Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. Z powrotem w domu.

Po trzech dobach spędzonych w szpitalu, Amber została wypisana do domu. Tego dnia odebrała ją stamtąd Rivenna.
- Proszę się jeszcze oszczędzać. Nie jest pani do końca zdrowa, potrzebuje pani dalszej rekonwalescencji, jednak uznaliśmy, że może się to odbywać w domu. Wypiszę receptę na antybiotyk i środki wzmacniające oraz przygotuję wypis. Przyjdę za około pół godziny, proszę się w tym czasie spakować. - powiedziała lekarka prowadząca, po czym wyszła ze szpitalnej sali.
- Też coś! Mogliby cię tu jeszcze zatrzymać, wiesz jak nie lubię mieć darmozjadów w domu. Kto będzie zajmował się pracą w polu? Powariowali. - narzekała Rivenna.
Amber, słysząc te słowa, poczuła się, jakby ktoś wymierzył jej policzek. Jej przybrana matka nigdy nie była wylewna w uczuciach, ale nigdy też nie była tak okrutna. Ostatnio bardzo się zmieniła. Dziewczyna ukradkiem otarła łzę, spływającą po twarzy.
- Mi też jest miło, że wracam do domu, mamo. - powiedziała tylko.
- Jeszcze Megan uparła się, że przyjedzie do nas, aby dopilnować twojego powrotu do domu. Też coś, musiałam odmówić kilka spotkań z bardzo wpływowymi ludźmi.
Gdy młoda usłyszała imię ciotki, trochę się rozchmurzyła. Wiedziała, że Megan ją lubi i zależy jej, aby dziewczyna dobrze się czuła. Z tymi myślami usiadła na brzegu swojego łóżka i czekała na przyjście lekarki.

- Meg, wydaje mi się, że nadszedł czas, aby wyjawić jej prawdę. Wkrótce zacznie się czegoś domyślać albo stanie się coś gorszego. - zagadnął siostrę Robin, gdy wreszcie zostali sami.
- Nie, to zbyt niebezpieczne. Dobrze jest, tak jak teraz. Trzymajmy to w tajemnicy, prawda mogłaby ją zabić. - zaoponowała kobieta. - Poza tym, doktor Fuji...
- Nie wymawiaj przy mnie tego nazwiska! - mężczyzna ścisnął w dłoni szklankę z wodą tak mocno, że szkło zaczęło niebezpiecznie trzeszczeć. - Gdybyś była tam wtedy i usłyszała te słowa... - zamilkł na chwilę, jego oczy zamknęły się, a głowa opadła bezwładnie na klatkę piersiową. Wyglądał, jakby zasnął, jednak było to mylne stwierdzenie. On wspominał dzień, w którym przestał wykonywać swój zawód. Był jednym z najlepszych genetyków, pracował dla mężczyzny o imieniu Giovanni. Zajmował się tajnym projektem, który miał na celu sklonowanie potężnego Pokemona oraz nadanie nowemu tworowi dużo lepszych parametrów.
Wraz z owym projektem, pracował też ze swoim byłym najlepszym przyjacielem nad przywróceniem do życia jego tragicznie zmarłej córki. Eksperymenty na Pokemonach zawsze kończyły się fiaskiem, jednak dla przyjaciela chciał zrobić dużo więcej. Parametry życiowe dziewczynki były zaskakująco dobre, więc postanowiono ją ożywić. Tak też się stało, jednak po kilku minutach nastąpiła śmierć kliniczna. Robin natychmiast zabrał się za reanimację dziecka, jednak jej ojciec próbował mu przeszkodzić.
" - Zostaw, nie rób tego. To i tak nic nie zmieni, Amber nie żyje."
" - Jak to? Jeszcze mamy szansę ją uratować! Odejdź! "
Po czym odepchnął doktora Fuji od siebie i powrócił do ratowania sklonowanej.
" - Zajmijmy się lepiej nim." Mężczyzna wskazał na probówkę z Mewtwo.
" - Jak możesz? Jak możesz coś takiego mówić? Bardziej zależy ci na tym" - tu wskazał na kotopodobnego Pokemona - " niż na własnej córce? Nie poznaję cię! Tak bardzo tego chciałeś!"
" - Zabierz to gdzieś i wynoś się stąd. Nie chcę widzieć tego na oczy. Jeśli chcesz, możesz to sobie wziąć."
Wtedy poczuł słaby, lecz miarowy oddech dziewczynki.
Wyszedł z laboratorium z dzieckiem na rękach. Nie wiedział, co ma począć. Nie pójdzie przecież do swojej świeżo poślubionej żony, z połżywą, sklonowaną kilkulatką na rękach i nie opowie o tajnym projekcie swojego szefa. Musiał porzucić ja w lesie, ufając, że za niedługo ją odnajdzie.
Tak też się stało. Dziewczynka była zziębnięta i bardzo słaba, ale dzięki niemu i Rivennie, udało się ją uratować. Wielokrotnie mówił o tym jej prawdziwemu ojcu, jednak ten nie chciał mieć z "nieprawdziwą" córką, nic wspólnego. Ostatnio jednak zaczęło się to zmieniać... Tak, jakimś cudem doktor Fuji przeżył wybuch laboratorium. Ledwo uszedł z życiem, został sparaliżowany, ale żył. Kilka miesięcy temu napisał do niego list, w którym pytał o zdrowie i życie córki. Robin do tej pory nie odpowiedział na niego...
Prawdę znała tylko Meg, która również brała udział w projekcie, ale tylko na Pokemonach.
Mężczyzna otrząsnął się ze wspomnień i wrócił do rzeczywistości.
- Jest gotowa, by poznać prawdę. - obstawiał przy swoim Robin.
- Bracie, pomyśl tylko, ona po wypadku od razu zapytała o Mewtwo. Czy zastanowiłeś się, dlaczego to zrobiła? Poza tym, w szpitalu mówiłeś ci innego.
- Ale teraz wszystko przemyślałem. Meg, zastanawiałaś się, dlaczego cię o to zapytała? - Robin podszedł do siostry i spojrzał jej w oczy.
- Dobrze wiesz, że ona kocha temat legendarnych Pokemonów i Nowej Wyspy.
- Jednak nikt nigdy nie wspominał imienia Mewtwo w jej obecności.
- Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć?
- Tylko to, że uważam, iż nie był to zwykły wypadek. Uważam, że...Ona tam była.
- Niby gdzie? Na Wyspie? - kobieta przewróciła oczami. - Nawet ja nie uwierzę w takie bajki. Robin, ona przecież nie umie pływać, Lapras jest jeszcze za słaby, żeby odbyć taką podróż.
- Lapras wrócił na staw tej samej nocy, której Amber powinna być w domu. - zaoponował mężczyzna.
- Tym bardziej, nie wiem, o co ci chodzi.

Niestety, ich dalszą wymianę zdań, przerwało wejście Rivenny, a zaraz potem i Amber. Dziewczyna od razu rzuciła się ojcu na szyję, po czym przywitała się z ciotką.
Oni również byli szczęśliwi, że widzą ją wracającą do zdrowia.
- Przygotuję coś do jedzenia, siadajcie do stołu. - rzekła Rivenna.
Amber i reszta towarzystwa usiedli przy stole, a dziewczyna rzuciła Megan spojrzenie, które mówiło:
" Cieszę się, że was widzę, ale nie ominie cię rozmowa ze mną."
Megan oczywiście zrozumiała przesłanie i uśmiechnęła się promiennie do bratanicy, jednak gdy tylko dziewczyna spuściła wzrok, kobieta posmutniała.
Była w kropce, nie wiedziała, co robić.

To było niesamowite. Nie mogła doczekać się, kiedy opowie Megan o spotkaniu z legendarnymi Pokemonami i pobycie na ich wyspie. Ciotka pęknie z dumy, że sobie poradziła i zazdrości, że nigdy jej tam nie zabierze. Tak, Amber postanowiła, że nigdy nikomu nie powie, gdzie dokładnie znajduje się wyspa i wstąpi do organizacji chroniącej to miejsce przed ludźmi. Ono musi pozostać dzikie i naturalne, tak jak teraz. Ale dlaczego Mewtwo nie usunął jej wspomnień, tak jak planował? Czy to możliwe, żeby zmienił zdanie? Przy najbliższej okazji zapyta go o to. Po posiłku Rivenna kazała jej iść do swojego pokoju i odpoczywać. Wtedy nadarzyła się okazja, by porozmawiać z Meg. Kobieta przyszła do niej po kilkunastu minutach.
Wtedy Amber po raz pierwszy pomyślała o tym, żeby zachować przeżytą przygodę dla siebie. Nie wiedziała nawet skąd wzięła się u niej ta myśl. Zawsze, gdy chodziło o sprawy związane z legendarnymi Pokemonami, zwracała się do ciotki i rozmawiały o tym godzinami. Teraz coś jej podpowiadało, że prawdę powinna przemyśleć najpierw sama.
- To o czym chciałaś ze mną porozmawiać, Amber? - zapytała Megan, siadając na skraju jej łóżka.
Chyba nie domyśli się niczego, jeśli zagadnie ją o wspomnianą w szpitalu postać. Wszak na ten temat jeszcze nie rozmawiały.
- Opowiedz mi coś o Mewtwo. Co to za Pokemon? - drążyła dziewczyna.
- Cóż, nigdy o niego nie pytałaś.
- Jego imię obiło mi się o uszy na przystani. Ostatnio zapomniałam cię o to zapytać.
- Rozumiem. - kobieta bacznie przyjrzała się bratanicy, jednak nie zauważyła niczego niepokojącego. Dziewczyna miała błyszczące oczy, w których było widać szczere zainteresowanie. Tak było zawsze, gdy rozmawiały na temat pokemonów. Więc teoria Robina była obalona.

Lugia obserwował dziewczynę do momentu, aż nie została odnaleziona przez ludzi i zabrana w bezpieczne miejsce. Popłynął jeszcze do przystani, by sprawdzić, czy nie szykuje się nowa eskapada na wyspę. Wszystko wydawało się być w porządku, wodolot jeszcze nie został naprawiony, nikt też nie kwapił się, żeby zaryzykować podróż łodzią. Nikt też nie kręcił się w pobliżu przystani. Zadowolony, że tego dnia będą mieć względny spokój, wrócił na wyspę.

Mewtwo znów udał się nad swoje źródełko. Usiadł na jego brzegu i zapatrzył się w wodę. Trwał tak, wspominając czasy, gdy potrafił kontaktować się z małą Amber. Byli tak podobni do siebie, choć ona była człowiekiem, a on Pokemonem. Jednak narodzili się w identyczny sposób. Poprzez klonowanie. Tylko on przeżył i odwrócił się od ludzi, a ona... Ona zginęła. Zniknęła. Umarła. Po raz ostatni. Nie było możliwości, aby jakimś cudem przeżyła.

_XLR8_, zgadłaś kim był Robin i Megan. :) Ciekawe, czy domyślasz się zakończenia tej opowiadanki, ale może nie chwal się w komentarzu XDD.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro