Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II.13.

32. Anita

Poszłam spać tak jak kazał mi Adam, ale nie spałam ani dobrze, ani spokojnie. Zasnęłam tak naprawdę nad ranem. Po siódmej obudził mnie telefon. To był Adam:

– Tak, Adasiu? – spytałam, ziewając.

– Obudziłem cię... – westchnął. – Wybacz, ale nie mogłem się doczekać aż cię usłyszę i dowiem się co u ciebie.

– A ty kiedy wstałeś?

– Ponad godzinę temu. Zdążyłem już sprawdzić samochód, a potem odwiedzić sąsiada i jego krowę z Jeonem.

– Wszystko w porządku? – spytałam.

– Z krową i cielaczkiem tak – odparł – ale z samochodem miałaś niestety rację... Miałem odkręcone śruby w dwóch kołach. Na szczęście twój sąsiad mu przeszkodził i nie zdążył zrobić nic więcej, ale to oznacza... że zaraz dzwonisz na policję. A ja przyjadę niedługo.

– Dobrze. To do zobaczenia. Ale bądź ostrożny – odpowiedziałam i rozłączyłam się. Ubrałam się i zrobiłam śniadanie, a o ósmej zadzwoniłam na policję, prosząc o rozmowę z młodszym aspirantem Drabinką.

– Słucham? – spytał policjant, wyraźnie niezadowolony, że ktoś dzwoni do niego z samego rana. Pewnie, biedak, nie zdążył jeszcze wypić kawy i zjeść pączka...

– Dzień dobry, panie Tomaszu, mówi Anita Kalicha. Znów mam problem – powiedziałam. Policjant natychmiast się zreflektował i spytał już uprzejmiej:

– Co się stało, pani Anito?

– Mógłby pan przyjechać albo przysłać kogoś pod mój dom? – spytałam.

– Ale dlaczego?

– Wczoraj, kiedy byłam na spacerze z psem i jego weterynarzem, mój sąsiad wracając z pracy zauważył, że pan Mazarski grzebie przy samochodzie mojego gościa. Widocznie go spłoszył, bo tamten odjechał szybko. Mój znajomy pojechał potem do domu, a pan Mazarski zadzwonił do mnie z groźbami. Kiedy sąsiad powiedział mi o tym zajściu, poprosiłam znajomego, żeby sprawdził swoje auto. Dziś rano zadzwonił do mnie, żeby powiedzieć mi, że miał poluzowane wszystkie śruby w dwóch kołach... Dzwonię więc po pomoc, bo on podejrzewa, że z moim autem też może być coś nie tak. Mógłby mi pan kogoś podesłać, żeby je sprawdzić i żebym mogła złożyć nowe zeznania?

– Zaraz przyjadę do pani z kolegą z drogówki – obiecał policjant. Ja w tym czasie zrobiłam sobie jedną kanapkę. Nie byłam szczególnie głodna, ale nie wiedziałam, kiedy potem będę mogła coś zjeść. Czekała mnie pewnie następna wizyta na komendzie.

Dwadzieścia minut później pod dom podjechał nieoznakowany radiowóz. Wysiadło z niego dwóch policjantów. Wypuściłam Maksa z domu i wyszłam do nich.

– Dzień dobry, pani Anito – przywitał się ze mną pan Drabinka i przedstawił mi swojego kolegę. – To jest mój kolega, Robert Wiśniewski. Co prawda nie pracuje w drogówce, ale świetnie zna się na samochodach. Sprawdzimy pani auto.

– Dziękuję – odpowiedziałam, patrząc na obu. – Bardzo jestem wdzięczna, że panowie przyjechali.

Po chwili przyjechał też Adam. Zaparkował samochód na poboczu i przyszedł do mnie.

– Panie aspirancie, to jest właśnie mój znajomy, który uratował mi psa, zawiózł mnie do szpitala po wypadku i któremu pan Mazarski grzebał przy samochodzie – przedstawiłam Adama.

– Adam Lasocki – przywitał się.

– Młodszy aspirant Tomasz Drabinka, prowadzę sprawę pani Anity – przedstawił się policjant. – A to mój kolega z dochodzeniówki, podkomisarz Robert Wiśniewski – wskazał na kolegę. – Zaraz sprawdzimy auto pani Anity.

– Wiśniewski? – spytał Adam. – A pańscy rodzice nie mieszkają czasem w Spłukanej?

– Tak, rzeczywiście. Ach, to pan jest tym weterynarzem – zreflektował się policjant.

– Tak.

Policjanci z Adamem sprawdzili mi auto. Okazało się, że u mnie były poluzowane śruby we wszystkich kołach, co potwierdziło teorię Adama, że Mariusz zaczął od mojego samochodu. Pozostałe elementy jezdne i hamulce nie były ruszane. Dokręcili mi więc te śruby.

– W tej sytuacji chyba poprosimy państwa na komendę, żeby mogli państwo złożyć zeznania – powiedział policjant.

– Dobrze, pojedziemy – odparł Adam, patrząc na mnie. Potwierdziłam.

– A co z tym panem, który widział sprawcę? – spytał policjant.

– Niestety, o tej porze jest pewnie w pracy... – stwierdziłam. – Można do niego zadzwonić po południu. Pewnie ma pan jego numer zapisany na poprzednich zeznaniach.

– Poprzednich?

– Tak, to ten żołnierz, który obezwładnił Mazarskiego, kiedy tamten rzucił się na mnie z nożem.

– Wszystko jasne. To co? Jedziemy na komendę? – spytał policjant.

– Przyjedziemy trochę później – odpowiedział Adam za mnie. – Musimy gdzieś odstawić samochód Anity, żeby ktoś miał go na oku.

– Gdzie? – spytał policjant.

– Może do moich rodziców? – spytałam.

– Może być na razie. Ale najlepiej by było go schować do garażu.

– Sąsiedzi na dole mają garaż. Spytam ich.

– Dobrze, my jedziemy, proszę przyjechać, jak się państwo uporają z samochodem – stwierdził policjant. Wsiedli do swojego radiowozu i odjechali.

– Chodź do mnie – powiedziałam do Adama i poszłam do swojego mieszkania. Wszedł za mną. Dopiero wtedy objął mnie i pocałował:

– Nie wiem, co bym zrobił, gdyby ci się coś stało... – westchnął.

– Ja wczoraj pomyślałam to samo – odparłam i też go pocałowałam, a potem jeszcze mocniej przytuliłam się do niego.

– A więc ci trochę na mnie zależy? – spytał.

– A jak myślisz, bałwanku? – zaśmiałam się. Adam zrobił słodkie oczka. – To co, jedziemy? – spytałam, przerywając tę chwilę czułości, która niechybnie zaprowadziłaby nas za chwilę do sypialni...

– Jasne. Jedź do swoich rodziców, a ja pojadę za tobą. Jak zostawisz auto, pojedziemy na komisariat policji moim.

– Dobrze. – Wpuściłam Maksa do domu. – Przykro mi, mój drogi, ale tym razem nie mogę cię zabrać – powiedziałam do pieska i zamknęłam drzwi. Wsiadłam do mojego autka i pojechałam do rodziców.

– Mamo, mogę schować moje auto do waszego garażu na kilka dni? – spytałam.

– Jasne, że tak. Ale po co? Przecież jest ciepło... – zdziwiła się moja mama.

– Wczoraj dostałam z sądu zawiadomienie o sprawie... Mariusz chyba też, bo odkręcił mi wszystkie śruby w kołach. – Moja mama wyglądała, jakby ktoś jej dał w twarz:

– Był tu wczoraj. Chciał rozmawiać, ale powiedzieliśmy z tatą, żeby już nie przyjeżdżał... Że skoro się z nim rozstałaś, to nie mamy o czym dłużej rozmawiać.

– Dobrze mu powiedzieliście. Widzicie do czego jest zdolny – odpowiedziałam.

– Ale może właśnie dlatego ci to zrobił...

– Nie, zrobiłby to i tak. Tylko gdybyście z nim porozmawiali, uważałby, że ma na to wasze przyzwolenie. Sprawa jest zgłoszona na policję, właśnie jadę na komisariat podpisać zeznanie.

– Kto cię zawiezie?

– Weterynarz Maksa – odparłam. Moja mama przytaknęła.

– Dobrze, córeczko. Uważaj na siebie.

– Wy też uważajcie na siebie. Do zobaczenia – pocałowałam mamę w policzek i uścisnęłam ją mocno, a potem wyszłam, żeby wstawić moje auto do garażu taty. A wtedy wsiadłam do samochodu Adama, odprowadzana przez okno wzrokiem mojej mamy. I pojechaliśmy na policję.

Uzupełnienie i podpisanie zeznań nie zajęło nam dużo czasu. Potem wróciliśmy do mnie. Wypuściłam Maksa, a sama weszłam z Adamem do mieszkania:

– Jadłeś coś dzisiaj? – zreflektowałam się, patrząc na jego bladą twarz.

– Nie, spieszyłem się do ciebie i nie zdążyłem...

– Siadaj w kuchni, zaraz ci zrobię śniadanie – stwierdziłam. Wyjęłam z lodówki potrzebne produkty i zrobiłam mu kanapki. – A kawę piłeś?

– Też nie – odpowiedział. – Nastawiłam więc też ekspres na dwie kawy.

– To wypijemy razem – stwierdziłam. Zjadłam z nim jeszcze jedną kanapkę i wypiliśmy kawę. Oboje się trochę uspokoiliśmy.

– Dziękuję za pyszne śniadanie.

– Proszę bardzo – odparłam.

– I co teraz? – spytał.

– O co pytasz?

– Chyba rozumiesz, że nie możesz tu zostać do czasu sprawy w sądzie?

– Rozumiem. Ale u rodziców też będę jak na widelcu. To pierwsze miejsce, które sprawdzi.

– Zostaje więc jeszcze tylko jedna opcja...

– Jaka?

– Taka, że będziesz u mnie?

– Adasiu... w poniedziałek muszę iść do pracy, a w piątek jest rozprawa w sądzie. Zostawiłam samochód u rodziców. Jak to sobie wyobrażasz?

– Nie wyobrażam sobie tego inaczej. Tylko u mnie będziesz bezpieczna, on cię nie znajdzie, a ja nie będę się martwił. Maks też będzie się miał dobrze. Do pracy możesz jechać busem lub pekaesem, a jakby to było niewygodne, to samochodem moim, Jumi albo Jeona.

– Macie trzy samochody?

– Cztery. Jest przecież jeszcze furgonetka weterynaryjna.

– Nie czuję się z tym komfortowo...

– Ja się czuję jeszcze gorzej, kiedy pomyślę, że on mógłby ci zrobić krzywdę. – Miał rację. To było jedyne sensowne rozwiązanie, żeby Adam mógł pracować spokojnie i żebym ja była bezpieczna. No i żebyśmy mogli spędzić resztę tygodnia razem. Musiałam się zgodzić.

– Dobrze, zgadzam się – powiedziałam w końcu. Ucieszył się i pocałował mnie w odruchu radości.

– To się pakuj, mała – zażartował sobie i klepnął mnie w tyłek.

– Ty mnie nie prowokuj, bo nie wyjdziemy stąd za szybko – zagroziłam mu. Chyba tylko na to czekał...

– Nie? A czemu myślisz, że mi się gdzieś spieszy? – powiedział, łapiąc mnie za tyłek i przyciskając się do mnie biodrami. Potem zaczął się powoli przesuwać ze mną w kierunku sypialni, cały czas mnie całując, a kiedy uznał, że to idzie za wolno, po prostu przerzucił mnie sobie przez ramię i po chwili zrzucił na moim łóżku. – Ale ty jesteś śliczna... – westchnął, patrząc z rozmarzeniem, jak leżę na plecach i uśmiecham się do niego.

– Chodź do mnie, mój bohaterze... – odpowiedziałam, patrząc na niego zalotnie. Adam pocałował mnie w brzuch, zdjął mi spodnie, a potem koszulkę. Zostałam w bieliźnie. Potem, stojąc przed moim łóżkiem, zdjął swoje spodnie i koszulkę. Po chwili rzucił się na łóżko tuż obok mnie. Tam, całując mnie gdzie popadnie, rozpiął mi stanik i zanurzył nos miedzy moje piersi. Potem zdjął mi majtki i obrócił mnie na brzuch, a sam, szybko ściągnąwszy swoje majtki, położył się na mnie, przyciskając się mocno do moich pośladków i zaczął całować moje ramiona, szyję i uszy.

– Chcesz mnie doprowadzić do szaleństwa? – spytałam cicho. – Nawet nie wiesz jak mam wrażliwe uszy...

– Chcę, ale nie w takim sensie jak myślisz – odparł, zadowolony z siebie, po czym złapał mnie za biodra, podniósł je lekko i wszedł we mnie od tyłu. Jęknęłam z zachwytu. Pierwszy orgazm miałam minutę później, ale Adam nie zamierzał na tym poprzestać. Podniósł moje biodra jeszcze wyżej, a ja jęczałam coraz głośniej.

– Ciszej, mała, bo zaraz przez te twoje jęki eksploduję – wyszeptał mi do ucha i po chwili włożył mi tam język. Krzyknęłam z rozkoszy, która mną zatrzęsła z nieoczekiwaną siłą. Adam wtedy nie wytrzymał i eksplodował we mnie z głośnym jękiem, a potem opadł na moje plecy. Przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odezwało. Odzyskiwaliśmy oddech.

Dopiero po chwili on się podniósł i położył się obok mnie, też na brzuchu. Spojrzał na mnie i spytał:

– Czemu nic nie mówisz?

– Nie mam siły – odparłam.

– No, to było coś – stwierdził – udało mi się bez jakiejkolwiek perswazji zamknąć ci buzię – zaśmiał się.

– Nie śmiej się ze mnie, bo zemsta będzie słodka – odparłam, odzyskując mowę.

– A co ty mi możesz zrobić, maleńka? – spytał.

– Sam zobaczysz – odparłam z uśmiechem i zamknęłam oczy, żeby odpocząć. W życiu nie było mi tak dobrze...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro