doszedłem do wniosku, że wolałbym, żeby Anita była w ciąży niż żeby była chora. Ja nie miałem żadnych wątpliwości co do moich uczuć do niej. Chciałem z nią być i mieć z nią dzieci. Nie pomyślałem jednak o tym, że właśnie życie mocno skomplikowało się całej naszej czwórce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro