III.9.
44. Anita
Chciałam rozmawiać z nim o czym innym, a zeszło na kwiatki, a potem na pieski. To prawda, bardzo chciałam zobaczyć małe szczeniaczki, ale nie one spędzały mi sen z powiek. Sama nie potrafiłam sobie wyobrazić jak będzie wyglądało moje życie po tej sprawie w sądzie, a co dopiero czy i jak zmieni to moją relację z Adamem. Nazajutrz Adam miał mnie odwieźć rano do rodziców, żebym stamtąd mogła pojechać do pracy, ale jeszcze tego wieczoru próbował mnie przekonać, jak bardzo mu na mnie zależy.
Kiedy leżeliśmy już w łóżku i szeptem powiedział mi do ucha, że myślał od popołudnia jak mnie tu zaciągnąć, zebrało mi się na śmiech:
– Adasiu, a od kiedy to trzeba nad tym specjalnie myśleć? Przecież nie raz już potrafiłeś mnie nakłonić do tego, czego chciałeś...
– Nie chciałbym, żebyś pomyślała sobie, że zależy mi tylko na jednym – odpowiedział wtedy.
– Nie myślę tak – zaprzeczyłam. – Mam nadzieję, że ty też nie? – spojrzałam na niego pytająco.
– No co ty – oburzył się. – Zauważyłem już, że mnie troszkę lubisz – dodał, drocząc się ze mną.
– Troszkę? – udałam oburzenie. – A może bardzo-bardzo?
– Jak bardzo? – spytał poważnie.
– Tak, żeby się do tego przyznać – odparłam – i żeby dać ci szansę się o tym przekonać – dodałam, całując go w usta. Potraktował to, jak zaproszenie, zresztą, całkiem słusznie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro