Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V.5.

88. Anita

Tak jak przewidziałam, wszyscy wstaliśmy wcześnie. Wcześniej niż nasi niezapowiedziani „goście". Zjedliśmy śniadanie, które Jumi przygotowała, rewanżując się za moje wczorajsze przyrządzenie kolacji. Adaś wyglądał na wymęczonego, pewnie nie spał za dobrze, wyobrażając sobie mnie z Jeonem. Głupol. Widziałam jednak w jego oczach, że ta myśl przeszła mu dziś tak szybko, jak przyszła wczoraj. Wystarczyło jedno moje spojrzenie prosto w jego oczy i porozumiewawczy uśmiech, a potem słowa, które wypowiedziałam bezgłośnie, ale które odczytał bezbłędnie z ruchu moich warg: „Kocham cię". Rozpromienił się.

Już chciałam powiedzieć Adamowi, żeby się tak nie cieszył, kiedy do kuchni weszli nasi kontrolerzy z Urzędu Wojewódzkiego:

– Dzień dobry Państwu – przywitali się.

– Dzień dobry – odpowiedzieliśmy po kolei.

– Zapraszamy na śniadanie – powiedział Adam. – My już właściwie zjedliśmy, ale moja wspaniała żona przygotowała też coś dobrego dla państwa – dodał, obejmując Jumi ramieniem i uśmiechając się triumfalnie do zdezorientowanych urzędników. Ja skorzystałam z okazji i zabrałam Jeona do sali treningowej.

– Dobrze nam to zrobi – stwierdziłam, kiedy już zeszliśmy na dół i zamknęłam za nami drzwi. – Masz rację – przyznał Jeon – mimo wszystko nie lubię na to patrzeć.

– Ja chyba też – zaśmiałam się. – Ale gdybym nie ufała Adamowi i nie znała Jumi, pewnie bym to gorzej znosiła.

– Ja mam tak samo – musiał się zgodzić Jeon. – Dobra, lekcja trzecia – dodał, zmieniając temat. – Dziś się rozciągamy. Naśladuj mnie – polecił, opierając stopę o ścianę.

– Wow – zachwyciłam się sprawnością Jeona – a myślałam, że jestem elastyczna... – westchnęłam, próbując podnieść wyprostowaną nogę tak wysoko, jak on.

– Ja słyszałem, że jesteś – odparł.

– Jak to? – zdziwiłam się.

– Od Adama – przyznał i zaraz ugryzł się w język, kiedy zorientował się, do czego się przyznał.

– To wy rozmawiacie tak o nas? – oburzyłam się.

– Normalne, przecież to mój przyjaciel. A kobiety nie rozmawiają między sobą o facetach?

– Masz rację, też rozmawiają... – musiałam przyznać. – A my dużo rozmawiałyśmy na wakacjach.

– A Jumi co ci o mnie powiedziała? – spytał wtedy, żywo zainteresowany.

– Haha, nie złapiesz mnie na to – zaśmiałam się. – Ale spokojnie, nie narzeka na ciebie – uspokoiłam go, widząc jego niepewną minę.

– Uff... to ulga – odparł, zmieniając nogę przy ścianie i każąc mi zrobić to samo. – Głupio byłoby się dowiedzieć po czterech latach małżeństwa, że żona nie jest ze mnie zadowolona...

– Jest – stwierdziłam pewnie. – Ale powiedz mi, jak ty to robisz, że jesteś taki rozciągnięty?

– Lata ćwiczeń – zaśmiał się Jeon. Kazał mi tak zmieniać nogę przy ścianie jeszcze cztery razy, aż uznał, że można zmienić ćwiczenie. Usiedliśmy na podłodze i tym razem Jeon pokazał mi inne ćwiczenie. Kiedy na siedząco dotykał czołem kolan przy wyprostowanych nogach, a potem zrobił szpagat, musiałam to powiedzieć:

– Jesteś niesamowicie rozciągnięty. No właśnie, od jak dawna trenujesz Taekwondo, mistrzu? – spytałam zaciekawiona.

– Zacząłem jak miałem niespełna trzy lata, od pierwszego dnia w przedszkolu – odparł.

– Wow, niesamowite... – musiałam przyznać.

– W Korei to dość pospolite zajęcie dla dzieci. Od przedszkola mamy zajęcia sportowe i angielski.

– To tak jak u nas, ale tu bardziej stawia się w wieku przedszkolnym na taniec niż sztuki walki.

– Ciekaw jestem, kiedy będziemy mieć już z Jumi dzieci, czy one będą wolały być Polakami czy Koreańczykami? – zastanowił się wtedy.

– To zależy od tego jak je wychowacie no i... czy będziecie chcieli zostać w Polsce.

– Sam się nad tym zastanawiam... Kiedy tu przyjechaliśmy wszystko było obce i straszne, język trudny, ludzie podejrzliwi. Wiesz sama jak jest w obcym kraju, prawda? Wtedy wydawało mi się, że musimy tu zostać całe wieki i nie myślałem o tym, co będzie potem. A teraz... nie chciałbym już chyba stąd wyjeżdżać. Czuję się tu jak w domu. Adam jest dla mnie jak brat, którego nie miałem, uwielbiam naszą pracę, sąsiedzi chyba też mnie polubili. Jumi jest szczęśliwa.

– A ty?

– Nie wiem – przyznał Jeon. – Trochę tęsknię za krajem, rodzicami...

– Masz o to żal do Jumi? No wiesz, że dla niej tak się poświęciłeś?

– Wolę być gdziekolwiek z nią niż w Seulu bez niej – odparł bez zastanowienia. – A Jumi nigdy nie będzie mogła wrócić do Korei. Ale to nie zmienia faktu, że tęsknię za tym, co tam zostawiłem – dodał, podchodząc do drabinki i pokazując mi nowe ćwiczenie.

– Myślę, że cię rozumiem. Wychowałeś się tam, to był cały twój świat dopóki nie wyjechałeś na studia. A ja... chyba też będę musiała ograniczyć kontakty z rodziną przez jakiś czas.

– A co więcej, nie robisz tego dla Adama, tylko dla nas – zauważył.

– Dla niego, bo jemu na was zależy – wyjaśniłam. – Nie mogłabym go zawieść, kiedy on przez tyle lat stara się wam pomóc.

– To prawda, nikt nie zrobił dla mnie tyle, co Adam – odparł Jeon. – Myślę, że specjalnie nikogo sobie nie szukał, żeby nie utrudniać nam sprawy. Ale kiedy poznał ciebie, od razu wiedziałem, że to coś wyjątkowego. Nie tylko ja to dostrzegłem.

– Kiedy go poznałam, ja też od razu zauważyłam, że coś z nim jest nie tak – powiedziałam. - Strasznie był spięty i wyglądał tak, jakby się ciągle czymś dręczył.

– Bo się dręczył. W końcu sam kazałem mu powiedzieć ci prawdę, bo widziałem, jak się męczy – przyznał się Jeon. – A on się bał, że kiedy się dowiesz, to cię straci.

– A jednocześnie wyglądało to tak, jakby starał się mnie trzymać na dystans i zniechęcić do siebie.

– Cieszę się, że udało się to wyjaśnić. Znam go od dziesięciu lat i nigdy nie widziałem, żeby mu na kimś tak zależało – powiedział.

Nie pamiętam, żeby jedno zdanie tak na mnie kiedykolwiek zadziałało. Poczułam się dziwnie. Jednocześnie dumna, szczęśliwa i przytłoczona ciężarem odpowiedzialności. Nie tylko za Adama. Także za jego przyjaciół, którzy okazali mi tyle serca. – Ty masz chyba już dość tego rozciągania – zauważył Jeon po chwili. – Strasznie ciężko oddychasz.

– To raczej z emocji – musiałam przyznać. Jeon odszedł wtedy od drabinki, podszedł do mnie i mnie przytulił. Wtedy poleciały mi łzy. – Przepraszam – wychlipałam. – Niepotrzebnie się rozklejam.

– Nic się nie stało – odparł i nadal mnie przytulał.

– Dziękuję – odpowiedziałam po chwili. Usiadłam na materacu, a Jeon obok i objął mnie ramieniem. W tym momencie do sali treningowej weszli Adam i Jumi z urzędnikami wojewódzkimi. Adam wyglądał na przejętego:

– Co się stało Anicie? – spytał.

– Chyba się przetrenowała – stwierdził Jeon, po czym wstał i podał mi rękę. Też wstałam, ocierając łzy ręką. – Jest taka zawzięta, że trzeba ją hamować, bo potem to boli – dodał. – Możemy państwu jeszcze jakoś pomóc? – spytał wtedy, zwracając się do urzędników.

– Właściwie nie. Chcieliśmy się z państwem pożegnać – odparła urzędniczka. – Myślę, że wiemy już wszystko i sprawdziliśmy to, po co tu przyjechaliśmy.

– W takim razie odprowadzimy państwa razem – odparł Jeon i pociągnął mnie za rękę w stronę drzwi. Wszyscy po kolei wyszliśmy z sali treningowej. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro