Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V - System sprawdza

84. Anita

Adam obudził mnie tego dnia z typowym dla siebie zaangażowaniem. Zdziwiłam się jednak, kiedy zaproponował mi wspólny wyjazd w tygodniu. Przecież wiedziałam, że ma pracę. Nie chodziło mi o to, że nie chciałabym wybrać się z nim na wycieczkę w góry czy nad wodę, ale nie mogłam pozwolić na to, żeby zwalił całą robotę na Jeona tylko po to, żeby zajmować się mną.

Ponieważ dzień był naprawdę upalny, wymyśliłam nam popołudniowe zabawy na ogrodzie. Adasiowi chyba ten pomysł przypadł do gustu, bo obiecał się pospieszyć z pracą. Ja w tym czasie wybrałam się na spacer z Maksem, a potem zrobiłam obiad. W kuchni spotkałam się z Jumi, której wyjaśniłam dzisiejszy plan na popołudnie. Ona uznała, że to świetny pomysł i postara się namówić Jeona, żeby do nas dołączyli, o ile oczywiście nie mam nic przeciwko.

– Pewnie, że nie. Im więcej osób bierze udział w wodnych bitwach, tym lepiej – uznałam. Zrobiłam obiad i koło czternastej wszyscy spotkaliśmy się w kuchni. Okazało się, że Adam i Jeon już się wyrobili z pracą, ale... żaden z nich nie ma kąpielówek. – Jak wy się uchowaliście tak długo bez kąpielówek? – zdziwiłam się.

– Normalnie. Nie chodzimy na baseny, nie wyjeżdżamy nad wodę – wyjaśnił Adam.

– W takim razie ubierajcie wygodne krótkie spodenki – zarządziłam. A ja poszłam się przebrać w strój kąpielowy, który już zdążył się wysuszyć od wczoraj. Jumi zrobiła to samo. Wyciągnęłyśmy wąż ogrodowy i napełniłyśmy wodą dwie miski i dwa plastikowe wiaderka, a potem podłączyłam do węża ruchomą końcówkę do podlewania trawnika. – To teraz czekamy na chłopaków – powiedziałam, a Jumi mi przytaknęła z szelmowskim wyrazem twarzy. Adam i Jeon pojawili się po kilku minutach. Trochę zmieszani zeszli z tarasu na trawnik i patrzyli na nas z niepokojem.

– Jak sobie wyobrażacie tę zabawę? – spytał w końcu Adam.

– O tak – odpowiedziałam i chlusnęłam na niego wodą z wiaderka. Był tak zaskoczony, że aż podskoczył i wrzasnął:

– Zimne!

– No właśnie – uśmiechnęłam się i włączyłam wodę w wężu ogrodowym, który zaczął ruszać się na boki i chlapać nas wszystkich. Adam nie pozostał mi dłużny. Złapał drugie wiaderko i zaczął mnie z nim gonić po trawniku. Nie było to takie proste, bo trawa robiła się coraz bardziej śliska, a ja robiłam uniki. W końcu jednak jego wzrost, siła i wysportowanie przeważyły szalę zwycięstwa na jego stronę. Zanim jednak oblał mnie z wiaderka i tak byłam już cała mokra od wody lecącej z węża. Adam dobiegł do mnie i się przytulił:

– Jesteś mokra, śliska i zimna jak ryba – zaśmiał się. – A mi i tak się robi gorąco na twój widok. – Pocałowałam go i uśmiechnęłam się.

– Jak jeszcze ci za ciepło, to mamy mnóstwo zimnej wody – odpowiedziałam i rzuciłam się biegiem w kierunku misek z wodą. Adam mnie dogonił i zatrzymał przed samą miską.

– Nie ma mowy, kochanie – zaśmiał się. – Nie wylejesz dziś na mnie całej wody.

– Ona nie, ale ja to zrobię – odpowiedział mu wtedy Jeon, który złapał miskę leżącą bliżej niego i wylał jej zawartość na Adama. O mało nie posikałyśmy się ze śmiechu z Jumi, kiedy Adam, chwycił drugą miskę i zaczął ganiać Jeona po podwórku.

– Choć, pomożemy Adamowi – zaproponowałam i pobiegłyśmy w dwie różne strony, żeby zabiec Jeonowi drogę. W końcu odbiło się to jednak na nas, bo Jeon wpadł w poślizg na trawie, a zaraz za nim Adam, który oblał nas zamiast Jeona. Jednak ogrodowy wąż ciągle lał wodę na wszystkie strony, więc i tak już dawno byliśmy mokrzy. Prawie tarzaliśmy się ze śmiechu, kiedy usłyszeliśmy głośne szczekanie wszystkich naszych piesków. Adam poszedł zobaczyć czy ktoś nie przyjechał. Ponieważ długo nie wracał, wszyscy poszliśmy przed dom, żeby zobaczyć co się dzieje. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że byliśmy w strojach kąpielowych i ociekaliśmy wodą...

Przed bramą stało dwoje ludzi, z którymi Adam rozmawiał. Po jego minie widziałam, że jest trochę zdenerwowany. Adam poprosił Jeona, żeby zamknął psy, a sam wpuścił tych ludzi na podwórko i zawołał Jumi. Od razu zrozumiałam o co chodzi. Wrocławska rejestracja... Urząd do spraw cudzoziemców – pomyślałam i pobiegłam za Jeonem, żeby złapać Maksa.

– Moim zdaniem to urząd do spraw cudzoziemców – powiedziałam Jeonowi po francusku.

– Rozumiem – odparł i spojrzał na mnie porozumiewawczo. – Wiedzieliśmy, że to jeszcze kiedyś nastąpi. Dasz sobie radę? – spytał.

– A ty? – zaśmiałam się.

– Ja tak, bo już to przeżyłem, ale nie wiem jak Adam zareaguje na to, że będziemy musieli spędzać więcej czasu razem – odparł.

– Da sobie radę. Wie, że to ważne – uznałam i podałam mu rękę. Zrozumiał i złapał ją na chwilę. – Ty też sobie dasz radę – uśmiechnęłam się do niego. Zamknęliśmy psy i wróciliśmy do domu przez taras. Adam i Jumi zdążyli w tym czasie posadzić urzędników na kanapie w salonie i się przebrać w suche ubrania. Przemknęliśmy się więc z Jeonem na górę i każde z nas poszło się przebrać do swojego pokoju. Mokre rzeczy poszłam wywiesić na tarasie, a Jeon w tym czasie zszedł na dół.

– Skoro są już wszyscy, to proszę przedstawić nam cel swojej wizyty – poprosił Adam.

– To nie wszyscy. Widzieliśmy jeszcze jedną panią – zauważyła urzędniczka. – Proszę ją zawołać.

– Ja pójdę – Jeon wstał i mnie zawołał. Niepotrzebnie, bo właśnie schodziłam po schodach.

– Dzień dobry – przywitałam się.

– Kim pani jest? – spytała urzędniczka. Przedstawiłam jej się i podeszłam do Jeona, którego złapałam za rękę.

– Pani jest polską obywatelką? – spytała.

– Tak – odparłam.

– A co pani tu robi?

– Spędzam czas z obywatelem Korei – zaśmiałam się.

– Ale nie braliście ślubu? – spytała podejrzliwie urzędniczka.

– Nie – zaśmiałam się. – Znamy się od kilku miesięcy, to by było niepoważne.

– Cieszę się, że pani tak myśli. Niektórym obcokrajowcom jest dość pilnie do ślubu z obywatelami Unii Europejskiej – zaznaczyła.

– Jesteśmy poważnymi ludźmi. Poza tym Jeon ma pozwolenie na pobyt i pracę w Polsce – zauważyłam. – Nie musi uciekać się do takich dziwnych praktyk, prawda?

– Widzę, że jest pani nieźle zorientowana w przepisach – stwierdził drugi urzędnik, który do tej pory się nie odzywał.

– Jestem urzędniczką samorządową – zaśmiałam się.

– I mieszka tu pani z niedawno poznanym Koreańczykiem oraz Polakiem i jego koreańską żoną? – spytał niedowierzająco.

– Od niedawna – odparłam, ściskając trochę mocniej dłoń Jeona, który zdążył się już spocić.

– A jak się państwo poznali, jeśli możemy spytać?

– Mogą państwo, choć ja nie muszę na to odpowiadać, prawda? – spojrzałam na nich z satysfakcją. – Ale skoro to ma pomóc moim przyjaciołom rozwiać urzędowe wątpliwości, to oczywiście odpowiem – dodałam. – Adam i Jeon są najlepszymi weterynarzami w okolicy. Uratowali mojego psa i tak się poznaliśmy. Mieszkamy tu razem od miesiąca, ale już się czuję jak w domu. To niesamowici ludzie. Łączą ich prawdziwe więzi miłości i przyjaźni.

– Widzę, że państwo żyją tu w pewnej komunie, a to utrudnia nam pracę...

– Co utrudnia? Czemu państwo tu przyjechali?

– Musimy upewnić się, że małżeństwa zawierane pomiędzy obywatelami Polski i krajów trzecich mają inne cele niż ekonomiczny... czyli pozwolenie na pobyt i pracę w Unii Europejskiej.

– I po prawie czterech latach nadal się państwo nad tym zastanawiają? To śmieszne – odpowiedziałam. – Przecież zarówno żona Adama, jak i Jeon nadal mieszkają i pracują w Polsce. Z tego co wiem Jumi studiuje... Mogłaby mieć wizę studencką, gdyby interesowała ją tylko nauka w naszym kraju, prawda?

– Ma pani rację. Takie mamy prawo – odparł urzędnik. – Dziękuję już pani za rozmowę. Teraz chcielibyśmy jeszcze porozmawiać z panem Lasockim i jego żoną – dodał.

– Idziemy potrenować? – spytałam Jeona po francusku.

– Czemu pani rozmawia z panem Parkiem po francusku? – zdziwił się urzędnik.

– Bo oboje to lubimy – odparłam z uśmiechem. – To zabronione?

– Nie. Mogą państwo odejść – odpowiedziała urzędniczka, która mu towarzyszyła. Poszliśmy się przebrać i zeszliśmy do sali treningowej. Oboje musieliśmy znieść fakt, że Adam i Jumi musieli teraz dać z siebie wszystko, żeby wyglądać na szczęśliwe małżeństwo.

Jeon był naprawdę dzielny. Skoncentrował się na moim nauczaniu. Druga lekcja Taekwondo zmęczyła mnie jeszcze bardziej niż pierwsza. Po godzinie bolały mnie wszystkie mięśnie, ale i tak to było lepsze niż stres o Adama i Jumi. Po treningu poszłam pod prysznic, a potem zeszłam do salonu, gdzie Adam i Jumi nadal byli przesłuchiwani przez urzędników imigracyjnych. Zawołałam Jeona do kuchni:

– Wiem, że to nie moja kolej, ale chyba zrobię kolację, bo Jumi się nieprędko uwolni z tego przesłuchania...

– Pomogę ci – zaoferował – ale chyba najpierw sprawdzę co u nich – dodał i poszedł do salonu. – Anita robi kolację – usłyszałam jak mówi do Adama.

– Ale to moja kolej – zaprotestowała Jumi.

– Wiem, ale trochę zgłodnieliśmy po treningu – odparł Jeon. Wypadłam więc z kuchni i powiedziałam:

– Nie przejmujcie się, proszę. Jutro się wymienimy.

– A właśnie, chcą państwo zostać na kolacji? – spytał Adam urzędników.

– Właściwie to chcielibyśmy poprosić o wskazanie jakiegoś hotelu w okolicy, bo musimy zostać z państwem przynajmniej do jutra – odparł urzędnik.

– Mogą państwo nocować u nas – uznał Adam. – Będą państwo mile widziani. Mamy dwa pokoje gościnne i zapraszamy na kolację. – Nie wierzyłam w to, co słyszę. Adam był aż tak pewny siebie, że chciał zagrać vabank? Urzędnicy byli też zaskoczeni, ale zgodzili się po chwili wahania. Tak naprawdę to chyba sobie zdawali sprawę z tego, że nie znajdą żadnego noclegu w pobliżu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro