19. Gdzie jest Amber?
Wszyscy zastanawiali się, jak uratować legendarnego przyjaciela. Nikt z nich nie wiedział, z kim walczą oraz ilu mają do pokonania przeciwników.
- Opowiedz mi coś o sobie. - odezwała się nagle Amber, siedząca na skórzanym fotelu.
Zaskoczony Mewtwo, przestał chodzić w tę i z powrotem po salonie. Wbił wzrok w dziewczynę i odpowiedział:
"Znalazłaś na to odpowiedni moment, nie ma co!!!"
- Nie mogę przecież wymyślić nic twórczego, skoro nie znam nawet mocy moich sojuszników! - odgryzła się mu.
Kotopodobny spojrzał na swój pierwowzór. Mew znalazł sobie miejsce w rogu sufitu i stamtąd obserwował pozostałą dwójkę.
- Miu! - odezwał się, po czym skinął łebkiem.
"Dobrze." Mewtwo rozsiadł się na kanapie i zamknął oczy. Zastanawiał się, od czego zacząć. Po chwili zaczął opowieść.
*Najważniejsze wydarzenia z filmu Zemsta oraz Powrót Mewtwo, z pominięciem (na razie) tego, że Amber też w jakimś stopniu tam była. Może trochę nie po polsku, ale przesłanie chyba zrozumiałe.
Amber słuchała w milczeniu, od czasu do czasu przerywała, aby poprosić o wytłumaczenie mniej zrozumiałych kwestii. O dziwo, kotopodobny się tym nie denerwował, odpowiadał na zadawane pytania wyczerpująco. Gdy skończył, (ekhem, mówić oczywiście) otrząsnął się, jakby go ktoś oblał zimną wodą. Gdy wspominał tamte czasy, był jakby w transie.
- Naprawdę się kiedyś nie lubiliście? - zapytała, patrząc rozbawionym wzrokiem to na Mewtwo, to na Mew. Jeden i drugi pokiwali potakująco głowami.
- Przeniosłeś Pokemony i jezioro pod powierzchnię ziemi siłą woli? To niesamowite! Naprawdę.
"Tak."
- Skoro oddałeś wolność tamtym klonom, po co stworzyłeś następne? Znów je więzisz?
"To nie tak. Gdy opuściłem tamto miejsce, szukałem jakiegoś, gdzie mógłbym żyć, nie niepokojony przez nikogo. Znalazłem tę wyspę. Zamieszkałem tu, ale czegoś mi brakowało. Stworzyłem laboratorium, mieszkanie, to wszystko, co teraz mam." Pokemon zatoczył wokół siebie okrąg łapą.
"Na jakiś czas wystraszyło. Potem sklonowałem Pikachu. Miałem do kogo się odezwać, z kim żyć. Stwierdziłem, że i jemu potrzebne jest towarzystwo innych pokemonów, więc stworzyłem jeszcze kilka. Potem ludzie zaczęli interesować się wyspą, dlatego potrzebowałem ich jeszcze więcej. Żyją tu prawie jak na wolności, nikt ich do niczego nie zmusza. Są tu, bo chcą tu być."
- A ty?
"Co: ja?"
- Czemu jesteś jedny w swoim rodzaju? Nie chciałeś stworzyć kogoś podobnego do siebie?
Mewtwo przez chwilę nic nie mówił, zastanawiał się, co i w ogóle czy odpowiedzieć.
"Nie mogę klonować sam siebie. Takie jest niepisane prawo Arceusa."
- Arceusa? Znasz go?
"Oczywiście, gdybyś odwiedziła nas wcześniej, sama byś go poznała." Odparł z rozbawieniem.
- Miu! Miu, Miu! - zabrał "głos" w tej kwestii Mew.
- Co powiedział? - zapytała Amber.
"Powiedział, że gdyby Arceus cię tylko zobaczył, zabiłby cię."
- Dlaczego? Przecież nie robię nic złego!
"Jego to nie obchodzi. Nie toleruje przyjaźni między pokemonami a ludźmi."
- Miu! Miu, Miu, Miu. Miu! - nie toleruje przyjaźni między tobą, a ludźmi!
Mewtwo wzruszy na to ramionami.
- Teraz już mam jaśniejszy obraz tego, na czym stoimy. A może poprosimy o pomoc Arceusa i inne legendy? - zastanawiała się.
"Nie. Poradzimy sobie sami." Kategorycznie stwierdził Mewtwo.
- W trójkę nie damy sobie rady. Musimy poprosić kogoś o pomoc.
"Nie zapominaj, że mamy jeszcze klony."
- Nie zapominam, ale potrzebny nam ktoś, kto ma układy z ludźmi.
"No dobrze, księżniczko, ale ja nie znam nikogo, kto by się do tego nadawał. A ty, wasza wysokość?" Kotopodobny zaczął być cyniczny.
- Owszem, znam.
Alain chodził co kilka minut sprawdzać, jak się ma jego najnowszy nabytek. W końcu znudziło mi się to, wszedł do domu, rozłożył się na kanapie w salonie i włączył telewizor. Po krótkim czasie zapadł w drzemkę, z której obudził go równie szybko charakterystyczny odgłos szarpanych łańcuchów. Zerwał się na równe nogi i pobiegł do schronu, w którym przetrzymywał Lugię.
Otworzył ostrożnie drzwi i zajrzał do środka. Ze zdziwieniem zauważył, że łańcuchy są niemal zerwane.
"Nieprawdopodobne." Pomyślał, po czym uśmiechnął się z satysfakcją. Wyjął telefon z kieszeni spodni i wybrał numer Ellen.
- Przynieś więcej środka usypiającego, każ też naszym naukowcom przygotować jeszcze jeden kask, tym razem dla gada.
- O czym ty mówisz? - zdziwiła się kobieta.
- Rób, co mówię i nie zadawaj głupich pytań. Bądź tu jak najszybciej.
Chłopak rozłączył się, poobserwował szarpiącego się i dochodzącego do siebie Pokemona, po czym zabezpieczył i zamknął drzwi.
"Co o tym sądzisz, Mew?" Zapytał Mewtwo, gdy Amber przedstawiła mu swój pomysł.
- Miu... Miu, Miu, Miu. - nie jestem pewien, czy to aby na pewno będzie dobre rozwiązanie, ale jak na razie jedyny sensowny.
"A więc... Dobrze, ale tylko na kilka dni."
- Wiem, przecież to nie ma być wycieczka krajoznawcza, ale pierwszy krok do uwolnienia Lugii.
Rivenna, po powrocie z misji, wróciła do domu.
- Czy Amber wróciła od Megan? - zapytała od razu.
- Nie, jeszcze jej nie ma. - odparł Robin.
- W takim razie jadę po nią. Co ona sobie wyobraża, że będę ją utrzymywać za darmo? Poza tym, niedługo trzeba organizować ślub i wesele, to także kosztuje! - powiedziała ze złością w głosie i trzasnęła drzwiami.
"Ciekawe, jak ja się jej wytłumaczę, gdy wróci." Zastanawiał się mężczyzna.
Rivenna zamówiła taksówkę i udała się do ośrodka Megan. Zapłaciła kierowcy za kurs, narzekając pod nosem na wysokość opłaty, po czym ruszyła do wejścia. Zadzwoniła do drzwi kilka razy więcej, niż było to konieczne i z zaciętą miną czekała na ich otwarcie.
Gdy w wejściu pojawiła się pani domu, nieco zaskoczona widokiem Rivenny, ta natychmiast na nią naskoczyła:
- Gdzie się podziewa ta smarkula? Gdzie ona jest? - zapytała, omijając Megan. Rozejrzała się wokół, krzyknęła dwa razy imię przybranej córki, po czym wyczuła podstęp.
- Gdzie jest Amber? - zapytała po raz nie wiadomo który.
Nagle obie kobiety usłyszały tupot butów o betonową powierzchnię drogi.
- Witaj mamo, dobrze cię widzieć. - powiedziała Amber.
Rivenna odwróciła się w jej stronę, Megan, która nie za bardzo wiedziała, co się dzieje, wymieniła spojrzenia z bratanicą.
- Ciociu Megan, wszystkie Pokemony mają się dobrze, boksy są wyczyszczone. Tak jak kazałaś. - po czym puściła do niej porozumiewawcze oczko.
- Cieszy mnie to, ale wydaje mi się, że musisz już wracać do domu kochanie. - odparła tamta, najpewniej, jak tylko mogła.
- Nareszcie! Ileż można się obijać. Bierz swój wracamy.
O tym dziewczyna nie pomyślała, ale co dwie głowy, to nie jedna. Megan zauważyła w jej wzroku wahanie, więc pośpieszyła z pomocą.
- Kajak zaczął przeciekać, jest w naprawie. Miałam zamiar zaprosić Amber na weekend, wtedy odbierze swój pojazd. A tu masz coś za fatygę. Mam nadzieję, że wystarczy na podróż taksówką. - po czym wcisnęła w rękę kobiety banknot.
- Co do weekendu nie jestem pewna, czy wyrobi się z pracą, ale zobaczymy. Do widzenia, Megan. - powiedziała Rivenna, po czym złapała córkę za ramię, drugą ręką wybierając numer korporacji.
Po dwudziestu minutach doczekały się transportu do domu.
Mewtwo przeniósł siebie i dwójkę przyjaciół do lasu, w którym mieszkał zaprzyjaźniony z Amber Lapras. Było tam mnóstwo różnych zakątków, gdzie mogli się ukryć i być w miarę bezpieczni. Dziewczyna zostawiła ich tam na jakiś czas, sama pobiegła do ośrodka ciotki, by się z nią rozmówić. Dotarła tam w samą porę, by zobaczyć, jak matka wchodzi na posesję i szuka jej. Niestety, nie udało jej się porozmawiać z Megan, bo musiała wracać wraz z Rivenną do domu.
- Weekend z Megan? Coście znowu wymyśliły!
Trzeba pracować, a nie się wygłupiać! Ja cały czas charuję po to, aby było co do garażu włożyć, a wy bawicie się z tymi nieznośnymi zwierzakami! - zaczęła swoje wywody Rivenna.
- Każdy z nas pracuje tak samo, jak i ty. Nie wolno ci myśleć i mówić inaczej! - przerwała jej Amber.
Kobieta tylko spojrzała na nią, pokręciła głową, co mogło oznaczać wszystko i nic, po czym zamilkła.
Wreszcie dotarły do domu.
Uszczęśliwiona dziewczyna natychmiast podbiegła do ojca, żeby go powitać.
- Tato! Nawet nie wiesz, ile mam ci do opowiedzenia!
- Amber, Amber... Co kogo obchodzi weselne menu? Mam nadzieję, że nie jest za bardzo wymyślne, bo jeszcze bardziej pójdę z torbami. - wtrąciła Rivenna.
Robin mrugnął porozumiewawczo.
- emmm... Rzeczywiście, opowiem ci potem, teraz idę sprawdzić, jak się mają nasze pola. - po czym dziewczyna wyszła na zewnątrz.
Znów dłuuuuuuuuugiiiiiiiii czas nie było rozdziału, teraz niestety tak się będą pojawiać. Jutro rozmowa kwalifikacyjna do nowej pracy i powrót do "dorosłego" życia. Ale opowiadania nie zawieszam, o nie.
Następny rozdział będzie obiecanym specjalem, który jednogłośnie będzie poświęcony zabójstwu Alaina XDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro