IV.8.
67. Adam
Moja Anitka jak zwykle przeszła samą siebie. Kiedy wydawało mi się już, że wiem, czego mogę się po niej spodziewać, ona wyskoczyła z kontrowersyjnym tematem, a potem spacyfikowała Jeona z inteligencją i wdziękiem. Dzięki niej mieliśmy niezapomniany wieczór. Bawiłem się tak dobrze chyba pierwszy raz od kiedy wróciłem do Polski, przywożąc ze sobą Jumi i Jeona. Ze szczęścia byłem gotów robić szalone rzeczy i nie zamierzałem niczego żałować.
Późnym wieczorem, kiedy już było ciemno, a my bawiliśmy się w ogrodzie w chowanego, Anita znalazła mnie schowanego w krzakach. Zamiast bawić się dalej, wciągnąłem ją w te krzaki i zacząłem się do niej dobierać. Chyba jej się to spodobało tak samo, jak mi, nawet jeśli ostatecznie nie wyszło to zupełnie tak, jak sobie wyobrażałem... W końcu wyszło na to, że Anita miała rację. To ja po alkoholu stawałem się bardziej swobodny. Ona zawsze była taka sama...
Kiedy już znaleźliśmy się w sypialni, zamiast dokończyć zabawę rozpoczętą na ogrodzie, oboje padliśmy ze zmęczenia. To jednak i tak był jeden z najlepszych wieczorów, jaki spędziliśmy do tej pory. Kiedy obudziłem się rano i zobaczyłem moją ukochaną, jak śpi słodko, przytulona do mnie, poczułem coś na kształt euforii, która znalazła odzwierciedlenie w silnym napięciu. Nie czekając aż Anita się obudzi, zanurkowałem pod kołdrę i rozchyliłem jej uda. Jej smak mnie jeszcze bardziej nakręcił. Kiedy poczułem jak wzdycha i się pręży, pomyślałem sobie, że muszę ją mieć już, bo inaczej zwariuję... Wtedy usłyszałem jej głos, najwyraźniej moje starania ją obudziły:
– Adasiu, chodź do mnie – poprosiła. Wyczołgałem się spod kołdry, pozostając między jej udami i po drodze całowałem jej brzuch i piersi, a w końcu pocałowałem ją w usta. Objęła mnie nogami w pasie, a ja wszedłem w nią powoli, czując, że napięcie mnie wykańcza.
– Kochanie, pożądanie spala mnie od rana, wybacz, ale długo nie będzie... – westchnąłem, czując że kiedy poruszam się w niej jest mi jeszcze bardziej gorąco niż wcześniej pod kołdrą.
– A kto ci powiedział, że ja potrzebuję jeszcze długo? – odparła, wzdychając rozkosznie, a potem przewróciła mnie na plecy, usiadła na mnie i zaczęła się poruszać. Chwilę później wygięła się w łuk, wydając z siebie jęk rozkoszy, a ja odpadłem natychmiast, razem z nią.
– Nie mówiłem ci dziś jeszcze, że cię kocham – przypomniałem jej, kiedy leżała na moim ramieniu.
– Ani ja tobie – odpowiedziała, uśmiechając się do mnie.
– Ja chyba jestem w niebie – uznałem.
– Mam nadzieję, że jeszcze długo nie będziesz – zażartowała sobie. – Wolę cię mieć tu, na ziemi.
– Kochanie, muszę wstawać, bo dziś moja kolej na przygotowanie niedzielnego śniadania – przypomniałem jej.
– W takim razie wstajemy razem – zdecydowała.
Ubraliśmy się i zeszliśmy do kuchni, gdzie byliśmy pierwsi. Anita uznała, że po wczorajszym alkoholu do grilla wszystkim dobrze zrobi jajecznica i mocna kawa. I miała rację. Zwabieni zapachem po kolei do kuchni wchodzili Jeon, Jumi i mój brat. Zjedliśmy razem śniadanie, a potem uznałem, że mojej dziewczynie należy się rewanż w łóżku. Uśmiechnęła się tylko do mojej propozycji i stwierdziła, że może jednak po południu, bo teraz powinienem spędzić czas z bratem, zanim wyjedzie. Miała rację, oczywiście.
Mój brat wyglądał na zachwyconego weekendem spędzonym u mnie. Kiedy wyjeżdżał po obiedzie, obiecał, że niedługo znowu nas odwiedzi. A ja jak zwykle doszedłem do wniosku, że wszystko, co mi się udaje, od kiedy ją znam, zawdzięczam Anicie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro