Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17. Nalot na Nową Wyspę

Gdy odzyskał przytomność, zobaczył nad sobą zatroskaną twarz Amber. Jego psychika zareagowała na to atakiem agresji. Nie słuchał jej, nie posłuchał nawet Lugii. Mimo, że był osłabiony, wytworzył energię potrzebną do zaatakowania dziewczyny. Amber została odrzucona na dużą odległość i niechybnie straciłaby życie, uderzając z wielką siłą o skałę, jednak na jej szczęście do pomocy wkroczył Mew. Tym razem "mydlane bańki" znalazły się przed skalną przeszkodą, w idealnym momencie, aby dziewczyna nie rozbiła się. Następnie otoczyła ją różowa poświata, od której odbił się, po czym rozproszył, atak Mewtwo.
"Co ty robisz?!?" Zapytał kotopodobny swój mniejszy pierwowzór. "Przystajesz z ludźmi?"
"To on powinien zadać ci to pytanie! Amber przypłynęła tu, by ostrzec nas przed atakiem na wyspę. Narażała się dla naszego bezpieczeństwa. Mogła zostać w domu, nie robiąc nic, sama naraziła się na niebezpieczeństwo tym, że tu przybyła. Ludzie będą tu po zachodzie słońca." Wtrącił się Lugia.
Mewtwo patrzył przez chwilę na unoszącego się obok dochodzącej do siebie Amber, różowego Pokemona. Mew pilnował, aby znów nie doszło do ataku na dziewczynę. Po czym przeniósł wzrok na Lugię. Nic nie mówiąc, podszedł do Amber.
"Jak to możliwe?" Zastanawiał się na głos, przyglądając się jej, jakby była obiektem muzealnym.
- Przestań się na mnie gapić! I co jest "możliwe"? - zapytała ze złością w głosie.
"Pamiętasz swój ostatni pobyt tutaj, pomimo tego, że usunąłem ci pamięć..." Bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Tak! Właśnie mi przypomniałeś, że miałam cię o to zapytać. Teraz już wiem, że twoje umiejętności nie są tak dobre, jak mówi twoja legenda. - choć tak naprawdę nie znała historii Mewtwo, postanowiła uderzyć w jego ego. Jak się za chwilę okazało, trafiła w czuły punkt.
"Nie prawda!" Oczy kotopodobnego Pokemona zalśniły złowrogim, niebieskim blaskiem, by po chwili powrócić do normalności. "To nie o to chodzi."
"Przestańcie wreszcie się kłócić!" Znów wtrącił się Lugia. "Zacznijmy wreszcie przygotowania do odparcia ataku ludzi, bo..."
Nie było mu dane dokończyć, bo wtedy wszyscy usłyszeli dźwięk nadlatujących samolotów.
- Co teraz? Będą tu lada moment! - zawołała przestraszona dziewczyna.
"Mew, czy pomożesz nam w obronie wyspy?" Zapytał kotopodobny.
- Miu! - odparł tamten, co miało wyrażać potwierdzenie.
"Dobrze. Pierwsze co zrobisz, to zabierzesz ją w bezpieczne miejsce." Tu wskazał na Amber.
- Co? Przypłynęłam tu, aby pomóc, a nie siedzieć w jakimś schronie! - powiedziała oburzona.
"Amber, Mewtwo ma rację. Ta walka nie jest dla ciebie. Wybacz, ale tak będzie najlepiej. To nie jest główny najazd, choć większy od poprzedniego. Nie chcemy, aby ktoś stracił życie. Zrobiłaś dzisiaj bardzo dużo, dzięki tobie być może żaden człowiek oprócz ciebie, nie postawi tu nogi. Zaufaj nam." Powiedział Lugia.
Dziewczyna skinęła prawie niezauważalnie głową, po czym w towarzystwie Mew odeszła w stronę laboratorium.

- Być może uda się dziś. Starajcie się, aby nie dopuścić do dużych usterek w wodolotach. Teraz oddalamy od siebie maszyny na dużą odległość. - przekazał przez radio pokładowe Alain, łącząc się z dwoma pozostałymi pilotami.
- Jaki masz plan na dziś? - zapytała siedząca obok Rivenna.
- Dzisiejsza misja ma na celu sprawdzenie ich obrony, gdy my mamy załogę powietrzną i wodną.
- Zamierzasz wejść na wyspę?
- Nie wiem, założenie jest takie, że na razie tego nie robimy. Tak rozkazał Giovanni. Ale myślę, że jeśli wodoloty będą sprawne, wtedy możemy sobie na to pozwolić.
- Rozumiem, postaraj się nie robić niczego pochopnie.

Amber i Mew znaleźli się w laboratorium Mewtwo.
- Przypłynęłam tu, by pomóc w obronie wyspy, a nie siedzieć w zamknięciu z założonymi rękami. - poskarżyła się stworkowi, choć dalej się go trochę obawiała. - To nie jest sprawiedliwe. - usiadła przy stole kuchennym, opierając głowę na dłoniach.
- Miu, Miu, Miu. Miu! Miu Miu Miu. - odparł różowy, choć dziewczyna oczywiście nic z tego nie zrozumiała.
Mew chciał jej przekazać po prostu, że także uważa, iż takie rozwiązanie będzie najlepsze.
Amber uśmiechnęła się lekko, po czym została sama. Towarzyszący jej Pokemon musiał wrócić na plażę, przy okazji zabierając ze sobą kilka potężniejszych klonów.
Dziewczyna została sama, na początku nie wiedziała, gdzie ma się podziać. Szybko jednak znalazła odpowiednie zajęcie. Weszła do pracowni Mewtwo i postanowiła tam pomyszkować.
"Od czego zacząć?" Zastanawiała się. Siadła przy biurku, na którym stał komputer i uruchomiła go. Oczywiście, dostęp do konta zabezpieczony był hasłem.
Wpisała kilka słów, które przyszły jej do głowy. A więc:
"Mewtwo". Nie, to nie to. Tak samo, jak:
"Pokemon", "Nowa Wyspa", "Laboratorium", "Klony", czy "Pracownia". Wreszcie znudziło jej się to, już miała wyłączyć sprzęt, ale zdecydowała się jeszcze spróbować. Wpisała więc swoje imię, ale również nie pasowało. Potem skojarzyła, że imię Mewtwo, jest prawie takie samo jak Mew, do jego nazwy dodano tylko przyrostek "two".
"Ostatni raz." Pomyślała, po czym wpisała na klawiaturze:
"Ambertwo".
Ku jej zdziwieniu, system zaczął pracować i na monitorze pojawiła się czarna tapeta i wiele plików. Większość z nich była podpisana nazwami pokemonów. Weszła w ten o nazwie "Pikachu". Były tam opisane parametry stworka, kiedy został stworzony, jego wszystkie ataki, postęp treningu oraz tego typu rzeczy. Otworzyła również kilka innych, wszystkie zawierały podobne informacje. Nie interesowało jej to zbytnio, już miała nacisnąć przycisk "wyłącz", gdy w lewym górnym rogu spostrzegła plik o nazwie "projekt MEWTWO oraz AMBERTWO". Niewiele myśląc, weszła w niego. Pierwsze, co ukazało się jej oczom, to wiele folderów, zatytułowanych: "Dzień pierwszy", "Dzień drugi", "Dzień trzeci", itd.
Ostatni folder zatytułowany był: "Projekt nieudany."
Kliknęła w ten, który nazwany został "Dzień pierwszy."

"Lugia, ty zajmiesz się samolotami." Stwierdził Mewtwo, gdy zauważył, że jego pierwowzór wraca wraz z jego klonami. "Gyarados i inne wodne Pokemony spróbują powstrzymać łodzie przed dostaniem się na brzeg. Ja z resztą klonów będziemy czekać tutaj."
- Miu! Miu Miu. - "powiedział" Mew, co znaczyło, że on będzie osłaniał tyły Wyspy.
"Zgoda."
Po rozdzieleniu zadań, każdy udał się we wskazane miejsce.

Alain i Rivenna znajdowali się w środkowym samolocie.
- Jeśli poczujecie silne wstrząsy, od razu dajcie znać! - rozkazał przez radio.
Nie czekał długo na odpowiedź. Pilot samolotu po ich lewej stronie, po kilku minutach odezwał się:
- Atakują mój samolot! Nie mogę nic zrobić! Tracę sterowność! Pomocy! - krzyczał w panice.
Alain szybko zetknął na monitor laptopa, trzymanego przez Rivennę, po czym ustawił radio tak, aby skontaktować się z kapitanem najbliższej łodzi.
- Płyńcie do Petera, najszybciej jak to możliwe. Coś się tam dzieje. Przygotujcie środek usypiający. To na pewno jeden z Pokemonów. Jaki by to nie był, muszę go mieć. - powiedział Alain.
- Rozkaz, zaraz tam będziemy.
Dała się słyszeć odpowiedź, po czym radio zatrzeszczało i ucichło.

*Lugia zobaczył przed sobą jeden z samolotów. Postanowił zająć się najpierw nim, bo był najbliżej Wyspy. Tak, jak kilka dni temu, wyskoczył w górę i starał się spowodować jak najwięcej usterek w maszynie. Samolot szybko stracił sterowność, za kierownicą siedział zapewne mało doświadczony pilot. Jako, że nie było w pobliżu innych zagrożeń, został przy nim, próbując zatopić maszynę. Niestety, popełnił tym samym błąd, bo po chwili z oddali usłyszał dźwięk silnika łodzi motorowej. To uśpiło na chwilę jego czujność, w tym czasie pilot odzyskał kontrolę nad swoją maszyną.

Peter względnie się uspokoił, wyrównał lot samolotu, po czym wyjrzał przez okno. To, co zobaczył, sprawiło, że od razu zapomniał o przeżytej chwili grozy. Ustawił maszynę centralnie nad legendarnym Pokemonem i otworzył podwozie, z którego wypadła metalowa sieć. Po kilku minutach zauważył zbliżającą się łódź. Na jej pokładzie stało dwoje ludzi z pistoletami gotowymi do strzału. Sieć wykonała swoje w zadanie, owijając się wokół gadopodobnego stworzenia. Było w pułapce. Mężczyźni z łodzi wymierzyli pistolety w jego stronę, po czym dwie strzałki utkwiły w ciele Pokemona. Ludzie czekali na efekty działania, jednak potrzebne były jeszcze trzy serie, aby go obezwładnić. Jeden z mężczyzn wskoczył do wody, podpłynął ostrożnie do Lugii, który nie miał już nawet sił, by trzymać głowę nad powierzchnią morza. Samolot osiadł na wodzie, siatka z Pokemonem w środku została przyczepiona do nart. Po tej operacji wodolot znów wzbił się w powietrze i skierował w stronę przystani na Starym Nabrzeżu.

* Wiem, że "prawdziwy" Lugia nie dałby się tak łatwo złapać, poza tym mogłaby to być jakaś spektakularna walka między pokemonami, ale niestety nie jestem tak obeznana w temacie i tylko to przyszło mi do głowy 😑😑😑. Cóż, mój jest, jaki jest i tyle.

Przepraszam za zwłokę w dodaniu rozdziału i nowych publikacji, ale miałam dwa dni związane z wyjazdami, poza tym, owy rozdział jakoś strasznie ciężko mi się pisało. No cóż, chyba nie nadaję się do tematu Pokemon XDD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro