I.12.
12. Adam.
Następny tydzień gryzłem się z myślami, co zrobić z moim już dość skomplikowanym życiem. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego, że nie szukając nikogo, znajdę przypadkiem tak wyjątkową kobietę, która niechcący przewróci moje życie do góry nogami. Miałem wszystko zaplanowane. Policzony czas potrzebny na pomoc przyjaciołom. Wszystko. I co teraz miałem zrobić?
Jak zwykle nie wytrzymałem jednak i zadzwoniłem do niej w piątek po południu. Zaprosiłem ją na obiad, a raczej na obiadowy piknik do lasu. Zgodziła się chętnie. Przyjaciele już nie komentowali, kiedy widzieli, jak się myję, przebieram i pakuję obiad oraz tartinki do koszyka piknikowego. Oni wiedzieli, gdzie jadę. I wiedzieli już chyba też, że nie ma na to żadnego ratunku. Wpadłem jak śliwka w kompot.
Na miejscu jednak nawet mnie spotkało zaskoczenie. Przed jej domem stał samochód, a przed bramą jakiś koleś. Kiedy podszedłem bliżej zobaczyłem, że facet jej się narzuca, pies wściekle szczeka, a ona jest przerażona. Szybko skojarzyłem. Opowiadała mi przecież o byłym partnerze-psychopacie, który ją nachodził. O tym, który próbował otruć jej psa. Podbiegłem do gościa i kazałem mu się zabierać. Odjechał jednak dopiero, kiedy Anita zadzwoniła na policję. Po odjeździe mundurowych podszedłem do niej i ją przytuliłem. Było mi tak przykro, że ona ma problemy, których nie umiem rozwiązać...
Kiedy jednak pojechaliśmy na piknik do lasu, ona opowiedziała mi całą historię. Przy okazji zauważyłem u niej następne cechy, które mi się spodobały. Lubiła podobne potrawy, jak ja, miała niesamowite poczucie humoru i dystans do siebie. A przede wszystkim... była bardzo oczytana i niezwykle inteligentna.
Musiałem to przyznać sam przed sobą. Po prostu się zakochałem. Było mi już wszystko jedno, co sobie ktokolwiek o mnie pomyśli. Kiedy ją pocałowałem, a ona odwzajemniła mój pocałunek, położyłem ją na kocu i zacząłem całować coraz namiętniej, poddając się pragnieniu bliskości z tą niezwykłą osobą. Nie wiem co by było, gdyby nie podbiegł do nas jej pies, który zaczął nas lizać po twarzach... W tamtym momencie nie liczyło się dla mnie nic innego.
Refleksja przyszła po chwili, ale wiedziałem już, że "przekroczyłem Rubikon"*. Punkt bez odwrotu w naszych relacjach. Musiałem jej powiedzieć... Nie wiedziałem tylko nadal, jak mam to zrobić.
*Juliusz Cezar, idąc ze swoją armią na Rzym, po przekroczeniu rzeki granicznej Rubikon, wypowiedział słynne słowa: Alea iacta est (czyli "kosci zostały rzucone").
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro