Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32. Z powrotem na Nowej Wyspie

- Mewtwo, ja... Ja sama nie wiem. - dziewczyna była w kropce. Nie mogła już wrócić do domu, nie mogła mieszkać nawet w jego pobliżu. Teraz była jeszcze bardziej tożsama z legendarnymi Pokemonami. Jedynym wyjściem było życie w ciągłym ukryciu, obserwacja, czy do owego miejsca nie zbliża się ktoś niepowołany. Nie tak wyobrażała sobie swoją przyszłość.
- Amber, pozwól, że się wtrącę. Micah ma rację. Najlepszym sposobem na to, abyście mogli żyć w spokoju, będzie zamieszkanie na Wyspie. Przynajmniej na czas, kiedy sprawa twojej rzekomej śmierci trochę nie ucichnie. My z profesorem Fuji oraz Megan, postaramy się, aby nikt was nie niepokoił. - powiedział Robin.
- Dobrze, zgadzam się. - odrzekła, trochę niepewnie.
"Wydaje mi się, że dla dobra mojego brata, jak i Amber, będziemy musieli udać się tam wszyscy. Czekał ich jeszcze spotkanie z Arceusem. Do przyjemnych nie będzie należało." Przypomniała Dina.
Tu nawet Mewtwo nie oponował, gdyż on również był pewien, że to jeszcze nie koniec ich kłopotów.
- Oczywiście, płyniemy z wami. - powiedział Fuji, na co Robin przytaknął.
Amber poszła szukać Laprasa, który nie odpłynął wraz z legendami na Wyspę. Stworek był nieopodal, w cieniu wiekowych drzew, po drugiej stronie łąki.
Po niedługim czasie, przyjaciele wdrapali się na jego grzbiet i odpłynęli w stronę Nowej Wyspy.

Na miejscu zastali wszystko we względnym porządku. Wyglądało na to, że nikt niepowołany się tu nie kręcił. Gdy dotarli do wejścia do laboratorium, spotkali się z Mew. Jak się szybko okazało, Micah nadal mógł rozmawiać z nim tak, jak dotychczas.
- Miu Miu Miu Miu Miu Miu Miu Miu.
- Dobrze wiesz, że planowałem to zrobić. Jak widzisz, nic mi nie jest, żyję i mam się dobrze. - odpowiedział mu.
- Miu... Miu Miu Miu.
- Tego to nawet ja nie wiem, przyjacielu. Profesorowie, Dina, mam nadzieję że również ty i Lugia, pomożecie mi w rozmowie z naszym Arceusem.
Mew wymienił z nim tylko porozumiewawcze spojrzenia, które mówiło więcej, niż "słowa". Pokemony poszłyby za nim na koniec świata, nieważne, w jakiej formie byłby Mewtwo. Dawno już uznali jego przywództwo nad nimi. Cenili go nawet bardziej, niż Arceusa, jednak żaden z nich by się do tego nie przyznał.
Następnie mały Pokemon poleciał przywitać się z Amber, którą również bardzo polubił podczas wspólnych przygód. Cieszył się, że widzi ją żywą. Po powitaniu weszli wreszcie do środka, gdzie każdy ulokował swoje rzeczy w przypisanym mu pokoju.
Kilka chwil później, profesorowie poprosili Micah'a, aby oprowadził ich po Wyspie. Ten zgodził się, pozwolił nawet pobrać próbki DNA od roślin i Pokemonów do ich badań. Obaj starsi panowie byli w swoim żywiole, a znajdując w młodszym chłopaku osobę o podobnych zainteresowaniach, wciągnęli go w długą rozmowę na temat genetyki.
Tymczasem Amber i pozostałe Pokemony udali się na plażę, gdzie po chwili pojawił się Lugia. Dziewczyna opowiedziała mu o przebiegu minionych dni.
"Mewtwo Y ma rację. Arceus nie puści mu tego płazem. Czeka nas ciężka walka, mogąca zakończyć się nawet śmiercią jego i Amber. I to definitywną."
"Co ma z tym wszystkim wspólnego Amber? Ona nie podlega pod świat Pokemon. Nic jej ze strony Arceusa nie grozi." Napomknęła Dina.
"Teraz w jej żyłach płynie wasza krew. Kto wie, co on o tym myśli."
- Opracujmy jakiś plan działania. Przecież każdy ma jakiś słaby punkt! Nie może bezkarnie wtrącać się w wasze życie. - dołączyła się do rozmowy Amber.
"On akurat może. Poza tym... Jest jeszcze jedna sprawa... Dotycząca ciebie i Mewtwo." Wspomniał Lugia.
- Co takiego?
Dina i Lugia wymienili dość smutne spojrzenia.
"Powiedz mi kochana, co ty do niego czujesz?" Zapytała Mewtwo Y.
Amber przez chwilę nie mówiła nic, zapatrzona w horyzont. Zaczęła uświadamiać sobie, że żywi do niego naprawdę bardzo mocne uczucie. Po prostu go kocha.
- Ja... Ja... Ja go chyba kocham... - powiedziała w końcu, odwracając wzrok od przyjaciół.
"On żywi do ciebie podobne uczucie. Jednak od o wiele dłuższego czasu." Powiedziała kotka.
Nagle coś dziewczynie wpadło do głowy.
- Dina, dlaczego nic o tobie nie wiedziałam? Mewtwo nie mówił, że ma siostrę.
"Cóż, mamy inne zdania na prawie każdy temat, więc stwierdziliśmy, że będziemy żyć osobno, aby wzajemnie się nie prowokować. Jednak to mój brat i zależy mi na nim.".
Ta informacja wystarczyła. Amber nie drążyła tematu.
Było wczesne popołudnie. Słońce stało jeszcze wysoko na niebie, Dina i Amber ulokowały się w cieniu, tym razem rozmawiając na mniej poważne tematy. W pewnym momencie dziewczyna zaczęła oglądać przesuwające się po niebie obłoki.
- Zobacz, ten wygląda jak Rapidash!
"A ten jak Meowth."
- Ten jak mój tata w okularach. - zaśmiała się dziewczyna.
"Ten przypomina Snorlax'a."
- A ten wygląda jak lama w połączeniu z kozą!
Nagle Dina zerwała się na równe nogi i osłoniła sobą dziewczynę. Mew także był w pobliżu, gotowy na odparcie ataku. Lugia wgramolił się na brzeg i czekał na to, co miało nastąpić.
- Hej! Co się dzieje! Co wy robicie? - zapytała Amber, widząc, że jej legendarni przyjaciele są delikatnie mówiąc, zdenerwowani.
"Stój blisko mnie i na razie się nie odzywaj." Przekazała jej Dina. "Gdzie jest Mewtwo i profesorowie?"
- Poszli na zwiedzanie wyspy.
Nikt już więcej nic nie dodał, czekali na to, co zaraz nastąpi.
Amber nic nie widziała, bo widoczność zasłaniało jej ciało Lugii.
"Dlaczego nie stosujecie się do moich ustaleń? Czy to jest aż takie trudne? Doszły mnie słuchy, że przez kilka ostatnich dni złamaliście wszystkie te, które są najważniejsze. To przez was wasza przyjaciółka i profesorowie muszą zginąć. A co do Mewtwo... Sam z nim porozmawiam." Dał się słyszeć gniewny głos.
- Co? Dlaczego chcesz mnie znowu zabić? Co ja takiego zrobiłam? Zginęłam już zbyt wiele razy, żeby zrobić to jeszcze raz (XDD)!!! - dał się słyszeć równie gniewny głos Amber. - Przepuście mnie!
Dziewczyna zaczęła się przepychać przez Pokemony, jednak Dina powstrzymała ją.
- Puść mnie! Ktoś musi mu przemówić do rozsądku! Jeśli wy się za bardzo boicie, zrobię to ja!
Wszystkie Pokemony, włącznie z Arceusem, byli tak zdziwieni tą przemową, że nic nie odpowiedzieli. Dina jednak nadal trzymała ją za ramię.
"Puśćcie ją." Rozkazał lamopodobny.
Kotka, słysząc ten rozkaz, puściła dziewczynę, a ona zwinnie wskoczyła na grzbiet Lugii, zeskoczyła po drugiej stronie i stanęła przed obliczem "boskiego" Pokemona.
- Dlaczego chcesz zabić mnie i moją rodzinę? Co my takiego zrobiliśmy? Jesteśmy waszymi przyjaciółmi, nie wrogami.
Mój ojciec i jego siostra od dawna działają na rzecz ochrony tej wyspy przed najazdem ludzi! Uważasz, że to jest złe lub zagrażające waszemu bezpieczeństwu?
"Nie, ale nie potrzebuję pomocy ludzi. Sam umiem bronić swoje Pokemony."
- One wcale nie są twoje! Nie należą do nikogo! Ustalasz jakieś dziwne, niedorzeczne zasady, które zamiast pomagać, szkodzą. Wszystkie legendarne osobniki cierpią z powodu samotności! Myślisz, że ktoś chce zająć twoje miejsce? Wcale nie. Chcą żyć tylko w spokoju i zgodzie z własnym sumieniem. Żadna z legend, które miałam przyjemność poznać, nigdy nie wspomniała o panowaniu nad wszystkimi Pokemonami.
A ty je zmuszasz, aby żyły same. To jest nie do pomyślenia. Każdy z nas, nawet ty, pitrzebuje kogoś, z kim mógłby spędzić całe życie. Nie można nikomu tego zabraniać, bo w końcu naprawdę dojdzie do jakiegoś buntu.
"Bzdura, to są tylko Pokemony, nie ludzie, jak wy. My nie potrzebujemy nikogo."
- Zgadzacie się ze zdaniem Arceusa? - Amber zwróciła się do przyjaciół, którzy stali za nią, z uwagą i zgrozą przysłuchując się wymianie zdań między nimi.
Pierwszy lekko pokręcił głową Lugia, zaraz za nim Mew i Dina.
"To prawda, przez to mój brat o mało się nie pogubił i nie przeszedł na stronę Giovanniego. Dzięki temu, że zaprzyjaźnił się z Ambertwo, nie zrobił tego." Wtrąciła Dina.
- Dina ma rację. To dzięki przyjaźni z Amber, byłem i nadal jestem taki, jak teraz. - na plażę wszedł Micah wraz z profesorami.
"Mewtwo, sprzeciwiłeś mi się i musisz ponieść konsekwencje." Zwrócił się do niego Arceus.
- Nikomu się nie sprzeciwiłem! To była jedyna szansa na uratowanie Amber. - chłopak podszedł do niej i ukrył w swoich ramionach.
- To właśnie jest przyjaźń. Też wskoczyłabym za nim w ogień. - powiedziała Amber.
"Przyjaźń to cecha ludzi. Wśród pokemonów nie ma czegoś takiego jak przyjaźń."
"Uważam, że Amber jest moją przyjaciółką." Powiedział Lugia.
"Ja też, choć właściwie jeszcze jej nie znam za bardzo." Dodała Dina.
- Miu. Miu Miu Miu.
- Moją przyjaźń ma już od wielu lat. - zakończył Micah.
- A czy ty nie masz podobnie? Z jednymi dogadujesz się bardziej, wolisz ich towarzystwo, niż kogoś innego. Na pewno tak masz. - zwróciła się do niego dziewczyna.
"To nie ma nic do rzeczy. Dosyć tej dyskusji. Już postanowiłem, ty zginiesz pierwsza."
Arceus przygotował się do zadania ataku, jednak wtedy wszystkie Pokemony otoczyły dziewczynę, nie dając mu do niej dostępu.
Mewtwo Y oraz Mew stworzyli wokół grupy ochronną aurę, od której moc Arceusa została odbita i rozproszona.
"Jak... Jak to jest możliwe? Nieprawdopodobne!" Zdenerwował się "boski" Pokemon.
- Widzisz? Twoja moc jest niczym w porównaniu z tym, co łączy nas wszystkich. Jesteśmy od ciebie silniejsi. Musisz się z tym pogodzić. - skomentowała Amber.
"Kim ty jesteś, dziewczyno? Chcesz zostać trenerką legend? Nigdy ci na to nie pozwolę!!!"
- Nie, nikt nie ma takiego prawa, aby trenować legendarne Pokemony. Jesteście dla ludzi za silni, a poza tym, według mnie, nie potrzebujecie kogoś, kto sprawowałby nad wami kontrolę. Chcę tylko żyć w pobliżu rodziny i przyjaciół, nie być przez nikogo niepokojona... Już nie wiem, co tak naprawdę mam robić...
Amber dała za wygraną, usiadła na ziemi, a z jej oczu popłynęły łzy smutku i bezsilności.
"O czym ty mówisz?"
- Nie ważne, i tak nie zrozumiesz. - odwarknęła przez łzy.
Mewtwo wtrącił się i streścił historię dziewczyny.
Arceus, po jej wysłuchaniu milczał przez chwilę, po czym odrzekł:
"Wobec tego, jesteś jedną z nas. W twoich żyłach płynie krew pokemonów, więc jeśli jest tak, jak mówicie, niech Mewtwo zadecyduje, czy chce cię przyjąć na swoją wyspę. Na mnie już pora. Odwiedzę was za niedługo sprawdzić, jak sobie radzicie."
Po czym odleciał w tylko sobie znanym kierunku.
- Jest strasznie dziwny. Chyba go nie polubię. - stwierdziła Amber, ocierając łzy rękawem.
"Daj sobie czas, nie jest taki zły, jak się go dobrze pozna." Odparła kotka.
- Trzeba wracać na stały ląd. Musimy postanowić, co dalej, zorganizować "pogrzeb" Amber i porozmawiać z Rivenną. - stwierdził Fuji.
- Tak, też tak myślę. Kochani, macie na zbyciu jakąś łódkę? - zapytał Robin.
"Podrzucę was na brzeg." Zaoferował się Lugia. Po pożegnaniu z nowymi znajomymi, mężczyźni weszli na jego grzbiet i odpłynęli.
"Cóż, także wracam do domu. Trzymajcie się." Odrzekła Dina, wymieniając uścisk z bratem i Amber.
- Odwiedzisz nas kiedyś? Bardzo proszę. - zapytała Amber.
"Jasne, myślę, że nadarzy się jeszcze okazja, aby się spotkać. Nie narozrabiajcie tylko już więcej. Do zobaczenia, kochani." Po czym odbiła się od ziemi i zniknęła za horyzontem.
Na niebie zaczęły pokazywać się gwiazdy. Zerwał się wiatr, który przygnał deszczowe chmury. Micah wraz z Amber udali się do swojego, teraz już wspólnego mieszkania.

Jakiś takie l nie udany za bardzo ten rozdział, no ale nic lepszego nie wymyślę. Najprawdopodobniej jutro zakończy się owe opowiadanie, będzie jeszcze jeden "normalny" rozdział i epilog. Matko, co ja wtedy zrobię ze swoim życiem...

A tak w ogóle, jak wam się podobały wykreowane przeze mnie postacie? Zapadają w pamięć?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro