Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bonus

Tamten dzień był deszczowy. Jakby wszystko zbuntowało się przeciw nam. Duże, ciężkie krople odbijały się o parapet mieszkania, a wyspę spowiła mgła unosząca się znad oceanu. Przygryzłem wargę, poprawiając mankiety koszuli. W lustrze, które stało obok, zauważyłem Taehyunga, który poprawiał tył mojej marynarki. Przyjaciel wydawał się bardziej zdenerwowany niż ja, choć wiedziałem, że była to nieprawda.

— Nie wiem, kto bardziej to przeżywa? — Do pomieszczenia wszedł Namjoon, ubrany również elegancko. Wszystko z okazji dzisiejszej uroczystości. To właśnie dzisiaj, trzynastego października, razem z Jungmi mieliśmy powiedzieć sobie sakramentalne tak.

— Oj tam, oj tam — machnął ręką V. — Wiadomo, że się denerwuję. Moja najlepsza przyjaciółka wychodzi za tego tutaj... Wycackanego i za bardzo przystojnego gogusia. To chyba wystarczający powód?

Pomieszczenie wypełniły salwy naszego śmiechu. Cały V... Spojrzałem na przyjaciela i zaczęło mi się wydawać, że jako świadek pana młodego, wyglądał o wiele lepiej niż ja sam. Taehyung miał na sobie garnitur o klasycznym kroju, który emanował elegancją i prostotą. Marynarka była idealnie skrojona, z lekko dopasowaną talią i prostymi klapami, które dodawały mu szykownego wyglądu. Ciemnogranatowy kolor uniformu nadawał całości wyrafinowania, a subtelny połysk materiału podkreślał jego formalny charakter. Spodnie natomiast miały klasyczny krój i idealnie przylegały do sylwetki, tworząc harmonijną całość z marynarką. Biała, gładka koszula kontrastowała z głębią garnituru, a jedwabny krawat w stonowanym, srebrnym odcieniu dodawał subtelnego akcentu. Całość była perfekcyjnie skomponowana, bez nadmiaru ozdób, podkreślając klasę i elegancję świadka, a jednocześnie nie przyćmiewając pana młodego.

— Obiecuję, być...

— Wystarczy, że będziesz — wtrącił Namjoon. — Wtedy nawet najgorsze przewinienie żona ci wybaczy. Wiem z własnego doświadczenia.

No tak, cały RM. Może nie wspominałem, ale po powrocie z Jeju, razem z Jungmi dowiedzieliśmy się, że pan prawnik już nie jest singlem, ani nawet kawalerem. Razem z Youngsun wzięli kameralny, sekretny ślub w Las Vegas. Podobno nie chcieli tracić czasu.

Spojrzałem raz jeszcze w lustro. Mój garnitur był prosty, ale idealnie dopasowany. Czarne, gładkie klapy marynarki subtelnie błyszczały w świetle, podkreślając elegancję całego stroju. Wybrałem klasyczny krój – dopasowana marynarka i spodnie, które świetnie leżały, nie krępując ruchów. Bez zbędnych dodatków, bo nie chciałem przesadzić.

Biała koszula była idealnym tłem dla reszty. Nie założyłem krawata. Chciałem, żeby było trochę mniej formalnie, ale nadal elegancko. Czułem się swobodnie, ale jednocześnie odpowiednio na tę okazję. Garnitur nie przyćmiewał tego, co najważniejsze – tego dnia, tej chwili, mojej ukochanej.

— Czas się zbierać — Namjoon popatrzył na zegarek i spojrzał raz jeszcze na moją twarz. — Gotowy?

Pokiwałem głową, czując, że jeszcze nigdy nie byłam aż tak gotowy. Nie mogłem się spóźnić, ani dopuścić by ukochana czekała. Chciałem, żeby ten dzień był idealny, pomimo deszczu za oknem.

Ujrzałem ją na samym końcu korytarza. Wyglądała przepięknie. Jak zawsze. Ukochana onieśmielała w sukni ślubnej, choć była prosta i bez zbędnych ozdób. Materiał otulał jej ciało, podkreślając każdy delikatny kształt — wąską talię, smukłe biodra i łagodne krzywizny. Suknia miała klasyczny, minimalistyczny krój, który nie potrzebował żadnych dodatków, by wydobyć jej naturalne piękno. Dekolt w łagodny sposób opadał na ramiona, odsłaniając linię szyi, a długie, proste linie sukni sprawiały, że wyglądała jednocześnie elegancko i swobodnie.

Jungmi zawsze była dla mnie uosobieniem czystej, nieskomplikowanej elegancji, a suknia dodawała jej klasycznego piękna, przyciągając każdy jego wzrok. Nie potrzebowała żadnych ozdób, w tej skromnej sukni wyglądała tak, jakby to jej naturalny blask ożywiał materiał, a każdy ruch podkreślał jej delikatną, ale silną sylwetkę.

Czułem dłoń Taehyunga na ramieniu, gdy moja kobieta zbliżała się w naszą stronę. Wszyscy zebrani patrzyli na nią z podziwem, a jej twarz jaśniała szczerym, prawdziwym uśmiechem. Nie mogłem unormować bicia serca, widząc to wszystko. Nigdy nie śniłem o tej chwili, bo byłem pewny, że na nią nie zasługuję. W pierwszym rzędzie siedzieli moi rodzice i pani Kim, mama mojej ukochanej. Do przygotowanego ołtarza prowadził ją wuj, który z uśmiechem, oddał mi jej rękę.

— Wyglądasz przepięknie — wyrwało się z moich ust, co skomentowała rumieńcem.

— Ty też niczego sobie, panie Park.

Uwielbiałem to nasze droczenie się i batalię słowną. Tylko Kim Jungmi potrafiła mnie przystopować, zawstydzić i sprawić, że nic innego się nie liczyło. Spojrzałem na nią i zauważyłam wpadające pierwsze promienie słońca. Może to właśnie był zwiastun wspaniałej przyszłości? Słonecznej, ciepłej, szczęśliwej?

Pani Suli cicho łkała ze szczęścia, tak samo jak moja matka. Mei wycierała krople z policzków, Youngsun mocniej złapała Namjoona, gdy składaliśmy sobie przysięgę. V podał nam obrączki, które były w prostym kształcie i wykonane z białego złota. Nakładając na smukły palec ukochanej, mówiłem słowa płynące prosto z serca, patrząc w piękne bursztynowe oczy.

— Kim Jungmi, obiecuję ci moją najszczerszą miłość. Ofiaruję ci serce, które zawsze do ciebie należało. Pragnę uczynić cię najszczęśliwszą kobietą, dzielić radość i smutek. Być twoim płaszczem w deszczu, skałą w codziennym trudzie i opoką, na której znajdziesz stabilność. Jesteś najważniejszą dla mnie osobą i wszyscy tutaj są mi świadkiem, że zrobię dla ciebie wszystko. Pójdę nawet do piekła, a gdy będziesz mnie potrzebować, zawsze będę przy tobie. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.

Jej oczy, piękne i błyszczące, zaszkliły się na moment. Jednak wiedziałem, że to łzy szczęścia i miłości, która nas połączyła. Ukochana nie pozostała mi dłużna i nakładając obrączkę, złożyła słowa swojej przysięgi.

— Park Jiminie — powiedziała, łamiącym się, aczkolwiek pełnym szczerości głosem. — Przysięgam stać u twego boku, w szczęściu i smutku, w zdrowiu i chorobie. Pragnę być dla ciebie wsparciem w ciężkich chwilach i partnerem w tych dobrych. Nasza miłość będzie żyła wiecznie, a jej symbolem na zawsze będzie już ta obrączka.

Gdy dostałem pozwolenie, przybliżyłem się do żony, ujmując w palce jej podbródek. Delikatnie, ale zaborczo, pocałowałem jej wargi, słysząc ciche westchnięcie. Popatrzyłem jej w oczy, które otworzyła. Byłem świadomy, że zawsze jej pragnąłem i nie mogłem o nic więcej prosić.

— Kocham cię — wyszeptałem, odrywając się od miękkich ust. — Już nie ma odwrotu, moja kochana Park Jungmi.

Gdy wszedłem do sali, od razu poczułem ciepło i swobodę, zupełnie jakbyśmy byli na przyjęciu w środku natury, a nie w eleganckiej sali weselnej. To Jungmi zaplanowała jej wystrój, prosząc, abym dał jej wolną rękę. Oczywiście uszanowałem jej decyzję i nie ukrywałem, że byłem ciekawy efektu końcowego. I oto go ujrzałem.

Wszystko było utrzymane w klimacie boho. Surowe, drewniane stoły, bez obrusów, z mnóstwem zieleni i polnych kwiatów, które wyglądały jakby były właśnie zerwane z łąki. Girlandy z lampek, zawieszone nad stołami, tworzyły miękkie, ciepłe światło, nadając całemu miejscu kameralny, prawie magiczny klimat.

Na każdym stole były misternie ułożone bukiety z suszonych traw i delikatnych, białych kwiatów. Zamiast tradycyjnych krzeseł, były drewniane, trochę niepasujące do siebie, co tylko dodawało uroku. W kącie stała duża makrama wisząca nad parkietem, a dookoła niej delikatne świeczniki, które rzucały miękkie cienie na ściany. Wszystko było naturalne, trochę niedoskonałe, ale w tym tkwiło całe piękno.

Czułem się, jakbyśmy przenieśli się na chwilę do innego świata – wolnego, spokojnego, gdzie wszystko było po prostu nasze, bez zbędnych formalności.

— Jest przepięknie — mruknąłem do jej ucha, pocierając je delikatnie nosem.

— Tak uważasz?

Ukochana uśmiechnęła się szeroko, a w jej policzkach pojawiły się dołeczki. Gdybym tylko mógł, zabrałbym ją w tej chwili, zlekceważył gości, pociągnął do przyszykowanego dla nas pokoju i sprawił jej rozkosz, podziwiając delikatną kobiecą skórę. Myśl o tym, że jesteśmy małżeństwem, jeszcze bardziej mnie pobudzała.

— Moje gratulacje — powiedział Jin, uśmiechając się serdecznie. — Wreszcie nikt was nie rozdzieli.

Byłem wdzięczny wszystkim, którzy się pojawili w tym oto dniu. Patrzyłem na naszą rodzinę, złożoną z Bangtanów. Z początku siedmiu mężczyzn, teraz ze swoimi kobietami, byliśmy spójni i nierozłączni. Niczym jedna wielka rodzina.

Yoongi trzymał na kolanach Minsoo, a Mei ułożyła głowę na jego ramieniu, patrząc na obraz przed sobą. Kana z Hoseok'iem, tańczyli na parkiecie, wtuleni w siebie, a Namjoon z Youngsun zażarcie o czymś dyskutowali, wciągając w rozmowę coraz więcej osób. Jeongguk razem z Chingyu, tak jak Sōma z Jung'iem, tańczyli wtuleni, a przyjaciel trzymał ja mocno w objęciach.

— Też powinniśmy zatańczyć — powiedziała Jungmi, sprawiając, że oderwałem się od wspomnień i popatrzyłem na jej piękną twarz.

— Czas na pierwszy taniec.

Kiedy wszyscy się zgromadzili na parkiecie i zrobili miejsce w jego centrum, ująłem smukłą dłoń ukochanej i poprowadziłem na środek. Dostrzegłem błyszczącą obrączkę i uśmiechnąłem się sam do siebie. Po chwili objąłem jej talię i popatrzyłem w oczy. Bursztynowe spodki, uśmiechały się, wyrażając szczęście i zadowolenie. Z głośników poleciało znane nam Stand by me, jednak tym razem w spokojniejszej aranżacji Skylar Grey.

Zmęczeni, ale szczęśliwi, wkroczyliśmy do apartamentu, przeznaczonego dla nas. Było już na tyle późno, a może i wcześnie, że przez zasłonięte, grube kotary, wpadały nieśmiało pierwsze promyki słońca. Jungmi podeszła bliżej okna, a jej sylwetka była oświetlona. Wyglądała niczym piękna nimfa, wróżka, Galadriela. Jej jasna skóra, muśnięta promieniami, była błyszcząca. Powoli zbliżyłem się, chwytając ją od tyłu w pasie. Położyłem brodę w zagłębieniu jej obojczyka, a ręce położyłem na jej dłoniach. Powoli, delikatnie zacząłem całować jej szyję i ramiona. Jęk i westchnienie dało mi do zrozumienia, że kobiecie się to podoba.

— Jimin — wyszeptała.

— Zrelaksuj się, moja kochana żono — odpowiedziałem, dalej sunąc pocałunkami po jej łabędziej szyi.

Nie oponowała dłużej, pozwalając, aby całe napięcie i żądza pochłonęła nas doszczętnie. Powoli rozprawiałem się z zapięciem sukni, pozwalając, aby materiał spadł aż do kobiecych kostek. Obserwowałem w lustrze twarz ukochanej, gdy ślubny jedwab dotykał rozpalonej od pożądania skóry. Chciałem całować każdy jej centymetr, delektować się i zaciągać. Moją własną benzodiazepiną.

W pewnym momencie przygryzła malinowe wargi, które kusiły mnie zawsze do złego. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo mnie pobudzał ten gest. Pocałunkami obdarowywałem na przemian szyję i łopatki, dłonią błądziłem po brzuchu, pacem zahaczyłem pod fiszbiny koronkowego biustonosza w kolorze écru. Jungmi wydawała pasma dźwięków. Od jęku po sapnięcie. Delektowałem się nimi niczym najpiękniejszą melodią dobiegającą uszu.

— Widziałem tyle żądnych spojrzeń skierowanych na ciebie, a ty nawet tego nie zauważasz — powiedziałem w pewnym momencie, odwracając ukochaną przodem. — Pragnienie graniczyło z szaleństwem, z ekstazą, z bolesną obsesją.

Przez chwile nic nie odpowiedziała, a przyległa swoimi ustami do moich niecierpliwych. W spodniach czułem brak miejsca, lecz od razu Jungmi zajęła się szlufkami mojego paska. Powoli, nieśpiesznie delektowaliśmy się swoim dotykiem. Nie chciałem, aby ten czas, potocznie nazywany nocą poślubną, minął zbyt szybko i niedbale. Pragnąłem przeżyć z ukochaną cudowną noc, pogrążeni w ramionach namiętności i bliskości.

Najwidoczniej Jungmi miała ten sam plan, ponieważ uniosła dłonie i wplątała palce w moje ciemne kosmyki. Jej usta powoli, ale zachłannie przywłaszczyły sobie moje. Nasze pocałunki przerywały tylko jęki i sapnięcia.

Pozbyliśmy się powoli bielizny, wciąż patrząc sobie głęboko w oczy. Zawsze uwielbiałem ten moment, gdy staliśmy oboje nadzy przed sobą, ukazując siebie w pierworodnej formie. Jej krągłe piersi z lekko zaróżowionymi sutkami wprawiły mnie o zawrót głowy. Kciukiem muskałem je, sprawiając, że stały się twarde i gotowe do pieszczot. Gdy chciałem złapać Jungmi, aby położyć delikatnie na łóżku, to ona przejęła inicjatywę. Uśmiechnęła się buńczucznie i popchnęła na materac.

— Nie zapominaj, że to ja rządzę, mężu — powiedziała kuszącym głosem, a ja nie mogłem zaprzeczyć. Podobała mi się ta zadziorność. Następnie usiadła na mnie okrakiem, ocierając się o moje nabrzmiałe przyrodzenie.

Kiedy wreszcie znalazłem się w niej, z gardła wydobył się głośny jęk. Była taka ciepła i mokra. Gotowa na to, co przed nami.

— Jesteś taka ciasna, że doprowadza mnie to do szaleństwa — powiedziałem jednym tchem, czując, jak ukochana zaczęła mnie ujeżdżać. W odpowiedzi pocałowała moje usta, zasysając dolną wargę. — Ach — wydobyło się z mojego gardła. — Co ty ze mną robisz?

Jungmi ujeżdżała mnie rytmicznie, wciąż całując moje usta. Złapałem jej pośladki i mocno ścisnąłem, powodując, że głośno westchnęła. Gdyby ktoś pomyślał, że uda nam się spędzić spokojną noc, był w wielkim błędzie. Nasze ciała były zbyt rozpalone, aby odbyć waniliowy stosunek i pójść smacznie spać. Ukochana pragnęła bliskości, jak i mocnego zapewnienia, że jesteśmy razem. Teraz jako mąż i żona.

— Jeśli chodzi o kontrolę — powiedziała kusząco. — To patrz.

Jej biodra przyprawiały mnie o istną euforię. Kołysała nimi, rytmicznie nabijała się na mnie, ujeżdżała niczym wykwintna amazonka.

— Jesteś nie z tego świata — odpowiedziałem pogrążony w cudownym stanie, jakim było pełne pożądanie mojej kobiety.

Patrzyliśmy sobie w oczy, za każdym razem, kiedy Jungmi unosiła się i opadała. Czułem jej paznokcie wbijające się w skórę, podniecenie wydobywające się z muśnięć jej gorącego skarbu, które od dzisiaj już na zawsze pozostało moje. Gdy poczułem, jak zamiera, zrozumiałem, że zaczyna się ten piękny stan. Jungmi zaczęła szczytować, a ja nie zamierzałem jej przeszkadzać. Całowałem wargi, dotykałem niecierpliwymi palcami.

Gdy już opadła zmęczona, odwróciłem ją, tak, że znalazła się pode mną. Patrzyłem w sarnie oczy, zasunięte pożądaniem i ekstazą. Uśmiechała się, przyciągając mnie blisko. Powoli zacząłem się poruszać, sprawiając, że kolejne salwy jęków przeszły przez apartament. Było nam tak dobrze.

— Nie hamuj się — powiedziała niewinnie. — Jestem cała twoja.

Te słowa były niczym zbyt duża dawka heroiny. Sprawiały, że doszczętnie rozpadłem się i zacząłem coraz głębiej penetrować jej wnętrze. Objęła mnie istna euforia. Całowałem jej wargi, kąsałem i ciągnąłem. Jungmi wplątała palce w moje ciemne kosmyki, skracając powstały między nami dystans.

— Jesteś niczym burza na brzegu — powiedziałem z trudem. — Niepowstrzymana, nieubłagana, zmieniasz wszystko na swojej drodze, obojętne plany i opinię innych ludzi. Robisz to co uważasz za słuszne, słuchając jedynie szumu wiatru w swojej głowie.

Jej źrenice nagle wypełniły niemal całe tęczówki, a drżące powieki wyraźnie się rozchyliły. Wzięła drżący oddech, odchylając głowę do tyłu i przymykając oczy.

— Chcesz, żebym oszalał?

Wzdychając z rozdrażnieniem, nagle pociągnąłem za jej rękę, by uniosła się wyżej. Nie zdążyła cokolwiek powiedzieć, bo pocałunkami zacząłem pieścić jej żuchwę, wracając ponownie do warg. Jęknęła mi do ust, z zadowoleniem i jednocześnie z urazą. Moje biodra znalazły się między jej nogami, prąc naprzód. Wbiłem się ponownie i przesuwałem to w górę, to w dół, napierając na jej miednicę. Oczy błyszczały ciepłem i podekscytowaniem. Napierałem coraz mocniej. Jungmi wyruszyła całym ciałem, a ja wypowiedziałem kilka zbereźnych słów w ogarniającej nas ekstazie. Owinęła nogi wokół mojej talii, gorączkowo dotykając torsu. Po chwili przycisnęła piersi to mojego torsu. Jungmi konwulsyjnie wypuściła powietrze, zaciskając szczękę.

Wyglądała jak anioł, a w rzeczywistości... Była prawdziwym demonem. Moim własnym harakiri. Wbijałem się ustami w jej szyję, odcinając oddech. Całowałem i skubałem czułą skórę, wędrując po ciele dłońmi. Jej palce pieściły i odkrywały najczulsze miejsca. Łaskotała mnie, wywołując spazmy gęsiej skórki. Wchodząc w nią zaborczo, skubnąłem jej sutek, a ona krzyknęła głośno. Ze wstydem zakryła dłonią usta. Czułem jej podniecenie. Zacząłem ponownie swoją wędrówkę, a w tamtej chwili pożądałem jej tak mocno, tak gorąco.

— Na tym przeklętym świecie nie ma nic piękniejszego od ciebie, żono.

Zatopiłem swoje usta w niej, najpiękniejszych. Nie zostawiłem niedotkniętej żadnej z części jej ciała. Poruszaliśmy się rytmicznie, uderzając pierwotną siłą. Nieznośne ciepło wypełniło moje ciało, czyniąc je ciężkim i boleśnie pełnym. Wiedziałem, że robię wszystko, jak należy, dokładnie tak, jak kochaliśmy. I nie mogłem znaleźć w sobie siły, by się powstrzymać, przedłużając tę słodką mękę. Moje ciche jęki i jej niekontrolowany krzyk, odpowiedziały na każdy pchnięcie. Pieściłem ukochaną, a ona wiła się w moich ramionach. Wbiła paznokcie w moje ramiona, aż poczułem rozkosz czystej przyjemności. Jungmi ponownie jęknęła, zaciskając się na mnie.

Jednak nie przestawałem ani nie przyspieszyłem. Poruszałem się rytmicznie, doprowadzając ją na sam szczyt. Nie przestając, czułem kolejny orgazm. Nie przerwałem swoich ruchów, pozwalając sobie płynąć na tej fali nieznośnie długo. Czułem, że tym razem, byliśmy jednością. Mężem i żoną. Panią i panem Park.

Jungmi ponownie westchneła w moje usta, szepcząc buńczuczne słowa. Nasz dirty talking wszedł na zupełnie inny wymiar. Miałem okazję się podroczyć, ponownie doprowadzić ją do słodkiego orgazmu, aby zlały się w jeden, wielki i spójny.

Na końcu wziąłem ją w ramiona i przeciągnąłem do siebie, muskając nosem jej piękną szyję. Delikatnie zetknąłem swoje usta z jej. To jaskrawo kontrastowało z ilością dotychczasowych pocałunków. Wędrowałem palcem w dół i policzka, po podbródek aż do szyi. Na samym końcu spojrzałem w błyszczące tęczówki.

— Kocham cię — powiedziałem spokojnie. — Zawsze kochałem i na zawsze będę. — Jungmi zachichotała, aż poczułem, że ten dźwięk jest przepiękny. Później wtuliła się w mój tors, świecący od kropli potu. Byliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Po chwili, w której pozwoliłem, aby nasze oddechy się unormowały, ukochana mocniej wtuliła się w moje ciało.

— Też cię kocham, Jiminie Park — odpowiedziała śmiało i pewnie. — Na zawsze i na wspólną wieczność.


Od Autorki: Z okazji tego pięknego dnia, 13.10. publikuję bonus i zamykam serię Współlokatorzy. Bardzo Wam dziękuję, za te wszystkie miesiące, w których razem tworzyliśmy tę historię. A teraz, przechodząc do impulsu i prawdziwego bodźca, który pozwolił na możliwość pojawienia się tutaj tego rozdziału. Jiminie, Nasze Słoneczko, Słodkie Mochi, chciałabym życzyć Ci wszystkiego co najlepsze! Mnóstwa siły i zdrowia. Odżywiaj się dobrze, śpij długo i powróć do nas. Już nie wiele dni rozłąki zostały, więc z utęsknieniem czekamy na ten czerwiec 2025. WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro