IV.11.
70. Anita
W poniedziałek wróciłam z pracy, zjedliśmy dobry obiad, przygotowany przez Jeona, a ja wybrałam się z psem na spacer. Kiedy wróciłam wbiłam się pod prysznic i przebrałam w lekką sukienkę. Zeszłam na dół i zobaczyłam, że Adaś ma niespotykaną minę.
– Co tam, skarbie? – spytałam.
– Ślicznie wyglądasz – zauważył. – Chodź do kuchni, mam coś dobrego na deser – powiedział. Weszłam więc za nim do kuchni i usłyszałam: „Niespodzianka". Na stole stał kolorowy tort i tartinki... z truskawkami! – Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, kochanie – powiedział Adam i pocałował mnie. Potem podeszli Jumi i Jeon, żeby mnie uściskać i złożyć mi życzenia. To było niesamowite. Nikt do tej pory nie urządził mi przyjęcia-niespodzianki... Uśmiechnęłam się, ale oczy zrobiły mi się mokre ze wzruszenia.
– Dziękuję wam, to najsłodsza niespodzianka urodzinowa, jaką widziałam w życiu – odpowiedziałam. Jumi ukroiła nam po kawałku tortu, który był o tyle nietypowy, że nie miał kremu, tylko składał się z kolorowych warstw ciasta...ryżowego.
– To tradycyjny przysmak z Korei – wyjaśniła mi.
– Tartinek z truskawkami nie muszę ci przedstawiać – dopowiedział Adam, nakładając każdemu na talerzyk po jednej. – I mam jeszcze coś – to mówiąc wyjął z lodówki szampana i cztery lampki. Nalał nam po jednej, podał każdemu i stuknął swoją w moją, mówiąc: – Twoje zdrowie, Anitko.
– Dziękuję, Adasiu – odparłam z uśmiechem. Usiedliśmy wszyscy przy stole. Tort Jumi był niezwykły, ale bardzo smaczny. Tartinki Adama podbiły moje serce, zupełnie jak on. Były doskonałe, dokładnie takie, jak lubiłam najbardziej. – Skąd wiedziałeś, że najbardziej lubię truskawki? – spytałam.
– Nie wiedziałem. Udało mi się trafić – przyznał. – Ale cieszę się, że ci smakują – uśmiechnął się do mnie. – Kiedy zjedliśmy słodkości i wypiliśmy szampana, Adam wyciągnął spod stołu coś jeszcze: – Kochanie, mam dla ciebie prezent – powiedział zagadkowo, podając mi torbę, która nie zdradzała kształtem niczego. Zajrzałam do środka. Były tam trzy spore książki.
– Aż trzy? – spytałam zaskoczona.
– Jedna, ale w trzech tomach – odpowiedział.
– Jeszcze bardziej dziękuję – rzuciłam mu się szyję i wyściskałam go z całej siły. – Ale i tak to ty jesteś moim najlepszym prezentem, wiesz? – spytałam retorycznie.
– Nawet nie wiesz jak mnie cieszy, że ci się to podoba – odpowiedział mi skromnie.
Niedługo już siedzieliśmy w kuchni. Potem my poszliśmy na taras, a Jumi i Jeon zniknęli nam z pola widzenia. Pewnie ulotnili się specjalnie, żeby nie przeszkadzać... Leżeliśmy na tarasie, na leżakach stojących obok siebie, trzymając się za ręce i podziwiając zachód słońca nad lasem.
– Dziękuję ci, Adasiu, to było naprawdę niezwykłe popołudnie – powiedziałam.
– Nie bardziej niezwykłe niż ty – odpowiedział mi z uśmiechem. – Od wczoraj wychodziłem z siebie, żeby wymyślić coś na twoje urodziny. Dobrze, że przyjaciele mi pomogli...
– Domyśliłam się, że nie dałbyś rady zrobić wszystkiego sam. To i tak nie zwalnia cię z odpowiedzialności za mój dobry humor – dodałam, puszczając do niego oko.
– Nie ma dla mnie nic ważniejszego niż twoje szczęście – odparł poważnie.
– To najpiękniejsze urodziny, jakie miałam w życiu – odpowiedziałam i zamknęłam oczy, rozkoszując się tą chwilą. Adaś trzymał mnie za rękę, słońce padało na moją twarz i oświetlało ją delikatnie, uśmiechnęłam się do siebie, do słońca, do tego dnia. – Masz trzydzieści jeden lat – powiedział mój wewnętrzny głos. – I w końcu twoje życie wygląda tak, jak powinno.
Spodziewacie się sielanki czy będzie jeszcze "ciekawie"? ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro