30. Pomoc Diny i kłótnie rodzeństwa.
Cała trójka wstała od stołu i biegiem ruszyli w kierunku pokoju, w którym leżała dziewczyna. Fuji i Baskerville wspólnymi siłami starali się ją reanimować, co przyniosło efekt. Wkrótce pozioma kreska znów zaczęła falować, jednak nie tak, jak powinna.
- Profesorze Fuji, potrzebna mi strzykawka z igłą, do pobierania krwi. - odezwał się stojący na razie na uboczu, Mewtwo.
Zagadnięty spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym zagrzebnął w jednej z szafek i bez słowa podał chłopakowi przedmiot. Ten odebrał go, zabraną wcześniej ze swojego laboratorium gumową linką przewiązał swoje ramię, po czym wbił igłę w odpowiednie miejsce i po chwili strzykawka wypełniła się szkarłatnym płynem. Po tym zabiegu Mewtwo wyszedł z pokoju, kierując się do laboratorium, w którym widział mikroskop i inne podobne sprzęty. Wrócił do reszty po około pół godzinie.
- Wszystko w porządku. Możecie zrobić to jeszcze raz. - powiedział.
- Co chcesz zrobić? - zapytał go Robin.
- Jeszcze raz wymienię się z nią moją krwią. Wszystko jest w porządku, zrobiłem odpowiednie badania.
- Nie, nie zgadzam się na to. Straciłeś jej już zbyt wiele, jak na tak krótki okres czasu. Poza tym, przeszedłeś dziś "małą" transformację, która na pewno cię wyczerpała. Nie narażaj swojego życia, wystarczy, że zrobiła to Amber. Chcesz doprowadzić się do takiego stanu?
- Profesor nie rozumie. Wszystko co się stało, to jest dla niej. Moje dalsze życie bez niej, nie ma sensu. Jeśli ona umrze, pójdę w jej ślady.
- Przetaczając dla niej krew i tak umrzesz, czy ty tego nie rozumiesz... chłopcze? - zapytał profesor, dokładnie zastanawiając się nad ostatnim słowem.
- Może poprosimy o pomoc Dinę*? Przecież ona i Mewtwo, są tak jakby bliźniętami, ich krew raczej niczym się nie różni. - wtrącił Fuji.
- Nie! Weźcie ode mnie tyle, ile potrzeba, cokolwiek by się nie działo. Nawet, jeśli by to miało przynieść mi śmierć. - zaoponował białowłosy.
- Czy ty nie rozumiesz? Jeśli poświęcisz swoje życie dla Amber, unieszczęśliwisz ją na całe jej życie. Może nie jestem jej prawdziwym ojcem, ale wiem, co mówię. Znaczysz dla niej bardzo wiele. - próbował go przekonać Robin.
- Więc wezwanie Diny będzie odpowiednim zabiegiem w tej kwestii. Im szybciej to zrobimy, tym większe prawdopodobieństwo, że Amber przeżyje. - dodał Fuji.
Mewtwo zamyślił się przez chwilę, zapatrzony w kąt pokoju.
Po chwili zrezygnowany machnął ręką.
Fuji wyjął z kieszeni płaszcza telefon i wykręcił numer do profesora Oak'a.
- No cześć. Słuchaj, potrzebna mi pomoc Diny. Czy wiesz, gdzie ona się teraz znajduje? - po czym włączył tryb głośnomówiący.
- Tak, właśnie dziś udaję się do niej, by przeprowadzić pewien eksperyment. Nie jest mi potrzebny na zaraz, w zasadzie może to poczekać. Po tonie twojego głosu słyszę, że to coś poważnego. Przyślę ją do ciebie najszybciej, jak się da. - odparł tamten.
- Dzięki, wiedziałem, że mogę na was liczyć.
- A teraz przepraszam, ale wchodzę na teren, gdzie nie ma zasięgu. Do usłyszenia i mam nadzieję, że w końcu nasza partyjka szachów dojdzie do skutku.
- Na pewno, przyjacielu, na pewno.
Po czym połączenie zostało zerwane.
- Dlaczego nie lubisz Diny? - zapytał Robin, zwracając się do Mewtwo.
"Bo mamy różne zdania, na każdy temat." - odezwał się zza rogu kobiecy głos.
Po chwili do pokoju weszła bliźniacza siostra, do niedawna kotopodobnego Pokemona. Tyle, że ona naprawdę była Pokemonem.
Kotka, widząc "ewoluowanego" brata, na chwilę stanęła jak wryta, po czym odezwała się do niego:
"Dobrze wiesz, że Arceus ci tego nie daruje. A tego procesu nie da się odwrócić. Skazałeś się tym na śmierć."
- Dobrze wiesz, że mam po swojej stronie Lugię i Mew. Oni też mają coś do powiedzenia.
"Bez ciebie, jako Pokemona, są niczym w starciu z Arceusem, nie oszukuj się."
Robin odkaszlnął dość głośno, chcąc zwrócić na siebie uwagę kłócącego się rodzeństwa. W końcu dopiął swego.
"Profesorze Baskerville, Fuji, bardzo was przepraszam i oczywiście witam z szacunkiem należnym moim stwórcom." - powitała ich Dina.
Po czym gospodarz zabrał wszystkich do kuchni, gdzie wyjaśnił powód zaproszenia Mewtwo Y do siebie.
Po wysłuchaniu całej historii, Dina trochę życzliwszym okiem spojrzała na brata.
"Mam nadzieję, że naprawdę żywisz uczucie do tej dziewczyny, a nie jest to tylko i wyłącznie próba zagrania na nerwach Arceusa. Jeśli tak jest, nigdy ci tego nie daruję, jak również nie stanę po twojej stronie, gdy dojdzie do procesu. Arceus cię unicestwi za to, czego się dopuściłeś."
Nikt z obecnych tu ludzi, oprócz oczywiście Mewtwo, nie rozumiał, o czym rozmawiali. A sprawa wyglądała dość prosto. Arceus, jako najpotężniejszy Pokemon ze wszystkich, sprawował nad nimi opiekę i stworzył pewne zasady, których należało bezwzględnie przestrzegać. Szczególnie tyczyło się to legendarnych osobników. Chodziło o to, że pewne gatunki absolutnie nie mogą się ze sobą krzyżować, gdyż istnieje możliwość powstania nowego, niezvadanego, a co za tym idzie, nie wiadomo jak silnego Pokemona. Natomiast same legendarne osobniki, w ogóle nie mogą posiadać potomstwa. Nikt nigdy tego nie podważał, do momentu, aż Mewtwo nie zaczął tworzyć własnych pokemonów, które oczywiście były sklonowane i lepsze od swoich pierwowzorów. Kontrolę nad nimi miał tylko ich stwórca, nie uznawały wyższości Arceusa nad nimi, a sam wyżej wspomniany, nie miał nad nimi kontroli. Kiedyś nawet doszło przez to do walki między kotopodobnym a Arceusem. Gdyby nie interwencja Diny, oboje by się pozabijali. Dlatego Arceus często bez uprzedzenia odwiedzał Nową Wyspę, by nie dopuścić do powstania nowego gatunku Pokemon, który chciałby zająć jego miejsce.
- Chyba nie znasz mnie za dobrze, siostrzyczko. Narażałem własne życie i bezpieczeństwo moich pokemonów, by Amber przeżyła. Nie daruję sobie, jeśli stanie się inaczej. Dlatego i ja proszę cię o pomoc.
W jego oczach i głosie, było widać i słychać prawdziwą pasję i zawziętość. Musiał mówić prawdę.
"Dobrze, pomogę wam. Chodźmy, z tego, co mówicie, każda sekunda jest na wagę złota."
Po czym ruszyli na salę operacyjną, gdzie poprowadził ich Robin, a Fuji udał się po Amber.
Operacja trwała długo, Dina i Mewtwo byli "połączeni" z Amber razem, każde po przeciwnej stronie. Po kilku godzinach, zarówno kotopodobna, jak i chłopak, byli wyczerpani do cna, więc Robin zarządził koniec operacji. Na domiar złego, jedna z maszyn podtrzymujących życie w Amber, zepsuła się. A w trybie natychmiastowym nie dało się jej naprawić, gdyż potrzebne były części, które można było dostać tylko w porcie.
- Amber, błagam, wróć do nas. Mam nadzieję, że mnie słyszysz i wybaczysz mi to, co chciałem zrobić, właściwie, do czego zostałem zmuszony. Wszystko jest już w porządku, możesz spokojnie się obudzić. Tylko nie umieraj. Bardzo cię proszę. - mówił Mewtwo, siedząc w pokoju, do którego znów trafiła nieprzytomna dziewczyna. Choć był zmęczony przebytym zabiegiem, nie zdecydował się położyć do łóżka i odpocząć, wolał czuwać nad jej bezpieczeństwem. Wiedział, że w razie czego nie będzie mógł jej pomóc, jednak mógł zrobić tylko tyle, by przy niej być.
Nie zauważył, że w drzwiach stoi jego siostra, która wszystkiemu się przygląda. Stała w ciszy, założywszy łapy na klatce piersiowej. Nie była pewna, czy intencje brata na pewno są takie szczere na jakie wyglądały, ale patrząc na tę scenę, była skłonna w nie uwierzyć. Nagle chłopak drgnął zaskoczony, gdyż z oczu nieprzytomnej Amber zaczęły płynąć łzy, a ręka, którą trzymał w swojej dłoni, nieznacznie się poruszyła.
* Imię, jak i jej historia przytoczona w rozdziale, jest moim autorskim wymysłem, proszę nie czepiać się szczegółów. Ten pomysł zaczerpnęłam z innej wizji opowiadania, oraz dzięki wiadomościom na temat filmów, jak i Pokemonów od _XLR8_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro