V.15.
98. Anita
Mariusz podszedł do mnie. Minę miał pewną siebie. W jego oczach błyszczało szaleństwo. Położył mnie na plecach. Skrzywiłam się z bólu, bo miałam ręce związane taśmą za plecami w wymuszonej pozycji.
– Tak ci ze mną źle było? – spytał. Pokręciłam głową.
– Kiedyś było mi z tobą dobrze. Kochałam cię. To ty wszystko zepsułeś. Nie można krzywdzić tego, kto cię kocha – powiedziałam. – Od dawna nie chcę mieć z tobą nic do czynienia i nie życzę sobie ciebie więcej widzieć.
– Ty chyba nie rozumiesz, w jakiej jesteś sytuacji – Mariusz zaśmiał się. – Jesteś w moich rękach, mogę z tobą zrobić co mi się podoba. – Jego psychoza zaczynała mnie męczyć. W pewnym momencie zrobiło mi się obojętne, co on mi zrobi. Widziałam w nim tylko chorego świra, który karmi się moim strachem. Postanowiłam go nie okazywać. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że jestem w pokoju sama z Adamem. Uśmiechnęłam się do tej myśli.
– Co cię tak cieszy? – zdziwił się Mariusz.
– To, że pójdziesz do więzienia, a ja będę żyła tak, jak chcę, i z tym, z kim chcę.
– Dość tego! – wrzasnął Mariusz i zdjął mi buty, a potem próbował ściągnąć moje spodnie. Nie zamierzałam mu tego ułatwiać. Szarpał się tak ze mną i w końcu zaczął mnie bić, kiedy usłyszałam trzask i jakiś hałas. Chwilę potem zobaczyłam za plecami Mariusza dwie czarne postacie. Ale zemdlałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro