Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II.7.

26. Anita

Spędziłam z Adamem cudowny wieczór i jeszcze lepszą noc. Rano zrobił mi śniadanie. Czułam się maksymalnie dopieszczona przez życie. Jednak potem musiałam wracać do domu. A właściwie... dlaczego musiałam? Przecież dostałam tydzień zwolnienia, miałam się zregenerować po wypadku. Nie chciałam jednak spędzić całego tygodnia u Adama.

Miałam przynajmniej kilka powodów. Po pierwsze, nie mieszkał sam, a to utrudniało pełną intymność i możliwości swobodnego poznawania się. Po drugie, dopiero dowiedziałam się o wszystkim i nie czułam się jeszcze zupełnie komfortowo z tym, że mój facet jest żonaty, nawet jeśli tylko na papierze. W końcu miałam też przecież porozmawiać z rodzicami o występkach Mariusza. To wszystko były powody, żeby wracać do domu.

Poprosiłam więc Adama, żeby mnie odwiózł. A on wyskoczył wtedy z pomysłem na swoją miarę:

– Anitko, a co ty na to, żebym pojechał z tobą?

– Co masz na myśli?

– No przecież nie zostawię cię samej na cały tydzień. Umierałbym z niepokoju.

– A twoja praca?

– Jeon obiecał, że się wszystkim zajmie.

– Ależ ty go wykorzystujesz...

– Pracuje u mnie, pamiętasz? Poza tym jest mi coś winny...

– Jest twoim przyjacielem.

– I dlatego nie pozwoliłby mi zostawić cię samej na tyle dni.

– Przekonałeś mnie – poddałam się.

Pożegnaliśmy się z Jumi i Jeonem. Adam spakował kilka swoich rzeczy do małej torby, a potem wpuścił mojego Maksa do samochodu. W końcu wsiedliśmy też my i pojechaliśmy do mnie.

Do końca tego weekendu praktycznie nie wychodziliśmy z łóżka, a jeśli już wychodziliśmy, to tylko po to, żeby coś zjeść albo pójść na spacer z Maksem. Raz pojechaliśmy też na piknik do lasu i tam wykorzystaliśmy kocyk Adama do niecnych celów... „Ochrzciliśmy" też jego samochód.

W poniedziałek po południu zostawiłam go samego, żeby porozmawiać z rodzicami. Okazało się, że się spóźniłam. Mariusz już tam był. Nie miałam pojęcia czego szukał u moich rodziców prawie dwa lata po naszym rozstaniu, ale musiałam zdementować najpierw wszystkie bzdury, którymi ich uraczył...

– Nie, nie spotykam się z sąsiadem. Za to wy przestańcie się spotykać z tym psycholem. Nie rozumiecie, że on mnie w końcu zabije, jeśli będzie czuł wasze wsparcie!?

– Córeczko, co ty opowiadasz? – spytał mój tata.

– Prawdę. Otwieram wam oczy... Mariusz próbował otruć mojego psa, rzucił się na mnie z nożem, groził mi, a w końcu potrącił mnie samochodem, kiedy jechałam na rowerze. Straciłam przytomność. W piątek wyszłam ze szpitala i mam tydzień zwolnienia chorobowego – wymieniłam im. Moi rodzice szeroko otworzyli oczy:

– Naprawdę?

– Naprawdę. Na wszystko mam dowody, które zamierzam przedstawić w sądzie. Nie odpuszczę mu już żadnej zbrodni przeciw mnie.

– A nie lepiej go zignorować? – zaproponowała mama.

– Nie. Ignorowałam go za długo, a on stawał się coraz śmielszy. Nawet policjant miał ochotę mu wlać, kiedy zobaczył mnie w szpitalu. Zróbcie coś dla mnie i przestańcie z nim rozmawiać. O nic więcej was nie proszę... Ja się mu nie dam zabić, a wy mu nie pomagajcie, dobrze?

– Dobrze, córeczko – zgodził się tata..

– Ale wiesz, martwimy się o ciebie... – moja mama zawsze musiała coś dodać.

– Czemu? Przecież świetnie sobie radzę – odparłam zdziwiona.

– Ale jesteś sama.

– Lepiej być samej niż z psychopatą, który się nade mną znęca i próbuje zabić – odparłam.

– Może masz rację... – westchnęła moja mama. – Trzeba mieć siłę i odwagę, żeby żyć po swojemu.

– No właśnie. A poza tym nie będę zawsze sama. Tylko następnym razem będę ostrożniejsza.

– Dobrze, skoro tak mówisz, to musimy ci zaufać.

– Niedawno poznałam kogoś wyjątkowego i to zupełnie przypadkowo...

– Uważaj na siebie. A my postaramy się już nie martwić. – Moi rodzice udali, że nie słyszeli ostatniego zdania, więc uznałam, że nie powiem nic więcej.

– Cieszę się. A teraz wracam do domu – pożegnałam się z rodzicami i wróciłam do Adama. Przywitał mnie z takim entuzjazmem, jakby nie widział mnie od kilku dni.

– Adasiu, zaskakujesz mnie – zauważyłam z podziwem.

– Tęskniłem...

– Nie było mnie raptem dwie godziny – zaśmiałam się, kiedy ciągnął mnie za rękę do sypialni. Nie miałam zamiaru protestować, kiedy mnie rozbierał. Ja też miałam na niego ochotę. Nie wychodziliśmy już z łóżka do wieczora, no, chyba żeby coś zjeść albo wpuścić Maksa do domu. Wieczorem kochaliśmy się pod prysznicem, a potem zasnęliśmy jak dzieci, wyczerpani całodziennym maratonem miłości. Nie pamiętam kiedy ostatnio spałam tak mocno i tak spokojnie, jak tej nocy. Adaś też spał jak kamień.

Rano obudziłam się pierwsza. Wyspana, zrelaksowana i bardzo, bardzo szczęśliwa. Wstałam, zrobiłam nam śniadanie i kawę, i przyniosłam je do łóżka. Obudziłam go buziakiem.

– Czy ja jestem w niebie? – spytał, kiedy otworzył oczy.

– Nie, u mnie – zaśmiałam się. – Wstawaj, śpiochu, zrobiłam nam śniadanie i kawę.

– Mam wstać cały czy wystarczy ci tylko kawałek? – odpowiedział ze śmiechem.

– Najpierw śniadanie, bo niedługo nie mielibyśmy już siły brykać – odparłam, uśmiechając się do niego przekornie. Zjedliśmy jajka sadzone na tostach z szynką, wypiliśmy kawę i posprzątałam po śniadaniu. Kiedy wróciłam do sypialni, Adam nadal był w łóżku. – Nie wstajesz? – spytałam.

– Już wstałem – odparł, odkrywając kołdrę. – Chodź, sama zobaczysz.

– Czyli co? Następny dzień w łóżku? – spytałam kpiącym tonem, wchodząc do niego pod kołdrę.

– A co? Masz dość? Chcesz mnie już wygonić?

– Problem w tym, że nie mam dość, tylko... nie chciałabym cię wykończyć – odparłam ze śmiechem, przytulając się do niego.

– Jak nie będę miał już siły, powiem ci, obiecuję – odparł i też się do mnie uśmiechnął. – A na razie korzystaj z prosperity – zaśmiał się, kładąc się na plecach i zakładając ręce za głowę. Wyglądał na zrelaksowanego. – Sam nie wiedziałem, że mam takie możliwości – dodał już poważniej, patrząc na mnie swoimi wielkimi orzechowymi oczami.

– Zgoda, ale to ostatni taki leniwy dzień – ostrzegłam go.

– Ech... – westchnął. – Dla mnie to nowość. Normalnie leniwe dni w tygodniu mi się nie zdarzają... Tym bardziej chciałbym z tego skorzystać – dodał, przewracając się na bok, przyciągając mnie do siebie i całując namiętnie. Rozpłynęłam się w jego pieszczotach, a potem... Trzy moje orgazmy później zmusiłam go, żebyśmy wstali. – Po co? – spytał, widocznie zmęczony po takim wyczerpującym maratonie.

– Idziemy na spacer z Maksem – uznałam. Adam tylko przewrócił oczami, ale posłuchał.

Ubraliśmy się więc i wyszliśmy. Poszliśmy w kierunku lasu. Tam spuściłam psa ze smyczy, a my szliśmy sobie leśną drogą, trzymając się za ręce. Od czasu do czasu spoglądaliśmy na siebie, uśmiechając się, potem położyłam mu głowę na ramieniu, a on mnie objął i przytulił do siebie.

– Cieszę się, że lubisz naturę tak, jak ja – powiedział w końcu. – Nie znoszę miasta, hałasu, spalin, dlatego też wolę mieszkać na wsi, a czas spędzać w lesie.

– I nigdy nie chodzisz do restauracji, do kina? – zdziwiłam się.

– Kiedyś chodziłem... A teraz nie bardzo mogę. Nie chciałbym, żeby ktoś z sąsiadów lub klientów zobaczył, że chodzę gdzieś bez Jumi. Jak gdzieś wychodzimy lub wyjeżdżamy, to zwykle w trójkę, z Jumi i Jeonem. Tylko wtedy oni mają siebie, a ja jestem sam – zrobił smutną minę.

– A jak wybralibyśmy się we czworo?

– Co masz na myśli?

– Normalnie. Ty będziesz udawał, że jesteś z Jumi, a ja, że z Jeonem – zaśmiałam się.

– To jest jakiś pomysł – zauważył – ale ciężko byłoby mi nie zbliżyć się do ciebie.

– A jak myślisz, że w miejscach publicznych czuje się Jeon? Kiedy wy udajecie, że jego żona jest twoja?

– Masz rację. Zupełnie o tym nie pomyślałem. To ja się uważam za poszkodowanego w tym naszym układzie. A on też ma ciężko... Nie może publicznie okazać uczucia żonie, nie może się zdradzić. Mogą być sobą tylko w domu.

– Czy oni w ogóle mówią po polsku? – spytałam wtedy.

– Tak, całkiem nieźle. Przez te trzy i pół roku dużo się nauczyli. Jumi na studiach, a Jeon w kontaktach z klientami. Zresztą to dobrze widziane do wniosku o nadanie obywatelstwa.

– To może wybierzemy się kiedyś razem do kina? Na przykład we Wrocławiu, tam gdzie nikt nas nie zna?

– Dobry pomysł. Spytam czy by chcieli. Bo rozumiem, że ty byś chciała?

– Tak. Uwielbiam nasze leśne pikniki i spacery, ale chciałabym móc pójść gdzieś z tobą w miejsce publiczne bez obawy, że zaszkodzimy twoim przyjaciołom.

– Jesteś kochana – uznał Adam i jeszcze mocniej mnie przytulił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro