III.10.
45. Adam
Trochę się z nią droczyłem, chcąc usłyszeć od niej jakiekolwiek słowa świadczące o tym, że choć trochę jej na mnie zależy, ale jedyne, co udawało mi się uzyskać, to czułe gesty i niesamowity seks. Prawda, to było super, ale ja naprawdę już chciałem się dowiedzieć, co ona o mnie myśli. Poza tym ciągle martwiłem się, że coś jej się stanie. To naprawdę był dla mnie stresujący tydzień.
W środę rano, tak jak obiecałem, zawiozłem Anitę z samego rana pod dom jej rodziców i wróciłem do domu przypominając jej, że przyjadę po nią wieczorem. Pocałowała mnie w samochodzie i kazała mi się nie martwić przez cały dzień. Łatwo jej mówić! Wróciłem jednak do siebie, bo miałem trochę pracy. Pamiętałem też, że w środy Jeon zwykle był najbardziej drażliwy, bo od poniedziałku nie widział Jumi.
To nie miał być lekki i beztroski dzień... Ale trudno. Nie takie rzeczy w życiu przeżyłem. Musiałem dać radę, a przede wszystkim nie zadręczać Anity swoimi zmartwieniami. Miała dość własnych. Nie udało mi się jednak uniknąć zamartwiania i w końcu nawet Jeon miał mnie dość:
– Brachu, zawsze ja w środy byłem nieznośny, ale dziś to ty bijesz wszystkie rekordy – zauważył.
– Przepraszam... Co poradzę, że się tak martwię? – spytałem retorycznie.
– Może jednak zadzwonisz do niej, żeby się upewnić, że wszystko w porządku? – zaproponował.
– Nie powinienem przeszkadzać jej w pracy moimi strachami – odparłem. – Będę dzielny. – Jeon tylko spojrzał na mnie z politowaniem i pokręcił głową. Kiedy jednak po południu ona sama do mnie zadzwoniła, już wiedziałem, że coś jest nie tak...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro