Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III.14.

49. Adam

Kiedy zobaczyłem, jak Anita biegnie w stronę lasu, a za nią rzuca się w pościg ten psychopata, ledwo utrzymałem nerwy na wodzy. Jeon jednak przytrzymał mnie za ramię. Musieliśmy trzymać się planu. Po chwili wyszliśmy za nimi, idąc tak cicho i bezszelestnie jak tylko potrafiliśmy. Usłyszałem tylko jak Anita coś krzyczy do niego, a on jej odpowiada.

Kiedy jednak zobaczyłem, jak psychol wyciąga coś z kieszeni... przyśpieszyłem i zaraz znaleźliśmy się za jego plecami. Po oczach Anity zobaczyłem, że nas poznała, ale świetnie zagrała swoją rolę. Powiedziałem tylko w jej stronę: „Uciekaj, dziewczyno!", a ona rzuciła się biegiem do swojego auta i po chwili usłyszałem, jak odjeżdża. Teraz była nasza kolej. Psychol miał nietęgą minę, kiedy nas zobaczył.

– Widzę, że lubisz straszyć bezbronne kobiety... – stwierdziłem, lekko modyfikując głos.

– Nie jest ani bezbronna, ani niewinna – odparł tamten. – Wystawiła mnie perfidnie, zdradzała i uciekła ode mnie, nasyłając na mnie policję – odparł. Nie uwierzyłbym mu nawet, gdybym nie znał prawdy. Jeon sprzedał mu kopniaka w tyłek, aż tamten się przewrócił.

– To nie było pytanie – powiedziałem wtedy. – A to oznacza, że się nie odzywasz – dodałem. Tamten zrozumiał wtedy chyba w jak nieciekawej znalazł się sytuacji, bo też próbował uciec w stronę swojego samochodu. Dogoniłem go kilkom susami, a Jeon zrobił salto i wylądował przed nim, blokując mu drogę. Stanął w pozycji „gotowy do walki", na lekko zgiętych nogach i z rękami w pozycji obronnej.

– To ona was na mnie nasłała? – spytał wtedy psychol.

– Nikt nas nie nasłał. Siedzieliśmy w aucie i czekaliśmy na klienta, kiedy zobaczyłem, jak kobieta ucieka, a ty ją gonisz. Masz przerąbane, gościu – zagroziłem mu – bo my nienawidzimy damskich bokserów.

– Kim wy jesteście, do cholery?! – nie wytrzymał tamten.

– Nie powinno cię to obchodzić – odparłem i znowu Jeon sprzedał mu kopniaka. Tamten zauważył chyba, że z nami nie ma żartów, bo próbował fortelu.

– Ile chcecie? – spytał. – Mam kasę, zapłacę wam. – Widać było, że zaczął się bać.

– Mam w dupie twoją kasę, gościu – odparłem, a Jeon kopnął go tak, że ten aż zgiął się wpół.

– To czego chcecie? – wrzasnął tamten, nie na żarty już przestraszony, widocznie licząc na to, że ktoś nas usłyszy.

– Będziemy cię mieli na oku. Jeszcze jeden taki numer i więcej nie wyjdziesz z lasu... – ostrzegłem go. – A teraz spierdalaj – poleciłem i uciekającego jeszcze kopnąłem w tyłek. Tylko przyśpieszył i nie oglądał się więcej za nami, choć pobiegliśmy za nim w sporej odległości. Wsiadając do auta rzucił jeszcze okiem na naszego „tajniaka" z zagadkowymi azjatyckimi znaczkami zamiast rejestracji i odjechał z powrotem w kierunku miasta.

Powoli ruszyliśmy za nim. Było już całkiem ciemno. Byłem ciekaw gdzie pojedzie. Nie pomyliłem się. Pojechał pod dom rodziców Anity. Z wściekłości się zagotowałem. Nie zważając na to czy ktoś mnie zobaczy wyskoczyłem z auta i pobiegłem do jego samochodu.

Ruszył z piskiem opon i próbował nam uciec. Znowu wskoczyłem do auta i pojechaliśmy za nim. W mieście prawie udało mu się nam uciec, ale znaleźliśmy jego auto na parkingu, na jednym z osiedli. Zapamiętałem miejsce parkowania i zostawiłem mu za wycieraczką karteczkę, którą wydrukowałem wcześniej w domu. „Pamiętaj, znajdziemy cię wszędzie". A potem wróciliśmy z Jeonem do domu.

Było już późno. Uznałem, że lepiej będzie jednak, jeśli Anita przenocuje u rodziców. Zadzwoniłem do niej po drodze:

– Kochanie, nie martw się, wszystko w porządku. Twój były jest już chyba u siebie. Widzieliśmy jego samochód na parkingu na takim dużym osiedlu. Obok sklepu Delikatesy Centrum.

– Tak, to tam mieszka – odpowiedziała.

– Myślę, że więcej cię nie będzie nękał, ale... jakby było trzeba, powtórzymy akcję – zaśmiałem się. – Niestety, jest późno, więc chyba lepiej będzie, jak przenocujesz dziś u rodziców. To nie problem?

– Żaden problem – uznała. – Tylko zadbaj o Maksa, okej?

– Oczywiście.

– Dobranoc, Adasiu...

– Dobranoc, Anitko – odparłem i rozłączyłem się. – Kocham cię – dodałem do rozłączonego już telefonu.

– Czemu ciągle mówisz „kocham cię" do rozłączonego telefonu? – zdziwił się Jeon.

– Ech... – nie chciało mi się tłumaczyć i tylko machnąłem ręką. Nie kontynuował tematu. Kiedy byliśmy już w domu przywitała nas zmartwiona Jumi.

– Wszystko w porządku, kochana – wyjaśnił jej Jeon. – Nastraszyliśmy tylko gada.

– No właśnie – dodałem. – A Anita nocuje dziś u rodziców. Dzięki, brachu – przybiłem z Jeonem wysoką piątkę.

– Nie ma sprawy – odparł mój przyjaciel.

Zjedliśmy kolację i rozeszliśmy się do swoich spraw. To znaczy, oni poszli nacieszyć się sobą po trzydniowej nieobecności Jumi, a ja... znowu musiałem położyć się w pustym łóżku, które po kilku dniach obecności Anity u mnie wydawało mi się bardziej puste niż kiedykolwiek dotąd...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro