Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III.19.

54. Anita

Spędziliśmy znów cudowny weekend, a Adam wrócił do siebie dopiero w poniedziałek rano.

Skończył się maj i zaczął czerwiec. Na dworze było naprawdę ciepło. Kolejny tydzień wyglądał tak samo jak poprzedni. Oboje pracowaliśmy normalnie, rozmawialiśmy ze sobą codziennie wieczorem, a na weekend Adam przyjechał do mnie.

Tym razem jednak nie jechaliśmy do lasu, bo miejsca nad wodą nagle zaroiły się w weekendy od ludzi. Zrobiłam za to grilla u siebie na ogródku i zaprosiłam na niego Marcina, który akurat bajerował jakąś dziewczynę na swoim podwórku. Przyszli oboje. Spędziliśmy miły wieczór przy piwie i kiełbaskach, a kiedy sąsiad zawinął swoją nową „zdobycz" do siebie, a my posprzątaliśmy... nadrobiliśmy zaległości z całego tygodnia.

Adam się trochę uspokoił i wyluzował. Domyśliłam się, że wcześniej go tak stresował ten mój brak odzewu na jego wyznania miłości. Teraz poczuł się pewniej i nie panikował już wcale. Od czasu do czasu wracał do nas jednak motyw wspólnego mieszkania. Nawet ja zauważyłam, że Adam poświęca mi dużo czasu, który powinien przeznaczyć na pracę. Przecież jego zwierzaki potrzebowały opieki również w weekendy, a Jeon nie mógł wiecznie wszystkiego ogarniać sam. W weekendy miał Jumi, której przecież też nie widział przez cały tydzień. Przy kolejnym weekendzie ten temat powrócił...

– Dobrze, następny weekend spędzimy u ciebie – obiecałam.

– Wiesz, że niezupełnie o to mi chodziło – westchnął.

– Wiem, ale... – właściwie nie miałam argumentu. Co mnie tak powstrzymywało przed zamieszkaniem z nim? Jumi i Jeon w domu? A może jego oficjalny stan cywilny? Nie mogłam sobie wyobrazić jak powiem rodzicom, że mieszkam z facetem, którego nie znają. Nie mówiąc już o tym, że oficjalnie jest żonaty.

– Co, ale?

– Przepraszam, albo nie mam żadnego konkretnego argumentu, albo mam ich całe mnóstwo i nie wiem od czego zacząć – stwierdziłam.

– To może zrobimy analizę SWOT, mój bystrzaku? – zaśmiał się.

– A z czyjej perspektywy?

– Z obojga naraz? – zaproponował.

– No, to jest uczciwe podejście – zauważyłam – pod warunkiem, że oboje będziemy zupełnie szczerzy...

– Obiecuję, że będę się bardzo starał – powiedział wtedy Adam.

– Dobrze. To zaczynamy od mocnych stron?

– Zgodnie z teorią – odparł. – Mocne strony twojego mieszkania u mnie to... hmmmm... widzę cię na co dzień, nie tęsknię, nie spędzam samotnych wieczorów w moim łóżku – to mówiąc uśmiechnął się szelmowsko.

– Ty łobuzie – zaśmiałam się. – Wiedziałam, że o tym wspomnisz.

– A ty nie?

– Zaraz zobaczysz, ale najpierw ty skończ swoją część.

– Dobrze. Poza tym miałbym więcej czasu na pracę, nie musiałbym zostawiać gospodarstwa na cały weekend na głowie przyjaciół. No i miałby kto zadbać u mnie o kwiatki – zaśmiał się, kończąc swoją wypowiedź.

– Okej, to teraz ja. Mocne strony mojego mieszkania u ciebie... stanowczo wspólne spanie i brak tęsknoty, zwłaszcza wieczorami. – Tu Adam uśmiechnął się z satysfakcją. – Na codzienny seks nie liczę, na pewno odpadłbyś szybciej niż ja – puściłam do niego oko. – A tak poważniej... Codzienne wspólne posiłki. Poza tym większe podwórko dla Maksa, fajny taras i pole do popisu, jeśli chodzi o ogródek kwiatowy – zaśmiałam się.

– Zobaczymy, kto spuchnie pierwszy – odparł, nie zrażony moimi docinkami. – Ciekawe, że wymieniłaś podobne mocne strony, jak ja.

– Tak. Ale teraz trudniejsza część... Słabe strony.

– Ja nie widzę żadnych – odparł Adam.

– Ani jednej???

– Nie, nic nie przychodzi mi do głowy.

– A mi tak...

– Mów, obiecuję, że zniosę to dzielnie – odparł, patrząc mi w oczy.

– Brak własnego mieszkania, brak możliwości zaproszenia do siebie rodziców czy znajomych, zupełny brak samotności, ciągła obecność kilku osób... W końcu dalekie dojazdy do pracy, a najgorsze ze wszystkiego... konieczność ukrywania prawdziwej relacji przed całym światem.

– Masz rację, ale mieszkając tu, też musisz ją ukrywać. Mieszkanie u mnie nic nie zmieni.

– Ale zmieni moje relacje z rodziną i przyjaciółmi – uznałam.

– Moje też zmieniło... – wyrwało się Adamowi.

– Co masz na myśli?

– Nic.

– Nie, powiedz mi. Nigdy nie mówisz o swoich rodzicach, o rodzinie... Co z nimi?

– A co ma być? – zirytował się Adam. – Kiedy wróciłem z Korei i przedstawiłem im Jumi, strasznie się na mnie obrazili. Nie wiem czy ze względu na nią czy w ogóle z tego powodu, że ośmieliłem się wziąć z kimś ślub na drugim końcu świata, nie informując ich o tym. Nie zaakceptowali jej. Nie przyjeżdżają do mnie w ogóle. Tylko moja babcia mnie rozumiała. Jej jedynej powiedziałem prawdę. Wspierała mnie. Babcia wiedziała co to znaczy uciekać przed reżimem. Jako dziecko była z rodziną na Syberii... Ale ona zmarła półtora roku temu. Rodzice chyba się mnie wyrzekli. To nawet lepiej, bo nie muszę udawać więcej niż na co dzień. Ale i tak mi trochę przykro...

– Mi też jest przykro, że tak cię potraktowali najbliżsi...

– Niepotrzebnie, kochanie. Wiedziałem, na co się piszę. Obiecałem, że pomogę Jeonowi i Jumi, i że zrobię wszystko, żeby im się udało. Oczywiście tak było, dopóki nie poznałem ciebie. Teraz zrobię dla nich tylko to, co nie będzie wymagało poświęcenia ciebie. Oni to chyba też już zrozumieli.

– Ale ja nie.

– Czego tu można nie rozumieć? Gdybym musiał wybierać między bezpieczeństwem twoim i ich, wybrałbym ciebie.

– Nie chciałabym tego.

– Nie masz wyboru. Jesteś dla mnie najważniejsza – powiedział.

– Ale wymagasz ode mnie, żebym zostawiła rodzinę i znajomych, bo w obecnej sytuacji inaczej by to nie mogło wyglądać.

– To już naprawdę niedługo, Anitko...

– Pewnie masz rację, ale nie wiemy, co nas jeszcze czeka przez ten czas.

– Ale czy się tego dowiemy, to już zależy od ciebie. Tak więc widzisz, że rozumiem twoje obawy i widzę, że słabe strony mieszkania ze mną dla ciebie istnieją i są realne. Ale możesz mi wierzyć, że będę starał się z całych sił, żeby jakoś ci je zrekompensować.

– Wierzę ci, Adasiu – pocałowałam go i przytuliłam się na chwilę. – Zostały nam jeszcze dwie kolumny w tabelce – uśmiechnęłam się do niego. Co powiesz na temat szans?

– Najważniejszą szansą dla mnie jest to, że będziemy razem, że dzięki temu oboje przekonamy się, że to co do siebie czujemy może być trwałe, rozwinąć się i... zaowocować w przyszłości.

– Co masz na myśli?

– Anitko, jesteś mądrą kobietą. Jak to możliwe, że tak nieżyciową? Przecież to jasne, że kiedy już wypełnię umowę z moimi przyjaciółmi, chciałbym się z tobą ożenić i mieć dzieci...

– A... – nie wiedziałam co odpowiedzieć. Całkiem mnie zamurowało. Facet, który miał być związany umową z Jumi i Jeonem jeszcze przez dwa lata, mówił mi o tym, że chciałby się ze mną ożenić i mieć ze mną dzieci. To była bardzo abstrakcyjna sprawa...

– Nie mów nic. To nie było pytanie, nie wymagam od ciebie żadnych deklaracji. Byłem szczery, tak jak obiecałem. Teraz twoja kolej...

– Dobrze. Adasiu, ja też widzę jakąś szansę w mieszkaniu z tobą, ale nie umiem w tej chwili tak daleko wybiec myślami w przyszłość. Masz rację, że to jedyna okazja, żebyśmy mogli lepiej się poznać i rozwinąć naszą relację. Nawet jeśli na zewnętrz musimy się ukrywać, to w domu możemy i musimy być sobą.

– Cieszę się, że myślisz tak, jak ja – odparł.

– Zostały nam zagrożenia. To chyba najtrudniejsza część.

– Masz rację – przyznał mi. – Ja widzę takie zagrożenie, że ktoś z zewnątrz zacznie się niepotrzebnie interesować tym, że mieszkamy we czworo. Tu mi się przypomniało, tak przy okazji, że jednak widzę jedną słabą stronę mieszkania u mnie – zaśmiał się.

– Jaką?

– Rzadko kiedy będziemy mieli okazję, żeby być sami...

– No tak. Ja też o tym wspomniałam.

– Ale to tyle. Zagrożenie jednak nie łączy się z tym, że Jeon i Jumi mieszkają u mnie, tylko z tym, że komuś to zacznie przeszkadzać. Wiesz, nie mówiłem ci o tym, ale rok po naszym przyjeździe do Polski mieliśmy kontrolę z urzędu wojewódzkiego. Wydział do spraw cudzoziemców z Wrocławia zainteresował się obecnością Koreańczyków na swoim terenie. Wtedy daliśmy sobie radę. Jeon pojechał do Francji, rzekomo po nowego psa do hodowli, a ja i Jumi zgrywaliśmy szczęśliwe małżeństwo przez tydzień. Urzędnik dał się nabrać. Wtedy dali nam spokój i przyznali Jumi prawo pobytu na pięć lat. Przynajmniej do końca studiów. Potem ja wybrałem się do Wrocławia z Jeonem, żeby go zgłosić jako mojego pracownika. Dostał pozwolenie na pracę i pobyt na taki sam czas.

– A więc jednak mogą być jakieś kłopoty?

– Tylko gdyby ktoś zaczął podejrzewać, że to podpucha. Na razie się na to nie zapowiada.

– A moja obecność może coś zmienić?

– Nie, jeśli ludzie uznają, że u nas pracujesz albo jesteś z Jeonem.

– Mam się z nim wybrać na spacerek po wsi, trzymając się pod rękę? – spytałam ze śmiechem.

– Nie wiem jak bym to przeżył – przyznał.

– Nie gadaj, może być zabawnie – odparłam rozbawiona. – Ale poważnie, Adasiu, nie widzisz żadnych więcej zagrożeń?

– Nie. A ty jakie widzisz?

– To samo, które widzisz ty, to pewne. Ale tylko dlatego, że nie chciałabym, żebyś musiał wybierać między mną a lojalnością wobec przyjaciół. Chciałabym, żebyś mógł wypełnić daną im obietnicę.

– I co jeszcze?

– I żeby żadne z was na tym nie ucierpiało.

– A żadne z nas?

– No też, oczywiście. Poza tym takim małym zagrożeniem jest właśnie ryzyko, że moja rodzina będzie próbowała za wszelką cenę się dowiedzieć o co w tym chodzi. A nie będę mogła im nic powiedzieć, prawda?

– Lepiej by było nie, ale gdyby miało to zaważyć na twoich relacjach z nimi, nie mógłbym ci zabronić wyjaśnień. Widzisz... moja rodzina nawet mnie nie chciała słuchać.

– Ale im więcej osób wie, tym większe ryzyko dla twoich przyjaciół.

– No właśnie.

– I mimo to chciałbyś, żebym zamieszkałą z tobą?

– Bardzo.

– No to musimy podsumować naszą analizę SWOT – odparłam.

– Tak. Ja tu widzę, Anitko, że oboje znaleźliśmy najwięcej mocnych stron. Więcej niż czegokolwiek innego i całkiem podobnych – zaśmiał się. – A do tego dużą, ważną szansę. W dodatku tę samą.

– Jeśli chodzi o słabe strony, to ja widzę ich stanowczo więcej niż ty, ale jedna nam się pokrywa. Musimy zdecydować czy życie w dużej grupie nam odpowiada.

– Ja nie mam wyboru. I tak żyję w tej grupie – zaśmiał się – więc decyzja należy do ciebie.

– No i najsłabszy punkt naszej analizy, czyli zagrożenia. Ty się boisz tylko tego, że ktoś odkryje waszą prawdziwą relację i nielegalną umowę, która was połączyła.

– A ty tego, że ktoś zmusi cię, żebyś nas wydała. Sama widzisz, że to mało prawdopodobne. Może jednak uda nam się ukryć wszystko do momentu aż Jumi dostanie polskie obywatelstwo?

– Masz rację, mimo wszystko jest większa szansa, że to się uda. Tylko niesłychanie nieszczęśliwy zbieg wydarzeń mógłby nas wydać wcześniej. Nie możemy go wykluczyć, ale nie trzeba też obawiać się, że na pewno tak się stanie. To już jest czynnik zewnętrzny i niekoniecznie zależy nawet od mojej obecności u ciebie, chociaż prawdopodobieństwo wtedy trochę rośnie.

– Jednak w każdym z tych przypadków tobie nadal nic nie grozi, dlatego dla mnie to nie jest duże ryzyko – zakończył moją analizę Adam.

– Wyrażasz zgodę na okres próbny? – spytałam go wtedy?

– Co masz na myśli? – zdziwił się.

– Mam miesięczny okres wypowiedzenia w umowie najmu mieszkania. Od kiedy zamieszkam u ciebie, przez miesiąc będę jeszcze miała to mieszkanie. Jakby coś nam nie wyszło, wrócę tu i wycofam wypowiedzenie. A jeśli po niecałym miesiącu nadal oboje będziemy chcieli razem mieszkać u ciebie, to będzie trzeba stąd zabrać moje rzeczy.

– To znaczy, że się zgadzasz? – Adam nie dowierzał.

– Tak, zgadzam się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro