III.13.
48. Anita
Na miejscu umówionym z Adamem byłam tuż po dziewiętnastej. To był leśny zjazd przy drodze z drewnianą ławeczką. Tam czekało czarne auto z dziwnymi azjatyckimi znaczkami zamiast tablic rejestracyjnych. – A jednak mają jakiegoś Hyundaia – pomyślałam. Chciałam się upewnić, że na pewno tam są, ale musiałam działać zgodnie z planem. Wysiadłam z samochodu i zaczęłam biec polną drogą w głąb lasu.
Zaraz za mną podjechał tam Mariusz. Zatrzymał samochód i natychmiast wyskoczył z niego, rzucając się za mną w pościg.
– Zostaw mnie w spokoju! – krzyczałam i w pewnym momencie się zatrzymałam, bo nie miałam siły już biec. – Ty masz coś nie po kolei w głowie! – wyrzuciłam mu. – Daj mi spokój i żyj własnym życiem – dodałam zdenerwowana.
– Nic z tego – odparł. – Jeśli ja cię nie mogę mieć, to nikt nie będzie miał – stwierdził i wyciągnął z kieszeni jakiś długi sznurek. Zamarłam na chwilę ze strachu, ale w tym momencie za Mariuszem wyrosły dwie czarne postacie. Zobaczyłam tylko ich oczy i już wiedziałam, że to Adam i Jeon.
– Uciekaj, dziewczyno – powiedział w moim kierunku Adam. Rzuciłam się do ucieczki w stronę mojego auta, a potem do niego wsiadłam i wróciłam nim do rodziców.
Nie wiedziałam co było dalej, a Adam wcale nie zamierzał mi tego opowiadać. Uznał, że lepiej będzie dla mnie, żebym tego nie wiedziała. Wymogłam przecież tylko na nim obietnicę, że go nie uszkodzą. Nie dlatego, żeby było mi żal Mariusza. Po prostu nie pochwalałam bezsensownej przemocy, a Adam z Jeonem mieli nad nim przewagę. Było ich dwóch i sama pokazówka w sali treningowej mi wystarczyła, żeby się przekonać jak są sprawni.
Schowałam więc znowu moje auto do garażu rodziców i czekałam u nich na sygnał od Adama.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro