23 - Idę na śmierć
Przez dłuższy czas nie docierało do mnie żadne ze słów, którymi przyjaciele mnie uraczyli. Patrzyłem pustym wzrokiem przed siebie. Nie reagowałem, a gdyby nie unosząca się klatka piersiowa, przypominałbym posąg. W końcu Youngsun uraczyła mnie klepnięciem w twarz, patrząc srogo brązowymi oczami.
— Ej! Musimy obmyślić plan i ją uratować.
Zamrugałem. Ukochana Namjoona miała rację i też byłem tego pewny. Aczkolwiek wieść o porwaniu Kim wstrząsnęła mną doszczętnie. Musiałem zebrać w sobie wszystkie pokłady siły i wstałem z kolan.
— Nie wiemy tylko, gdzie się znajduje — rzucił Hoseok.
— Musimy przyjąć najgorsze. Z Jungmi był Taehyung. Jeśli ją porwali — RM spojrzał w moją stronę. — Możliwe, że wzięli też V. Ewentualnie...
— Nie kończ — przerwałem prawnikowi. — Nie uwierzę, że TaeTae... On przetrwa wszystko.
— Może zaczniemy od namierzenia jego telefonu?
Pomysł Jungkooka nie był zły i od razu Jeon wziął się do roboty. Ciągle drżały mi ręce, co nie uszło uwadze prokurator. Youngsun pomogła mi dojść do łazienki. Opatrzyła rany i usiadła na zamkniętej desce od toalety, gdy płukałem gardło wodą. Widziałem jej zatroskany wzrok w odbiciu lustra.
— Właściwie, to gdzie się znajdujemy? — spytałem.
— Zabawne, że pytasz.
Nie wiedziałem, co ma na myśli i dlaczego prychnęła pod nosem? Najwyraźniej uraziło ją moje pytanie. Mieszkanie wyglądało na porządne i zadbane. Nie byłem w stanie przewidzieć, że należy do niej.
— To...
— Należało kiedyś do mojej rodziny — powiedziała, kładąc dłonie na udach. — Dom wybudował dziadek. Później pokłócili się z ojcem i od niedawna zamieszkaliśmy tu z Namjoonem.
Czułem wstyd za to, że nigdy wcześniej nie spytałem przyjaciela, gdzie się wyprowadził. Może nie miałem ochoty, albo po prostu nie chciałem się przyznać, że się o niego martwię? Najpewniej w tym szalonym czasie, w którym moje życie zamieniło się w piekło, zapomniałem o takich przyziemnych sprawach. Tak naprawdę moje myśli krążyły tylko wokół Jungmi.
Gdyby nie ten wypadek? Gdyby nie Lia... Poczułem, jak po policzku zaczyna spływać łza. Niedbale wytarłem ją ręką. Youngsun podeszła bliżej, a potem mnie przytuliła. Wyczuła, że to wszystko ze mnie schodzi.
— Kamery!
Gdy przypomniałem sobie słowa Kaia, szybko wbiegłem do pokoju. Odsunąłem Jungkooka od laptopa i wpisałem odpowiedni numer IP, podany przez księgowego. Bez problemu przebrnąłem przez zabezpieczenia i ujrzałem klatkę schodową budynku, z którego uciekłem. Teraz na obrazie nie było śladu. Ani po Jonginie, ani po bijatyce w mieszkaniu na piętrze.
— Co ty robisz?
Jeon nie krył swojego zdziwienia, gdy kasowałem nagrania z wszystkich kamer znajdujących się w terenie, o którym mówił księgowy. Kiedy już to zrobiłem, ponownie zabrzmiał telefon. Drżącą ręką dotknąłem wyświetlacza. Nieznany numer.
— Zrobiłeś to, o co prosiłem?
Rozpoznałem głos Kaia i odetchnąłem. Jednak nie przyszło mi to z łatwością. Wciąż obawiałem się o życie Jungmi.
— Porwali ją — powiedziałem.
— Jak to?
Pokrótce opowiedziałem o zdarzeniu z telefonem i tym, co powiedziała Lia. Jongin zmartwił się, aczkolwiek powiedział, że musi coś sprawdzić. Miał oddzwonić za dwadzieścia minut.
— Nie rób nic pochopnie — zarządził. — Poczekaj na mój znak. Przy odrobinie szczęścia znajdziemy ją. Możliwe, że jeszcze żywą, ale trzeba być przygotowanym na najgorsze.
Nic nie mogłem zrobić i to przerażało mnie najbardziej. Chciałem wyć i płakać. Chciałem chwycić ją w objęcia i przytulić. Pragnąłem bliskości Jungmi jak nikogo innego. Zamiast tego musiałem tkwić w domu należącym do prokuratorki i popijać ohydną melisę na uspokojenie. Krew we mnie buzowała, wyglądałem jak zombie.
— Powinieneś odpocząć — zasugerował RM, kładąc na barkach pled.
Nie skomentowałem tego żadnymi słowami. Byłem zmęczony i niepewny. Protestowałem, ziewając.
— Prześpij się — zawtórował Jin.
— Kai może zadzwonić.
— Gdy tylko usłyszymy dźwięk dzwonka, obudzimy cię.
Uśmiechnąłem się słabo i zamknąłem oczy. Nawet nie zdałem sobie sprawy, jak bardzo potrzebowałem snu. Pomimo złego stanu fizycznego, byłem rozpalony i zaczęły targać mną dreszcze. Adrenalina schodziła, ustępując miejsca zmęczeniu. Po chwili zapadłem w sen, a w głowie wciąż miałem obraz ukochanej.
✯
— Jimin! — poczułem szarpnięcie i otworzyłem oczy. To Jin trzymał ramię, a w dłoni miał dzwoniący telefon. Szybko odebrałem.
— Jest w Goyang.
Głos Jongina był sztywny i posępny. Nie zwiastował nic dobrego. Wiedziałem, gdzie znajduje się to miasto. Na północ od stolicy. Blisko granicy z Koreą Północną.
— Coś jeszcze?
— Wiem, co zamierzasz zrobić — Kai przypominał w tym momencie tego starszego brata, który próbuje cię przed czymś ostrzec. Jednak go nie słuchasz, bo w całości skupiasz się na swoim celu. — Nie powinieneś się w to mieszać Park.
— Nie pytałem cię o zdanie.
— Nie przeżyjesz. Odbicie Jungmi to tylko zadanie dla samobójców. A ty nie wyglądasz na takiego, Jiminie Park.
Przewróciłem oczami. Oczywiste było, że nie chciałem odchodzić, ale jeszcze pewniejsze było to, że kochałem Jungmi najbardziej na świecie. Nie mogłem przystać na to, co w tej chwili się działo. Nie potrafiłem zaakceptować życia bez Kim.
— Za dwie godziny na wylotówce ze stolicy — rzucił księgowy do słuchawki.
— O czym ty?
— Jeśli mamy ją uratować, potrzebujesz wsparcia.
Jongin się wyłączył, a w słuchawce usłyszałem charakterystyczny odgłos przerwanego połączenia. Opuściłem powoli aparat, wysłuchując pytań Jina. Tylko RM milczał, pośród otaczającego mnie zgiełku.
Momentalnie zapytałem, kto przyjechał samochodem? Żaden z przyjaciół nie chciał się przyznać, ponieważ każdy z nich uważał, że to nierozsądne pchać się w ręce śmierci. Według Youngsun powinniśmy zostawić to profesjonalistom.
— I mam pozwolić jej umrzeć?!
W końcu nie wytrzymałem. Wybuchłem agresją, żalem i płaczem. Tutaj chodziło o życie ukochanej osoby. Mojej słodkiej Jungmi.
— Dobra, czas ruszać.
Jeongguk wstał z fotela i momentalnie znalazł się obok mnie, obracając kluczyki na palcu. Popatrzyłem na przyjaciela, który uśmiechnął się szeroko. Czasami JK był nieobliczalny, ale najbardziej oddany z wszystkich znanych mi osób.
— W takim razie jadę z wami — Hobi stanął po drugiej stronie. Było to dla mnie zaskoczenie, bo razem z Jinem byli najbardziej tchórzliwymi osobami w naszej paczce. — Przyda się ktoś rozsądny w tej wyprawie.
— Więc ty z pewnością odpadasz — westchnął Namjoon.
Przez pomieszczenie przeszedł dźwięk oburzenia Hoseoka, a także chichot pozostałych. Youngsun nie popierała naszej decyzji, aczkolwiek chwyciła za ryzę papieru leżącego na stole. Przypatrzyłem się i zobaczyłem, że była to mapa. Najwidoczniej uważali, że może zdarzyć się i taka ewentualność.
— Jongin mówił, że może być jakaś niewiadoma — prokurator wskazał punkt na mapie. — To tutaj mieli ustawiony nadajnik, przez który potrafili robić przekierowania.
Spojrzałem na miejsce. To była wieża N Seul Tower. Najbardziej znana w całej Korei. Z opowieści księgowego wynikało, że sama budowla nie jest zagrożeniem, a nadajnik musi być umieszczony gdzieś w ukryciu.
— Razem z Jungiem tam pojedziemy — zarządził Jin. — Postaramy się go odnaleźć i zniszczyć.
— Wy — Namjoon wskazał na mnie i Jeonga — Ruszycie na spotkanie z Jonginem. Jeśli wie, gdzie jest Jungmi i rzeczywiście to Goyang, to czeka was trzygodzinna droga samochodem.
— A ty?
— Razem z Youngsun zobaczymy co z Taehyungiem. Ktoś musi też ostrzec Yoongiego, aby ukrył się z Mei, Kaną i Chingyu. Możliwe, że nie tylko Jungmi chcieli się pozbyć.
Pokiwałem głową i poklepałem Jungkooka, do którego doszło, że życie Chingyu może być również zagrożone. Zacisnął pięść, a potem przez zaciśnięte usta powiedział, że chce dopaść tych skurwysynów.
Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Po dwudziestu minutach jechałem z Jeonggukiem na miejsce spotkania z księgowym. Nie mogłem powiedzieć, że ostatnie dwadzieścia cztery godziny były przełomowe w naszej relacji, choć wciąż czułem wdzięczność za ratunek. Nie mogłem też przyznać, że byłem zazdrosny o to, jak martwił się o Jungmi. Mając na uwadze jej dobro, odsunąłem to negatywne uczucie na bok. Ona była teraz najważniejsza.
✯
Od razu zobaczyłem jego samochód. Stał na parkingu opuszczonego motelu. Podjechaliśmy z Jungkookiem, a Kai wskazał, byśmy się przesiedli do jego samochodu. Okazało się, że wraz z księgowym, był drugi znajomy, detektyw Kihyun. Zaskoczony uniosłem brwi.
— Kim skontaktował się ze mną przez Namjoona — odpowiedział, nim zdążyłem o cokolwiek zapytać.
— Uważam, że nie powinniśmy tam wejść bez wsparcia — wtrącił Jongin. — Może przy odrobinie szczęścia dałbym sobie radę... — urwał, gdy odchrząknąłem, dając znać, że uraził mnie tym zdaniem. — Wy jesteście nowicjuszami.
— Skoro tak uważasz — wtrącił Jeongguk. — To skąd w tobie takie umiejętności?
Kai odwrócił wzrok, ignorując pytanie Jungkooka. Wiedziałem, że nie chciał nic mówić o swoim powiązaniu z Exo. Najwidoczniej firma, w której współpracował z Sehunem, to była właśnie przestępcza grupa.
— Czasami najbardziej poukładane życie może być wykreowanym obrazem — odpowiedział, zapalając silnik. — Zostawcie tutaj samochód i się zbieramy. Nigdy nie wiadomo, co mogą jej zrobić.
Przełknąłem głośno ślinę. Przypomniałem sobie obraz Choi, która niczym Harley Quinn kręciła loka na palcu. Ex dziewczyna z pewnością była psychopatką. Nie tylko, gdy należała do kartelu.
Kim poprosił Yoo, aby włączył nawigację. Kihyun od razu to zrobił, powołując się na źródło, z którego okazało się, że Jungmi powinna znajdować się w opuszczonym magazynie po wytwórni szkła. Czekała nas długa podróż, bo ujrzałem trzy godziny na wyświetlaczu. Nie odzywając się, razem z Jeonem zajęliśmy miejsca z tyłu i pozwoliliśmy, aby księgowy prowadził.
— Wszystko będzie dobrze — usłyszałem głos przyjaciela. Jednak wyczułem w jego tonie, że nie był do końca w to przekonany.
Nagle zadzwonił telefon i zobaczyłem, że to Namjoon. Odebrałem połączenie od prawnika, a potem przekazałem informacje przyjacielowi. Taehyung żył, choć znaleźli go nieprzytomnego w mieszkaniu. Najwyraźniej był katowany pięściami. RM razem z Youngsun byli w drodze do szpitala. Jin z Hoseokiem wciąż szukali nadajnika, a o ich postępie miałem dowiedzieć się przez smsa. Musieliśmy więc czekać.
Im dłużej jechaliśmy, tym odczuwałem większy niepokój. o bliskich i Jungmi. Krew we mnie buzowała i pragnąłem ją odzyskać. Nawet kosztem życia, które być może było mi dane oddać.
— Z Jungmi jest Sehun — rzucił Kai, gdy przejechaliśmy tabliczkę z nazwą miasta. — To on ją uprowadził. Do samego końca ci nie ufał.
— Nic dziwnego. Nie jesteśmy w dobrych relacjach.
Jongin pokiwał głową, a potem skupił na drodze. Ponownie otrzymaliśmy informacje, tym razem od Kihyuna, że Yoongi, Mei, Kana i Chingyu są bezpieczne, ukryte w mieszkaniu, które wynajął dwa dni temu Kai.
JK, choć dalej nie ufał księgowemu, czuł wdzięczność, że pomyślał nie tylko o Jungmi, ale i innych z bangtanowej paczki. Jongin ponownie nie skomentował tego, natomiast zaparkował w ślepej uliczce, niedaleko miejsca docelowego.
— Słuchajcie — rzekł poważnie, patrząc w ciemność przed sobą. Kiedy się skupiłem, odnalazłem w tle zarys komina. To właśnie tam przetrzymywali Jungmi. — Musimy być gotowi na każdą ewentualność. Jeśli ktoś będzie na nas czekał, a na pewno tak będzie, macie się ukryć i nie wychylać. My z Kihyunem wejdziemy pierwsi, aby uzyskać wam trochę czasu.
Yoo pokiwał głową, zapinając kamizelkę kuloodporną. Następnie wyciągnął ze schowka pistolet, Glock 7. Zobaczyłem, jak sięga po naboje i ładuje magazynek. Drugi natomiast chowa w kieszeniach swoich żołnierskich spodni.
— Pozostaniecie tam — Jongin wskazał na balkon budynku. — Do momentu, kiedy damy wam znać. Później pójdziecie tędy, przez wyrwę w ogrodzeniu, którą zrobimy. Przy dobrych wiatrach, może zrobimy to bez zbędnych strat i zamieszania.
Patrzyłem i słuchałem, jak księgowy szczegółowo opowiada plan. Najwyraźniej przez te godziny, w których na nas czekał, razem z Kihyunem go opracowali i mogli się rezultatem z nami podzielić.
— Jeśli się uda — urwał, patrząc mi w oczy. — Któryś z nas ujdzie z życiem. Mam nadzieję, że to nie będziesz ty, Park.
Jongin się zaśmiał, a potem wziął swój pistolet. Tak jak Yoo schował magazynek i załadował drugi do broni. Ostatni raz spojrzał na mnie, a później na Jungkooka, później opuścili samochód, pozostawiając nam kluczyki.
Wyszliśmy chwilę po nich, zamykając ostrożnie pojazd. Szybko przedostaliśmy się do wskazanego budynku i po ustawionym rusztowaniu, jak na amerykańskich filmach, weszliśmy na konkretny balkon.
— Pozostało czekać — powiedziałem do Jeona, opierając się o ścianę budynku.
— Pozostało czekać — powtórzył i opadł miejsce obok.
Następnie wyciągnął fajki i się zaciągnął. Po chwili poczułem, jak dym wdziera mi się do nosa i zapragnąłem ostatni raz zapalić.
Od Autorki: Rozdział w podzięce za ponad 2K wyświetleń Oszukanego. Poza tym pozostały tylko dwa rozdziały i myślę, że przy dobrych wiatrach w przyszłym tygodniu uda mi się skończyć to opowiadanie. Będzie to trochę rozstanie z historią, która jest mi bliska, a Współlokatorzy na zawsze pozostaną w moim sercu. Tak więc mam nadzieję, że dacie mi znać, co sądzicie o takim obrocie sprawy? ^^
Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro