II.10.
29. Adam
Z każdym dniem Anita zaskakiwała mnie czymś nowym, co sprawiało, że jeszcze bardziej się w niej zakochiwałem. Nikt do tej pory nie rozmawiał ze mną o wszystkim w tak swobodny i naturalny sposób, nikt nie troszczył się o mnie i nie dawał mi tyle wewnętrznego spokoju, co ona. Jej wrodzone poczucie humoru sprawiało, że nie sposób było przy niej się nie uśmiechać.
Pojechałem z nią pod dom jej rodziców, bo miała pocztę do odebrania. Oczywiście zostałem w samochodzie, bo nie mógłbym być widziany w takiej sytuacji. Anita jednak w zabawny sposób opowiedziała mi o rozmowie ze swoją mamą, której jednym zdaniem przedstawiła mnie jako jakiegoś bohatera, a przecież nim się nie czułem. Jadąc do niej pierwszy raz nie miałem pojęcia, kogo spotkam. Chciałem tylko uratować jeszcze jednego zwierzaka w opałach.
Potem wróciliśmy do jej domu i już cieszyłem się na jeszcze jedno pełne wrażeń popołudnie... a wtedy zadzwonił mój telefon. To był Jeon.
– Brachu, wybacz, że dzwonię, wiem, że miałem ci nie przeszkadzać, ale mamy tu sytuację kryzysową, sam sobie nie poradzę – wypowiedział to zdanie jednym tchem.
– Co jest? – spytałem krótko.
– Nasz sąsiad, Maciejuk, zawołał mnie do krowy, która miała się ocielić. Ona nie da rady. Jak nie zrobimy jej operacji, nie przeżyje tego. Nie wiadomo też co z cielakiem, bo jest źle ułożony. Musisz mi pomóc...
– Jasne. Będę niedługo. Czekaj na mnie u Maciejuka – odpowiedziałem, rozłączyłem się i spojrzałem żałośnie na Anitę.
– Wybacz, Anitko... Muszę pilnie jechać do swojej wsi, bo sąsiad ma duży problem z krową. Jak nie pomogę Jeonowi, on sobie sam nie poradzi.
– Nie mam czego ci wybaczać. To twoja praca – odparła.
– Nie gniewasz się? A może chciałabyś pojechać ze mną?
– Nie mam o co się gniewać i nie chcę ci przeszkadzać. Jedź – odpowiedziała jeszcze raz, uśmiechając się do mnie przyjaźnie.
– Mogę już dziś nie wrócić... – wyjaśniłem.
– Przecież to żaden problem – odpowiedziała znowu. Poprosiła tylko, żebym wieczorem zadzwonił. Wziąłem z jej mieszkania moje rzeczy, licząc jednak na to, że jutro do niej wrócę. Pożegnała mnie buziakiem. Pojechałem do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro