Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III.17.

52. Anita

Kiedy powiedziałam mu, że w końcu będę mogła wrócić do domu, jakby przygasł. Zrozumiałam od razu. Nie musiał mi nawet mówić, że liczył na to, że z nimi zostanę. Ja jednak potrzebowałam czasu i przestrzeni tylko dla siebie. Bez strachu, bez niepokoju, bez wiszącej nad głową groźby. Chciałam w końcu być wolna i żyć po swojemu. A jeśli zapragnę się z kimś związać, to nie dlatego, że się boję i potrzebuję, żeby ktoś mnie chronił. Chciałam związku opartego na partnerstwie, równości, szacunku i poczuciu wzajemnego wsparcia. Nie chciałam być pod niczyją „opieką".

Tak jak obiecałam Adamowi, zostałam u niego do końca weekendu. Spędziliśmy razem przyjemnie czas. Nawet bardzo przyjemnie... Adaś więcej nie narzekał. Jumi i Jeon zajęci byli głównie sobą, więc nie wchodziliśmy sobie w drogę. Pogoda była piękna, Maks szalał na dworze, a my głównie w domu.

W niedzielę wieczorem Adam odwiózł mnie i Maksa do domu.

– Mogę zostać na noc? – spytał.

– Możesz – zgodziłam się bez wahania. Spodziewałam się takiego pytania i naprawdę nie miałam nic przeciwko obecności Adama u mnie tej nocy. Na „swoim terenie" czułam się pewniej, mogłam tu też dać więcej z siebie. Spędziliśmy razem cudowną noc. Chyba on też poczuł różnicę, choć pewnie przypisywał ją wygranej sprawie w sądzie i mojemu zwiększonemu poczuciu bezpieczeństwa.

Rano pożegnaliśmy się czule i Adam zawiózł mnie do pracy, a sam wrócił do domu. Wróciłam do normalnego życia. Po pracy odebrałam mój samochód od rodziców i spokojnie wróciłam do domu. Wreszcie bez ciążącego mi do tej pory pytania o to, co jeszcze może mi się przytrafić.

Ten tydzień minął mi spokojnie i w normalnym tempie. Wracałam z pracy, gotowałam obiad, wychodziłam na spacer lub na rower z Maksem. Zrobiłam też zakupy i uzupełniłam zapasy w domu. Wieczorami, kiedy leżałam już w łóżku, rozmawiałam z Adamem. Opowiadaliśmy sobie co robiliśmy w ciągu dnia, czasem świntuszyliśmy do słuchawki, zaliczyliśmy raz nawet seks przez telefon. To było ciekawe doświadczenie.

Powoli zaczynałam odczuwać różnicę w moim życiu przed i po poznaniu Adama. I nie chodziło już o to, że uratował mi psa i z nim czułam się bezpiecznie. Po prostu kiedy z nim byłam, a nawet tylko rozmawialiśmy, czułam się lepiej.

W piątek po pracy dostałam smsa: „Ja do Ciebie czy Ty do mnie?". Zaśmiałam się, ale musiałam mu przyznać, że pytanie było postawione słusznie. I miło, że zostawił decyzję mi. Ponieważ u mnie nikt go nie znał oraz nie miałam żadnych dodatkowych lokatorów, uznałam, że będziemy tu mieli więcej swobody. Odpisałam mu więc: „Zapraszam do mnie, zaraz robię obiad". I szybko pojechałam do domu. Na miejscu wypuściłam Maksa i wzięłam się za gotowanie.

Radosne szczekanie psa poinformowało mnie o tym, że mamy gościa. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, jak Adam wita się z moim psem. Zwierzak mało nie posikał się z radości. Stanowczo nikogo nie lubił tak, jak swojego nowego weterynarza. Adam zapukał do moich drzwi.

– Nie musisz pukać – wyjaśniłam. – Było otwarte, czekałam na ciebie. – Uśmiechnął się do mnie i zaraz potem wziął mnie w ramiona i gorąco pocałował.

– Tęskniłem – powiedział tylko.

– Ja też, Adasiu – odparłam. – Ale teraz mamy już dla siebie cały weekend.

– Och, już nie mogę się tego doczekać. Od czego zaczynamy? – spytał.

– Oczywiście od obiadu – zaśmiałam się. – A potem możemy zaszaleć.

– W domu czy w lesie? – spytał.

– Mówisz o obiedzie?

– Oczywiście. A o czym ty pomyślałaś? – zachichotał.

– Pewnie o tym samym, co ty – zaśmiałam się. – Może być w lesie. Zaraz spakuję nasze spaghetti serowe do pudełek, a ty zgarnij Maksa, okej?

– Jasne, kochanie – odparł i wyszedł na dwór zawołać psa. Zapakowałam nasz obiad, wodę do picia dla nas i dla Maksa i małą paczkę psich ciasteczek.

– Masz swój koc? – spytałam Adama, który właśnie wszedł do domu z Maksem.

– Oczywiście, zawsze go wożę w aucie – odparł.

– Nawet nie chcę pytać po co – zaśmiałam się.

– Ej... – zaprotestował. – A ty dalej swoje. Ile razy mam ci powtarzać, że nie zabieram na pikniki do lasu żadnych moich klientek? No, to znaczy... oprócz ciebie, ale ty już dawno nie jesteś moją klientką. Maks jest zdrowy jak ryba.

– Dobra, dobra – pokazałam mu język.

– Jesteś niepoprawna – odparł, biorąc ode mnie torbę z jedzeniem i piciem. Wzięłam tylko smycz dla Maksa i zamknęłam mieszkanie, a Adam zaniósł wszystko do auta. Pojechaliśmy w nasze stałe miejsce. Maks zaczął radośnie biegać wkoło, rozpoznając teren. Zjedliśmy obiad i przeszliśmy się brzegiem jeziorka. Adam rzucał Maksowi patyk, który mój pies zawsze bezbłędnie aportował.

Kiedy futrzak zajął się gryzieniem patyka, wróciliśmy na kocyk. Słońce akurat przebijało się przez drzewa padając w to miejsce. Położyłam się na kocu i zamknęłam oczy. Poczułam się prawie jak na plaży. Adam, niewiele myśląc, zrobił to samo, co ja. Po chwili jednak zmienił zdanie i złapał mnie za rękę.

– Adasiu, relaksuję się... – wyrzuciłam mu z lekką pretensją w głosie.

– Co ja poradzę na to, że tak na mnie działasz? – spytał, pochylając się nade mną i całując mnie w usta. To było przyjemne, nie powiem, ale musiałam pomarudzić...

– Zasłaniasz mi słońce – zaśmiałam się.

– Ty mi też – odparł poważnie. – I nie tylko słońce. Przesłaniasz mi cały świat – dodał.

– Chyba nie jestem aż tak wielka? – udałam oburzenie.

– Nie, właściwie jesteś malutka, ale za to potężna – ta kwazi-filozoficzna rozmowa zaczynała mnie bawić, więc uśmiechnęłam się na taki oksymoron. – Twoja siła oddziaływania na mnie jest większa niż jakakolwiek inna – wyjaśnił.

– A ty masz taki urok osobisty, że pozwalam ci na wszystko – odparłam, wystawiając do niego język z żartobliwym geście.

– Nieprawda – odparł szybko. – Nie na wszystko. Gdyby tak było, przekonałbym cię, żebyś zamieszkała ze mną.

– Może mnie kiedyś przekonasz – odparłam i uśmiechnęłam się do niego. – A na razie dopiero odzyskałam swoje życie i zamierzam się nim cieszyć. Oczywiście z twoim udziałem – dodałam, przyciągając go do siebie i całując w usta. – A teraz jest mi lepiej niż kiedykolwiek do tej pory.

– Naprawdę? – nie dowierzał.

– Naprawdę. Jestem wolna, nic mi nie grozi, czuję się bezpiecznie... i mam najfajniejszego faceta na świecie.

– Tak mnie postrzegasz? – zdziwił się.

– A nie zauważyłeś? Widzisz, że jest inaczej niż wcześniej. Maks nie jest już pretekstem do naszych kontaktów. Rozmawiamy codziennie, spędzamy ze sobą weekendy, łączy nas coś więcej niż... fizyczny pociąg, choć nie da się ukryć, że to też jest fajne – zaśmiałam się, kończąc to zdanie.

– Bardzo fajne – odparł, całując mnie znowu – ale masz rację, łączy nas coś więcej – spojrzał mi w oczy i wiedziałam już, co powie...

– Kocham cię, Anito. – Znowu poczułam to ciepło rozchodzące się po całym ciele, lekko przyśpieszyło mi tętno, westchnęłam cicho, a potem nabrałam więcej powietrza, które wypuściłam powoli. – Co teraz czujesz? – spytał Adam, widząc, że coś dziwnego się ze mną dzieje.

– To samo – odparłam. Nie dowierzał. – Naprawdę. Kiedy mówisz, że mnie kochasz, czuję ciepło rozchodzące się od serca i promieniujące na całe ciało, potem czuję, że przyspiesza mi tętno, że potrzebuję więcej powietrza, w końcu kiedy powoli wypuszczam powietrze, zostaje mi tylko taki błogi spokój.

– To znaczy?

– To znaczy, że też cię kocham, głupolu – dodałam, śmiejąc się z niego.

– Nie wierzyłem, że kiedyś to od ciebie usłyszę – westchnął Adam.

– Raczej byłeś zbyt niecierpliwy, żeby na to poczekać – uznałam. – A na dobre rzeczy chyba warto poczekać, co?

– Teraz już wiem, że tak. Dziękuję ci za to, kochanie – odpowiedział i zaczął mnie całować coraz namiętniej, aż w końcu oboje byliśmy jednym pożądaniem. Okoliczności przyrody były tak zachęcające, że Adam włożył mi ręce pod sukienkę i zaczął już rozpinać mój stanik. Jak zwykle przerwał nam Maks.

– Błagam, Maks, musisz się wcinać w takim momencie? – zaśmiałam się, podnosząc się z koca i gładząc wielki łeb mojego futrzaka.

– Może lepiej, że nam przerwał – uznał Adam – bo chyba musimy się zbierać. Ktoś tu przyjechał – zauważył auto zbliżające się polną drogą. – Byłoby dość niezręcznie, gdyby nas nakryli w takiej sytuacji – dodał.

– Masz rację – musiałam mu przyznać, bo w towarzystwie to już nie to samo. – Wracamy do domu. – Zapakowaliśmy nasze rzeczy i Maksa do auta Adama, a potem wróciliśmy do mnie. Na miejscu wypuściłam psa na podwórko, a Adama pociągnęłam za sobą szybko do domu i prosto do sypialni. Po całym tygodniu rozmów i wirtualnych pieszczot oboje byliśmy spragnieni prawdziwej bliskości. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro