Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV.13.

72. Anita

Ten tydzień minął mi szybko. Ani się obejrzałam, jak nadszedł następny weekend, kiedy miałam przygotować małe przyjęcie urodzinowe dla moich rodziców i braci, których zaprosiłam na sobotę.

W piątek upiekłam tort, kupiłam lody i owoce, a Adam zrobił tartinki. Potem zawieźliśmy wszystko do mojego mieszkania i zostawiłam to w lodówce.

– Mam nadzieję, że do jutra nie zabraknie tu prądu – zaśmiałam się, zamykając mieszkanie na klucz.

– Ale ty masz pomysły... – westchnął Adam. Wróciliśmy do jego domu i resztę dnia spędziliśmy w ogrodzie ze szczeniaczkami Nuki, które już były mobilne i bardzo ciekawskie.

– Jesteś pewien, że chcesz się przedstawić mojej rodzinie? – spytałam go, kiedy leżeliśmy już wieczorem w łóżku.

– Kiedyś i tak bym musiał – odparł. – A jeśli dzięki temu mają cię nie zadręczać, od kiedy się dowiedzą, że jednak mieszkasz u mnie...

– No tak, w końcu będę musiała im powiedzieć, gdzie mieszkam...

– A właśnie... co z tym twoim mieszkaniem? – spytał.

– Tu są przynajmniej dwie kwestie do poruszenia. A nawet i trzy – zauważyłam.

– Czyli co?

– Czy mam je oddać? A jeśli tak to czy zabiorę moje rzeczy do ciebie czy zostawię u rodziców? I w końcu... jak mam się dokładać do mieszkania u ciebie? Bo przecież normalne, że zużywam prąd, wodę, masz jakieś dodatkowe koszty z powodu mojej obecności...

– Mogę od początku?

– Jasne.

– No więc tak, mam nadzieję, że oddasz to mieszkanie i nie będziesz już chciała mieszkać inaczej niż ze mną – odpowiedział pewnym tonem.

– No dobrze. I co dalej?

– Jeśli masz jakieś rzeczy, które są ci potrzebne, to oczywiście możesz je zabrać do mnie. Jest jeden nieumeblowany pokój, zmieszczą się tam. Jeśli jednak miałyby się dublować, to lepiej je odwieźć do twoich rodziców albo... sprzedać, jeśli u nich nie ma na nie miejsca – stwierdził.

– Nie myślałam o tym w ten sposób... – musiałam przyznać. – Muszę się nad tym zastanowić.

– Jeśli zaś chodzi o trzecią kwestię, to nie życzę sobie, żebyś płaciła za mieszkanie u mnie ani jakiekolwiek opłaty. Za dużo masz pieniędzy?

– Adasiu... Nie za dużo, ale nie czuję się komfortowo „na pasożyta".

– Nic z tych rzeczy – oburzył się. – Podzieliliśmy się obowiązkami, a ty i tak robisz więcej niż trzeba. Kupiłaś mi kwiatki, robisz zakupy... Mam inny pomysł.

– Tak?

– Tak. Odkładaj od następnego miesiąca to, co teraz płacisz za wynajem i opłaty. Jak się uzbiera coś konkretnego, kupimy ci lepszy samochód.

– Jak to? A co z tym jest nie tak?

– Po pierwsze, wiadomo, kto go zna... A po drugie, u nas lepiej sprawdzają się terenówki. Takie mamy drogi – zaśmiał się. – Co ty na taki układ?

– A co ja mam do gadania? – prychnęłam. – I tak się nie zgodzisz na to, co zaproponowałam.

– Ech... – westchnął Adam. – A ja się boję, że ty nie zgodzisz się na moją propozycję.

– Zgodzę się, ale pod jednym warunkiem...

– Słucham cię.

– Zanim wymyślisz coś nowego, porozmawiaj o tym najpierw ze mną. Nie lubię być stawiana przed faktem dokonanym.

– Tak to odbierasz? Przepraszam, nie chciałem wyjść na tyrana – zaśmiał się.

– Nie wychodzisz na tyrana. Raczej na osobę nadopiekuńczą – odpowiedziałam mu też śmiechem. – Postaraj się mnie traktować normalnie. Nie musisz się ciągle o mnie bać.

– Łatwo ci mówić, jak mi się wydaje, że ciągle coś ci grozi... – westchnął.

– Chyba jednak nie. Wygląda na to, że ty, Jeon i wyrok sądu skutecznie zniechęciliście tego psychola do nachodzenia mnie. Nie widziałam go od ponad miesiąca i bardzo mnie to cieszy.

– Czujesz się bezpiecznie?

– Tak, Adasiu.

– I o to mi chodziło – uśmiechnął się do mnie, a potem pocałował mnie w czoło.

Następnego dnia po obiedzie pojechaliśmy do mojego mieszkania. Zabraliśmy oczywiście też Maksa, żeby mógł zobaczyć się z moją rodziną i pożegnać się z dawnym miejscem. Moi rodzice i bracia przyjechali koło szesnastej. Najpierw przywitali się ze mną i złożyli mi życzenia, a potem przedstawiłam im Adama i zaprosiłam ich na mój tort i tartinki, które upiekł mój ukochany.

Tartinki z truskawkami, kremem budyniowym i galaretką kupiły moją mamę, tak jak wcześniej mnie. Nie mogła się ich nachwalić. Facet, który umie gotować i piec, to coś niesamowitego dla większości kobiet, prawda? Mojemu tacie najbardziej spodobało się to, że Maks tak polubił Adama. On uważał, podobnie jak ja, że pies wie najlepiej czy człowiek jest dobry. Moi bracia nie zamierzali wyrabiać sobie zdania o kimś na podstawie jednego spotkania, ale obaj zgodnie stwierdzili, że dawno nie widzieli mnie w takim dobrym humorze.

Adam nie mówił dużo. Obserwował za to jak ja rozmawiam z rodzicami i braćmi, cieszył się, że smakują im jego tartinki, a przede wszystkim z tego, że ja wyglądałam na zadowoloną. Kiedy moi rodzice i bracia wyszli już, a my posprzątaliśmy po przyjęciu, spytał mnie:

– Podobało ci się?

– Tak, ale cieszę się, że mam to już z głowy na następny rok – zaśmiałam się.

– A ja się cieszę, że ty się cieszysz – stwierdził.

– Adasiu, czasem mi się wydaje, że ty nie jesteś prawdziwy – odparłam. – Nie ma takich idealnych facetów.

– To by oznaczało, że nie znasz mnie jeszcze za dobrze – zaśmiał się. – Mam mnóstwo wad i ciągle się boję, że kiedyś ci zacznie to przeszkadzać...

– Nie ma ludzi bez wad. Ale ja u ciebie ich nie widzę za dużo... Rozumiem, że znamy się trzy miesiące i patrzymy na siebie przez różowe okulary, ale nie jesteśmy przecież dzieciakami. Każde z nas ma jakieś doświadczenia i jakieś oczekiwania od życia. O, tak jak ja z wakacjami nad morzem na przykład – zauważyłam.

– Nie wiesz nawet jak żałuję, że poznaliśmy się w takim momencie, kiedy nie mogę dać ci z siebie wszystkiego... – westchnął. – Te ograniczenia są dla mnie straszne. Czuję się czasem, jakbym był w pułapce.

– Żadne z nas nie miało na to wpływu, że poznaliśmy się teraz, ale... nie ma złego momentu na poznanie kogoś wyjątkowego – stwierdziłam. – Damy sobie z tym radę, prawda?

– Mam nadzieję – odparł. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro