Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV.20.

79. Adam

Myślałem, że moja tęsknota nigdy się nie skończy, ale kiedy rozmawiałem z Anitą w niedzielę wieczorem i poczułem prawie fizycznie, że zobaczę ją już na drugi dzień, z ekscytacji nie mogłem zasnąć. Co z tego, że jej obiecałem, że odpocznę, kiedy całym sobą czułem, że już jutro znowu będziemy razem i ta myśl odbierała mi ochotę na sen. Zasnąłem więc późno i następnego dnia rano zwyczajnie nie miałem siły wstać do pracy. Jeon jednak nic nie mówił. Zajął się wszystkim sam i obudził mnie dopiero po dziesiątej.

– Wszystko w porządku, brachu, nie jesteś aby chory? – dopytywał się.

– Nie, tylko spać nie mogłem... – westchnąłem.

– Nie przeżywaj tak, dzisiaj już nasze kobiety wracają – zaśmiał się mój przyjaciel.

– I kto to mówi? – prychnąłem.

– Jeden z nas musi być rozsądny, widocznie to wypada na zmianę – odparł Jeon spokojnie. – Ale skoro nie jesteś chory, bierz się do roboty. Sam wszystkiego nie ogarnę – pogonił mnie. I dobrze, bo dzięki pracy ożywiłem się trochę i czas zaczął płynąć mi szybciej.

Kiedy wieczorem zobaczyliśmy przez okno w kuchni, że pod bramę podjechał samochód Jumi, wyskoczyliśmy z domu tak szybko, że o mało się nie pozabijaliśmy na schodach. Każdy z nas chciał pierwszy dobiec do bramy i ją otworzyć. Przed bramą spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać. Wtedy dziewczyny wysiadły z auta i spytały czy mają sobie same otworzyć bramę.

– Pal licho bramę – powiedziałem i wyszliśmy do nich przez furtkę. Jumi rzuciła się w ramiona Jeona, a ja podbiegłem do Anity i podniosłem ją, okręcając się z nią wokół własnej osi.

– Dzięki za karuzelę, Adasiu, ale postaw mnie już na ziemi, proszę – powiedziała moja ukochana. – Kręci mi się w głowie od tego. No i po czterystu kilometrach w aucie mam ochotę tylko na prysznic.

– A na mnie nie? – spytałem ją konspiracyjnym szeptem.

– Jak najbardziej, ale dopiero po kąpieli i kolacji. Zrobiliście coś dobrego?

– Tarta! – przypomniałem sobie wtedy, postawiłem Anitę na ziemi i biegiem rzuciłem się w kierunku kuchni. Na szczęście spód nie zdążył się przypalić, ale musiałem go wyjąć z piekarnika, bo jeszcze chwila i nie byłoby co zbierać... Wyłożyłem szybko wszystkie potrzebne składniki na gorące kruche ciasto, ubiłem widelcem jajka z przyprawami i zalałem taką masą tartę. Wtedy znowu wstawiłem ją do piekarnika i wróciłem na podwórko, gdzie Jeon i Anita zdążyli już otworzyć bramę, a Jumi wjechała autem do garażu.

Dziewczyny weszły do domu ze swoimi torbami i poszły się rozpakować, a Jeon przyszedł ze mną do kuchni.

– Co z kolacją? – spytał Jeon.

– Udało mi się ją uratować – stwierdziłem. – Ale niewiele brakowało, żeby się spód przypalił, dobrze, że Anita mi o tym przypomniała.

– No, dobrze... – uznał Jeon metodycznie. – Czyli dziś nici z naparzanki w sali treningowej? – spytał, puszczając do mnie oko.

– No raczej – odparłem ze śmiechem. – Ale nie martw się, kiedyś cię położę na łopatki – dodałem.

– Niedoczekanie twoje – uśmiechnął się Jeon i poszedł poszukać Jumi. Ja w tym czasie wyłączyłem piekarnik i udałem się na górę w poszukiwaniu Anity. Zapach tarty lotaryńskiej unosił się w całym domu, a moja ukochana musiała już być głodna. Nie było jej już jednak w łazience ani w sypialni...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro