IV.10.
69. Adam
W niedzielę wieczorem zasypiałem jednocześnie szczęśliwy i zaaferowany. Anita uraczyła mnie tego dnia kilkoma informacjami, które musiałem przetrawić.
Pierwsza, to że nazajutrz ma urodziny i chcą ją odwiedzić rodzice (którzy nadal nie wiedzieli, że mieszka u mnie). Podsunąłem jej pomysł, żeby zrobiła przyjęcie w swoim mieszkaniu. Oczywiście musiałem się określić co do swojej obecności. Uznałem, że nie będzie ona w stanie zaszkodzić moim przyjaciołom, a moja ukochana będzie się czuła lepiej. Tak. To była dobra decyzja.
A druga informacja, którą wrzuciła mi Anita, to... że chciałaby pojechać na wakacje nad morze. Sama. To nie była przyjemna myśl. Jednocześnie widziałem, że zależy jej na mnie, że liczy się z moim zdaniem i że przede wszystkim... liczy się też z moimi uczuciami. Musiałem to sobie po prostu poukładać w głowie. Wtedy odezwał się mój wewnętrzny głos: – Facet, masz trzydzieści dwa lata, super kobietę i ustabilizowane życie zawodowe – przypomniał mi. – Fakt, twoje życie prywatne to kocioł, ale tylko na pewien czas – dodał mój głos rozsądku. – Straszne, że nie możesz jechać nad morze z kobietą swojego życia, ale ostatecznie to nie koniec świata. Kiedyś pojedziecie razem... – podsumował. Miał rację. Uznałem, że nie ma czym się aż tak martwić. W końcu to ona mogłaby mieć do mnie pretensje, że nie mogę z nią pojechać na wakacje.
Pozostała kwestia prezentu urodzinowego dla Anity. Musiałem szybko coś wymyślić, bo nie było dużo czasu. Po spacerze ustaliłem już z przyjaciółmi, że pomogą mi coś przygotować jutro, kiedy Anita będzie w pracy. Jumi zostały tylko trzy egzaminy i już nie jeździła do Wrocławia na zajęcia w tygodniu, mogliśmy więc liczyć też na nią.
Wieczorem, kiedy już leżeliśmy w łóżku i mieliśmy zasypiać, Anita przytuliła się do mnie i powiedziała, że jej ze mną dobrze. Co lepszego facet mógłby usłyszeć od kobiety, którą kocha?
W poniedziałek rano moja Anitka pojechała do pracy, a ja przystąpiłem do działania:
– Jeonie, zajmij się zwierzakami – poprosiłem.
– Nie ma sprawy – odparł mój przyjaciel.
– A ciebie, Jumi, proszę, żebyś pojechała ze mną na zakupy. Trzeba kupić coś na przyjęcie i pomożesz mi wybrać prezent dla Anity – poprosiłem.
– Oczywiście, zaraz jedziemy – odparła. Pojechaliśmy do najbliższego miasteczka, niecałe dziesięć kilometrów od naszej wsi. Jumi wybierała produkty spożywcze, które były jej potrzebne do zrobienia czegoś słodkiego po koreańsku, a ja to, co było potrzebne na tartinki z truskawkami. Potem poszliśmy do księgarni.
– Jestem pewien, że Anita lubi książki – stwierdziłem. – Tylko nie wiem jaką wybrać.
– Ja też jestem pewna, że lubi czytać – uznała Jumi. – Ale nie wypada kupować ukochanej kobiecie książki kucharskiej albo takiej, która się przyda w pracy – zaśmiała się.
– To co radzisz?
– Powieść. Dobrą pozycję z literatury światowej. Na polskiej nie znam się w ogóle – stwierdziła. Przeszukaliśmy półkę z dobrymi pozycjami i wybraliśmy razem powieść Haruki Murakami, japońskiego pisarza, który ostatnimi laty święcił triumfy na półkach księgarni na całym świecie. 1Q84. Trzy grube tomy.
– To doskonała książka, słyszałam o niej jeszcze w Korei – zauważyła Jumi. – Anicie się na pewno spodoba.
– Dziękuję ci za pomoc, nie wiem czy bez ciebie bym umiał coś wybrać.
– Nie ma sprawy, od tego się ma przyjaciół – stwierdziła Jumi. Kupiłem tę książkę, mając nadzieję, że Anicie naprawdę się spodoba. Potem wróciliśmy do domu i Jumi wzięła się za pieczenie swojego koreańskiego przysmaku – kolorowego ryżowego tortu. A ja zarobiłem spody pod tartinki. Potem przygotowałem krem budyniowy i galaretkę. Kiedy spody przestygły, nałożyłem krem i truskawki. Galaretkę musiałem chłodzić w zamrażarce, żeby szybko stężała, ale się udało. Zanim Anita wróciła z pracy, tartinki z truskawkami były gotowe. Podobnie jak obiad, który tym razem zrobił Jeon. Jako drużyna spisaliśmy się świetnie.
– Dziękuję wam za pomoc. Sam nigdy bym tego nie ogarnął.
– Wiadomo – zaśmiał się Jeon. – Ale od tego się ma przyjaciół – powtórzył to, co wcześniej powiedziała mi Jumi.
Kiedy Anita wróciła, zjedliśmy obiad jakby nigdy nic. Potem posprzątaliśmy po obiedzie, a ona wybrała się na spacer z Maksem. W tym czasie przygotowaliśmy wszystko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro