II.12.
31. Adam
Jechałem szybko i chyba trochę niebezpiecznie, ale dzięki temu udało mi się zdążyć na czas. Dobiegłem do obory pana Maciejuka i pomogłem Jeonowi. Krowę trzeba było znieczulić i wyjąć cielaka z jej brzucha. Tylko natychmiastowa operacja mogła uratować zwierzaki. Zrobiliśmy z Jeonem cesarskie cięcie u krowy. Każdy z nas miał tylko jedno takie doświadczenie w życiu, chociaż uczyliśmy się o tym na studiach. Zdarzało nam się częściej robić takie zabiegi na psach, ale duże zwierzęta, to zupełnie inny kaliber.
Udało nam się jednak. Jeon ciął, razem wyjęliśmy cielaka, a potem ja zszyłem krowie brzuch. Młode było niedotlenione, ale odratowaliśmy je. To był mały byczek. Był tak śliczny, że zrobiłem mu zdjęcie, żeby pokazać Anicie. Krowa na środkach przeciwbólowych nie mogła go od razu nakarmić, dlatego kazałem sąsiadowi podgrzać trochę mleka dla małego i zawołać nas jutro z rana.
Wracaliśmy z Jeonem przez wieś, jak dwóch rzeźników. Cali umazani w krowiej krwi. Było już po dwudziestej drugiej. Marzyłem tylko o kąpieli i chociaż pamiętałem, że obiecałem Anicie telefon, miałem nadzieję, że ona już śpi. Kiedy tylko weszliśmy, podbiegła do mnie Jumi.
– Anita dzwoniła, prosiła, żebyś do niej zadzwonił, nieważne o której wrócisz... Brzmiała jakby była bardzo zdenerwowana – powiedziała. Adrenalina znowu mi podskoczyła. Umyłem tylko ręce i wyjąłem swój telefon. Miałem od niej nieodebrane połączenie jakieś pół godziny temu. Zadzwoniłem. Odebrała prawie od razu.
– Co się stało, Anitko? – spytałem przestraszony.
– Adasiu – rozpłakała się do słuchawki. Teraz to dopiero dostałem pietra. – Tak się martwiłam... – wychlipała.
– Ty się martwiłaś? Ale o co? – zdziwiłem się. I wtedy opowiedziała mi o piśmie z sądu, telefonie od psychola i rozmowie z sąsiadem z przeciwka. Włosy stanęły mi dęba na głowie. – Nagrałaś tę rozmowę? – spytałem.
– Nie, bo nie wiedziałam, kto dzwoni. Numer się nie wyświetlił...
– Rozumiem. I martwiłaś się o mnie, zamiast o siebie? – zdziwiłem się jeszcze bardziej.
– Tak, bo Marcin powiedział, że kiedy wrócił dziś z pracy, on coś manipulował przy twoim samochodzie. Proszę cię, sprawdź go dobrze zanim gdziekolwiek pojedziesz...
– A nie przyszło ci do głowy, że przy twoim też mógł grzebać, tylko wcześniej? – spytałem wtedy. Nie, oczywiście to nie przyszło jej do głowy. Ona nadal uważała, że jest niezniszczalna... Nie umiałem się jednak na nią złościć. Teraz to ja zacząłem się bać. Zostawiłem ją samą na pastwę szaleńca... Byłem zmęczony, brudny, umorusany we krwi i miałem potencjalnie niesprawny samochód. A ona miała tę noc spędzić sama... – A niech to szlag! – zakląłem.
– Słucham? – nie dowierzała w to, co słyszy. – Czemu na mnie krzyczysz?
– Nie na ciebie, tylko z bezsilności, Anitko – wyjaśniłem szybko. – Jestem wściekły na siebie, że zostawiłem cię samą na łasce szaleńca. I naprawdę nie mam jak ci teraz pomóc. Jestem zmęczony, brudny, muszę się wykąpać i sprawdzić mój samochód zanim przyjadę do ciebie. A poza tym jutro rano powinienem jeszcze zajrzeć do krowy sąsiada. Tobie nie mogę kazać przyjechać do mnie, bo też może być coś nie tak z twoim samochodem... Rozumiesz moją bezsilność?
– Rozumiem... – westchnęła do słuchawki – ale i tak cieszę się, że nic ci nie jest. Strasznie się bałam.
– A ja się boję o ciebie. Posłuchaj, zamknij się na cztery spusty i nikogo nie wpuszczaj. Postaraj się wyspać. Za nic nie zbliżaj się do swojego auta. A rano zadzwoń po policję, opowiedz im o tej sytuacji i poproś, żeby sprawdzili ci samochód. Ja przyjadę, kiedy tylko uporam się ze swoimi sprawami. Jasne?
– Tak – odpowiedziała krótko.
– Słyszymy się jutro rano – zakomunikowałem jej. – Dzwoń, jak tylko się czegoś dowiesz. Zresztą, ja zrobię tak samo.
– Dobrze. Do jutra.
– Do jutra, Anitko – odparłem i rozłączyłem się. – Kocham cię – dodałem do już rozłączonego telefonu. Siłą woli dowlokłem się do łazienki. Wrzuciłem brudne fartuchy do pralki, gdzie były już fartuchy Jeona i nastawiłem pranie. Potem wpakowałem się pod prysznic, gdzie dokładnie wyszorowałem się szorstką gąbką i mydłem antybakteryjnym, a w końcu umyłem się jeszcze raz, tym razem już żelem pod prysznic. Kiedy odzyskałem swój normalny zapach, wyszedłem z łazienki. Jeon czekał na mnie na kanapie.
– Co jest, brachu? – spytał.
– Źle – odparłem. – Chyba będziemy mieć robotę dla czarnych wojowników...
– Aż tak poważnie? – spytał Jeon.
– Niestety, tak. Musimy rano sprawdzić mój samochód, bo ten psychol, który prześladuje Anitę podobno dziś przy nim grzebał. Dzwonił też do niej z groźbami. Ona się bała, że coś mi się stało po drodze, dlatego dzwoniła do mnie, a kiedy nie odebrałem, to do domu. Dobrze, że Jumi ją uspokoiła. Kazałbym jej przyjechać do mnie, ale boję się, że z jej samochodem też jest coś nie tak. A sprawa karna tego bandziora jest za niecałe dwa tygodnie. Czy ty wiesz ile on może jej złego zrobić w dwa tygodnie???
– Wyobrażam sobie twój strach – odparł mój przyjaciel. – Wiesz, że na mnie możesz liczyć w każdej sprawie – dodał. Wiedziałem.
Usnąłem z trudem. Obudziłem się z samego rana i od razu zerwałem się na nogi. Ubrałem się szybko i pobiegłem przed dom sprawdzić auto. Jeon chyba wyczuł, że to zrobię, bo po chwili dołączył do mnie.
– Jumi jeszcze śpi – wyjaśnił mi tylko i wzięliśmy się do roboty. Okazało się, że obawy Anity były słuszne. Miałem poluzowane śruby w dwóch kołach. Widocznie tamten nie zdążył zrobić nic więcej, zanim sąsiad Anity wrócił z pracy. Musiałem sprawdzić jeszcze przewody hamulcowe. Wlazłem pod samochód, a Jeon naciskał na pedały. Pod spodem jednak samochód wyglądał normalnie. Dokręciłem śruby w kołach i już wiedziałem, że będę mógł jechać do Anity moim autem. Byłem ciekaw co u niej, ale miałem też nadzieję, że jeszcze spała i nie chciałem jej budzić tak wcześnie.
– To co, idziemy do Maciejuka? – spytałem. Jeon potwierdził. Poszliśmy razem. Rolnik też już wstał i od rana doglądał swojego gospodarstwa. – Jak się ma krowa? – spytałem.
– Wygląda dobrze, nawet coś zjadła – odparł tamten. Poszliśmy do obory, gdzie stała operowana wczoraj krowa i powoli żuła trawę. Żona Maciejuka tymczasem karmiła cielaka z butelki.
– Proszę go już przystawić do matki – poprosiłem. – Chcę zobaczyć czy umie ssać i czy mama go nie odrzuci. – Rolnik zaprowadził cielaczka do krowy, a ten zaczął ssać. Po karmieniu młode podeszło do matki z przodu. Krowa obwąchała zwierzaka i zamuczała, a potem polizała go po pyszczku. – Wygląda na to, że jest idealnie – zauważyłem. Jeon potwierdził, kiedy zniżył się i zajrzał pod krowi brzuch. Wymieniliśmy jej opatrunek i poleciliśmy rolnikom, żeby dali znać, gdyby krowa dostała gorączki albo zachowywała się nietypowo.
– Mamy najlepszych weterynarzy w okolicy – ucieszył się pan Maciejuk. Jego żona przytaknęła. – Ile się należy za usługę? – Popatrzyliśmy po sobie z Jeonem...
– Litr mleka i dobry domowy ser wystarczą – odparłem, a mój przyjaciel się uśmiechnął. – Oczywiście dopiero, kiedy będzie można ją wydoić – dodałem. Pożegnaliśmy się z sąsiadem i wróciliśmy do domu. W międzyczasie wstała Jumi i zanim doszliśmy do domu, czekało już na nas śniadanie. Ja nie chciałem jednak jeść, dopóki nie dowiem się co u Anity. Wybrałem więc jej numer. Odebrała dopiero za drugim razem, miała bardzo niewyspany głos...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro