Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III.2.

37. Adam

Uwielbiałem ten czas, który Anita spędzała u mnie. Chyba było widać po mnie, jak jestem szczęśliwy, bo moi przyjaciele patrzyli na mnie, jedno przez drugie i tylko porozumiewawczo przekazywali sobie znaki. Czasem podśmiewywali się ze mnie, a czasem spoglądali na mnie i na siebie nawzajem z rozczuleniem.

Oczywiście nie mogli mnie widzieć wtedy, kiedy byłem najszczęśliwszy, to znaczy późnymi wieczorami, kiedy byłem w łóżku z Anitą. Zacząłem naprawdę marzyć, że tak mogłoby być już zawsze, ale z mojego cudownego snu wyciągnął mnie kalendarz. Była niedziela wieczorem. Anita miała jutro rano jechać do pracy. Zamiast kochać się z nią jak szalony, leżałem z nią w łóżku i martwiłem się, jak to będzie. Ona chyba zauważyła moje rozkojarzenie, bo w końcu spytała mnie zdziwiona:

– Co ci jest, Adasiu? Już masz mnie dość?

– Chyba żartujesz! – oburzyłem się. Nie wiem skąd brały jej się tak absurdalne pomysły... Jak mógłbym mieć jej dość???

– No to co jest? Mów, bo widzę, że coś cię gryzie... i się martwię, że to przeze mnie.

– Nie przez ciebie, ale trochę z twojego powodu – wyjaśniłem.

– To znaczy?

– Idziesz jutro do pracy?

– Tak, jutro jest poniedziałek. Zwolnienie miałam tylko do końca tygodnia.

– No właśnie. A ja się już martwię. Nie wiem co ten psychol jeszcze wymyśli, a sprawa w sądzie jest dopiero w piątek.

– Muszę iść do pracy – odpowiedziała po prostu. – Zresztą, tam jestem bezpieczna. Budynek ma ochronę, jest monitoring... Tylko nie wiem nadal jak się tam dostanę.

– Jutro pojedziesz autem Jeona – stwierdziłem. – Bo moje ten psychol już zna, a Jumi jedzie jutro na zajęcia do Wrocławia.

– No dobrze. A co potem?

– Tak będzie do środy. Wtedy wróci Jumi. W czwartek pojedziesz jej autem, a w piątek pojedziemy do sądu razem. Moim.

– Ciekawie to zaplanowałeś – zaironizowała.

– Co ci się nie podoba? – spytałem poirytowany.

– Wszystko jest okej – odparła. – Ale jak trzy razy pojadę autem Jeona, a ktoś by mnie obserwował, to też się do niego dobiorą.

– Co proponujesz? – spytałem, musząc przyznać jej rację. Znowu jest bystrość mnie onieśmieliła.

– We wtorek pojadę autobusem.

– A w środę?

– Odwieziesz mnie z rana pod dom rodziców?

– Jasne. A co potem?

– Potem przenocuję u nich albo odbierzesz mnie stamtąd wieczorem. Gdyby ktoś chciał mnie śledzić po drodze z pracy, pomyśli, że mieszkam u rodziców.

– Oczywiście, że cię odbiorę. Trochę to zagmatwane, ale brzmi rozsądnie. Jak nie będziesz dwa razy z rzędu jechała tym samym autem, nie będzie mógł cię łatwo wyśledzić...

– ...I o to nam właśnie chodzi – dokończyła moją myśl. Odpowiedziała na wszystkie moje pytania i rozwiała wątpliwości. Ta kobieta stanowczo przerastała inne o klasę. A ja znowu poczułem, jak uczucie do niej mnie ogarnia i obezwładnia.

– Kocham cię – powiedziałem cicho – i pragnę cię strasznie – dodałem, patrząc na nią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro