5. Nowy towarzysz
Megan właśnie kończyła wieczorny obrządek przy swoich Pokemonach. Zajmowała się treningiem wodnych stworzeń, ale także patrolowała tutejsze wody i pomagała rannym, chorym lub osieroconym stworzeniom każdego typu. Jej wierny towarzysz, Alakazam, nie odstępował jej na krok.
- Cóż, to by było na... - nie dokończyła, gdyż od strony wrót usłyszała ryk Gyaradosa, a zaraz po nim paniczny krzyk bratanicy.
- Legion, spokojnie! - krzyknęła na potężnego gada, po czym szybko pobiegła w tamtym kierunku.
Amber z przerażenia kuliła się w kącie, starając się nie patrzeć w oczy Gyaradosa, który szykował się do ataku.
Megan uspokoiła Pokemona, po czym podeszła do dziewczyny.
- Spokojnie Amber, już dobrze, nic ci nie grozi.
- Co...co on tu robi? - zapytała, trochę już uspokojona. Zwykle przebywał tam zaprzyjaźniony z nią Lapras.
- Twój przyjaciel Alain zostawił go u mnie, ponieważ wybiera się gdzieś, gdzie nie będzie mógł go ze sobą zabrać.
Dziewczyna wzdrygnęła się, słysząc to imię.
- Ciociu, ja właśnie chciałam z tobą porozmawiać... Może ty mogłabyś się wstawić za mną... - Amber nie wiedziała, czy na pewno może ufać Megan, ale była ona jej jedyną nadzieją.
- Co się dzieje, kochanie? Przecież wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. - kobieta objęła ją ramieniem i poprowadziła na zewnątrz, gdzie w basenie dokazywały wesoło młode, a wśród nich i Lapras. Amber zachwycona, podbiegła do niego i zaczęła się bawić.
Ciotka patrzyła z uśmiechem na ich poczynania, siadając przy stoliku, na który padał cień rozłożonego parasola. Nalała soku do wcześniej przygotowanych szklanek i cierpliwie czekała na przyjście bratanicy i jej zwierzenia.
Amber po chwili dołączyła do niej. Wzięła do ręki szklankę z napojem, chwilę potrzymała, odstawiła i znów podniosła.
Nic nie mówiła, patrzyła w nieokreślony punkt, a po jej policzku popłynęła samotna łza.
- Dziecko drogie, co się dzieje? - Megan wzięła w swoje dłonie dłoń Amber.
- Dziś się dowiedziałam, że mama chce mnie oddać rodzinie Alaina, myślę że to dlatego, żeby powiększyć swoje ziemie i się wzbogacić. Ciociu, nie chcę reszty życia spędzić z kimś takim! Co ja mam zrobić? Wiem, że nawet tacie o tym nie powiedziała.
Megan zastygła w bezruchu. Nie chciała wyjawić dziewczynie swoich podejrzeń, których nie była do końca pewna. Słyszała od Rivenny wielokrotnie, że rodzina tego chłopaka konkuruje z nimi o miano najlepszej gospodarki rolnej na całym Starym Nabrzeżu. Chciała tę rodzinę stłamsić, zabić w zarodku. Ale nie spodziewała się, że może posunąć się tak daleko. Jej brat traktował Amber jak rodzoną córkę, ba, nawet lepiej. Co do Rivenny, miała kilka podejrzeń, ale nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłyby okazać się prawdą. Otrząsnęła się z tych myśli, wróciła do rzeczywistości i spojrzała na dziewczynę z uśmiechem w oczach.
- Nic się nie martw, kochanie. Na pewno, gdy mama przemyśli tę sprawę, dojdzie do wniosku, że to błąd. Poza tym, jesteś jeszcze za młoda na małżeństwo, przynajmniej według mnie. No, chyba że już masz jakiegoś kandydata.
Amber otarła łzy wierzchem dłoni i uśmiechnęła się.
- Tak, już od dawna. Mogę ci go przedstawić. Oto on. - wskazała ręką w stronę Laprasa, a on wydał z siebie przyjazny dźwięk.
- On bardzo cię lubi. - stwierdziła Megan.
- Ja go również.
- Wiesz co? Jest już na tyle duży, że myślałam, aby wypuścić go na wolność. Ale jeśli byś chciała, mogę go podarować tobie.
Jej rozmówczyni spojrzała na nią z szeroko otwartymi oczami.
- Chcesz mi go dać?
- Tak. Co ty na to?
- Przecież mówiłaś, że został znaleziony jako młode w rybackich sieciach. Był wolny, więc powinien wrócić na wolność.
- Może same go zapytajmy o zdanie? - kobieta dobrze wiedziała, jak najlepiej rozwiązać tę sprawę, chciała po prostu odwlec w czasie bardziej poważną rozmowę.
Amber zerwała się z krzesła i pobiegła w stronę basenu.
Megan ruszyła za nią wolnym krokiem. Gdy dotarła do celu, usłyszała jak młoda rozmawia z jednym z ulubionych stworków:
- Lapras, słyszałeś? Megan chce, żebyś należał do mnie. Co ty na to?
Wodny Pokemon spojrzał na dziewczynę, potem w kierunku nabrzeża, które stąd było widać, potem znów na Amber.
- Lapra.... - odparł, niezdecydowanym tonem.
Megan obserwowała tę scenę z uśmiechem na twarzy.
- Mam pomysł. W waszym lesie jest całkiem spore jezioro. Może mógłby zamieszkać tam, a ty mogłabyś go odwiedzać, kiedy tylko zechcesz? - to był jej pomysł i była w stu procentach pewna, że i zwierzę i dziewczyna będą zadowoleni. Lapras będzie mógł żyć wolno, nie tracąc przy tym przyjaciółki.
- Lapra!!! - tym razem ton głosu był entuzjastyczny i widać było, że stworek się zgadza.
- A więc postanowione. Pamiętaj Amber, będziesz za niego odpowiedzialna. A teraz chodźmy do domu.
- Ciociu Megan, jest jeszcze jedna sprawa. Ostatnio do portu przybywa wiele turystów. W wiadomościach mówili o jakiejś wyspie, na którą chcą się dostać. Po co to robią? Dlaczego chcą się tam znaleźć? I ta dziwna sprawa, że nie jest ona daleko, ale z niewiadomych przyczyn, jest bardzo niedostępna. Czego ci ludzie tam szukają? - dziewczyna spojrzała z nadzieją w oczach na ciotkę.
- Czyżbyś nie znała legendy o wyspie na środku morza, zamieszkiwanej przez legendarne Pokemony? - Megan uśmiechnęła się do niej, gdyż i tą odpowiedź znała, zanim została wypowiedziana.
- Oczywiście, że tak. Wiesz przecież, jak bardzo chciałabym zobaczyć choć z daleka Lugię. Na pewno jest piękna... Ale to tylko bajki.
- W każdej legendzie jest ziarnko prawdy, a że ludzie nie mają co robić, szukają dziury w całym.
- Ale to wygląda naprawdę poważnie. Poza tym... dziś w barze słyszałam dziwną rozmowę dwóch mężczyzn i wspomniane w niej było imię Alain. Czy myślisz, że chodzi o naszego sąsiada? - dziewczyna streściła ciotce przebieg usłyszanej rozmowy.
- Obiecuję ci, że zajmę się tą sprawą. Dziękuję, że mi ufasz i o tym mówisz. Mam znajomych w policji, na pewno wspomnę im, aby bacznie przyglądali się przyjezdnym i patrolowali nabrzeże. Będziesz spokojniejsza?
Amber kiwnęła głową na tak.
- Dobrze, w takim razie chodźmy szykować się do snu, bo jutro czeka nas obie ciężki dzień. Jeszcze rano porozmawiamy.
Młoda poszła do łazienki, a gdy Megan została sama, natychmiast podniosła słuchawkę telefonu i wykręciła numer znajomej, zaufanej policjantki.
Głos po drugiej stronie odezwał się prawie natychmiast.
- Megan? Tu Ellen, co się dzieje?
Kobieta przekazała jej informacje, zasłyszane od siostrzenicy.
Nie chciała wyjawić dziewczynie, przynajmniej na razie, że policja podejrzewa, iż w okolicy pojawili się tajni agenci Zespołu R. To nie było nic pewnego, informacje były poufałe i nie dla każdego.
- Dobrze, zajmiemy się tą sprawą, dziękuję ci.
Po czym pożegnały się. Za chwilę Amber zajrzała do pokoju i życząc dobrej nocy, udała się do swojego pokoju.
Rano, podczas śniadania, Megan starała się wymyślić coś, co mogłoby pomóc dziewczynie. Znała Rivennę i wiedziała, że nie zgodziłaby się na to, aby mogła ona zamieszkać tutaj. Jeszcze trzy lata będzie dostawać pieniądze za to, że opiekuje się sierotą.
- Amber, może chciałabyś mi pomóc? - kobieta przemyślała wszystkie za i przeciw i zdecydowała się wyjawić dziewczynie jedną z tajemnic.
- Oczywiście, tylko powiedz w czym?
- Będziesz obserwować Alaina, dobrze?
Amber podniosła na nią zdziwiony wzrok.
- Chodzi o to, o czym opowiadałaś mi wczoraj. Słyszałaś może o zespole R?
- Kto by o tym nie słyszał.
- Wieść głosi, że w okolicy są ich agenci, ale nie wiadomo dlaczego. Policja stara się ich namierzyć, niestety bezskutecznie.
- Podejrzewają, że to on? - Amber kochała tajemnicze historie, więc z ciekawością słuchała ciotki.
- Może to być każdy, nawet ją i ty, rozumiesz? Oni zrobili bardzo wiele złych rzeczy i nie chcemy dopuścić... Do powtórki.
Dziewczyna pokiwała głową.
- Obiecaj mi jeszcze jedno. Będziesz się trzymać z dala od otwartego morza, działaj tylko i wyłącznie na lądzie.
- Ciociu, przecież wiesz, że jestem doskonałą kajakarką. Poradzę sobie na największych falach. Ja i mój kajak jesteśmy niepokonani! - Amber kochała ten sport.
- Obiecaj mi! - Megan była nieugięta.
- No dobrze, ale do ciebie mogę pływać?
- Tak, byle blisko nabrzeża i zawsze z jakąś obstawą. Najlepiej wytrenowaną.
Dziewczyna zrozumiała, że chodzi o dobrego Pokemona, więc zgodziła się.
Czas mijał, pomogła ciotce w porannym karmieniu podopiecznych, po czym wzięła prysznic i musiała wracać do domu, by nie spóźnić się na ustalone przez Rivennę spotkanie.
Tak, jak obiecała Megan, dziewczyna dostała od niej młodego Laprasa. Stworek grzecznie płynął obok kajaka, nie oddalając się zbytnio. Amber pomachała ciotce na pożegnanie i ruszyła w drogę powrotną.
Pół godziny później zerwał się dosyć nocny wiatr, spokojne morze zaczęło falować. Do celu zostało niecałe pół godziny drogi. Dziewczyna spojrzała w niebo i ze zdziwieniem stwierdziła, że zbliżają się burzowe chmury.
"Niedobrze." Pomyślała, starając się wiosłować szybciej. Nagle kątem oka dostrzegła dziwny kształt w wodzie.
- Lapra!!! - jej towarzysz zaniepokoił się.
- Spokojnie Lapras, zaraz będziemy na miejscu. - uspokajała go dziewczyna, rozglądając się dokoła. Nic jednak nie dostrzegła, stworek dalej był przestraszony i pływał wokół jej środka transportu, uniemożliwiając szybsze manewry.
- Co się dzieje? - zerwał się jeszcze silniejszy wiatr, niebezpiecznie kołysząc kajakiem na boki.
Z przerażeniem spojrzała na otwarte wody, skąd napływała wysoka fala. Jednak nie straciła rezonu, odwracając pojazd tyłem do niej, wytężając wszystkie siły, aby płynąć szybciej. Wreszcie była bardzo blisko nabrzeża, jednak nie dała rady dotrzeć tam, przed uderzeniem. Była jednak na to przygotowana, ustawiając kajak tak, aby fala go nie przewróciła, a pomogła jej dopłynąć do celu przed kolejną, o wiele wyższą. Udało się. Stało się tak, jak przewidziała Amber.
Wyszła na stały ląd, przywołując również podarowanego przez Megan stworka.
- Chodźmy do domu, jutro zaprowadzę cię na jezioro. - powiedziała, zabierając kajak, jeszcze raz spoglądając na coraz bardziej wzburzone morze. Gdyby zrobiła to chwilę wcześniej, zobaczyłaby czubek białego ogona, znikającego pod wodą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro