Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20 - Nie mogę bez niej żyć

— Jungmi! — krzyknąłem i ruszyłem pędem w stronę ulicy. Niestety nie mogłem dogonić karetki, która na sygnale ruszyła w kierunku szpitala. Tak bardzo się o nią martwiłem. W dodatku ponownie zrozumiałem, że ukochana będzie na szpitalnym oddziale. Przeklinałem w duchu Lię, za to co zrobiła.

— Ty!

Usłyszałem warkot i natychmiast poczułem, jak ktoś łapie mnie za kołnierz. Silne ręce powodowały, że zacząłem się dusić. Od razu tłum ludzi zareagował, próbując nas rozdzielić. To Jongin mnie dopadł i wręcz z mordem w oczach wycedził:

— To wszystko twoja wina!

Nie potrafiłem nic powiedzieć. Wiedziałem, że Kai miał rację. To wszystko jak zawsze było moją winą. Od razu Namjoon poszedł w naszą stronę i starał się załagodzić konflikt. Na jego twarzy dostrzegłem zmartwienie. On także bał się o Jungmi, którą traktował jak siostrę.

— Nie potrafisz jej ochronić!

Zarzuty, które Jongin kierował w moją stronę, były całkowicie słuszne. Nie mogłem nic zrobić. Gdyby nie on, nie wiadomo co by się stało. Jungmi kolejny raz cudem uszła z życiem. Stałem jak słup soli, słuchając warknięć księgowego. Były mojej ukochanej aż kipiał ze złości, choć sam miał rozwalony łuk brwiowy, zapewne od eksplozji.

— Jimin — usłyszałem głos Namjoona. — Musimy stąd iść. Tu jest za dużo świadków.

Nie chciałem go słuchać. Choć wiedziałem, że RM ma racje i dba tylko o moje dobro. Nie mogłem po prostu uciec jak tchórz. Zwłaszcza że wciąż nie wiedziałem, do którego szpitala zawieźli Kim. Joonie obiecał, że Youngsun już działa, a za chwile ma dostać informacje na telefon. Starałem się myśleć trzeźwo, aczkolwiek było to bardzo trudne w tym czasie. Dlatego nie wiedząc jak, podążyłem za prawnikiem.

Dotarliśmy do samochodu. Przyjaciel wziął ode mnie kluczyki, otwierając drzwi od strony pasażera. Czekał, aż wejdę.

— Jungmi tylko przy tobie cierpi!

Głos Jongina rozniósł się echem, wpływając na moje już i tak złe samopoczucie. RM coś bąknął, bym go nie słuchał. Chociaż wiedziałem, że uważał to co Kai. Tylko po prostu starał się grać opanowanego.

Jechaliśmy w stronę mieszkania, gdy prawnik dostał informację. Włączył telefon na głośnik i zaczął rozmawiać ze swoją ukochaną.

— Jesteś na głośnomówiący.

Jungmi zabrali ponownie do szpitala Konkuk.

Wiedziałem, że to ponownie ledwo przeszło przez usta pani prokurator. Youngsun stała się naszą przyjaciółką w momencie, gdy postanowiła się związać z Namjoonem. Bardzo często rozmawiała z Jungmi, próbując rozwikłać sprawę potrącenia. Poza tym martwiła się nie mniej niż my. Była poczciwą i dobrą osobą, która na pierwszym miejscu zawsze stawiała człowieka.

Będę tam za pięć minut.

— My tylko weźmiemy coś z mieszkania Jimina i dołączymy do ciebie.

Uważajcie na siebie.

— Jak zawsze — odpowiedział Namjoon. — Jesteśmy in touch.

Jasne. Kocham Cię.

— Ja ciebie też.

Uśmiechnąłem się, ponieważ bardzo im kibicowałem. RM w końcu znalazł kobietę swojego życia i to spowodowało, że już nie musieliśmy się o niego martwić. Przy okazji potwierdziło się to, co zawsze mówiła Jungmi — miłość niczym sraczka, przychodzi znienacka. Niby się z tego śmialiśmy, aczkolwiek taka była prawda.

Do mieszkania zajechaliśmy po siedmiu minutach. Szybko wbiegłem do windy i wyjechałem na górę. Zdenerwowany starałem się włożyć klucz do zamka.

— Może ja to zrobię?

Pytanie retoryczne prawnika, spowodowało, że się choć trochę uspokoiłem. Oddałem mu pęk kluczy i po chwili pchnął drzwi. Przekroczyłem próg, praktycznie biegnąc do sypialni. Szybko przebrałem się w coś wygodnego. Dresowy komplet i adidasy. Zrzuciłem koszulę i po dziesięciu minutach ponownie siedziałem za kierownicą własnego samochodu.

W szpitalu było jak zawsze okropnie. Pachniało śmiercią i detergentami. Nie cierpiałem tego uczucia. Od razu miałem ochotę puścić pawia. Będąc dzieckiem, nawet mdlałem przez ten zapach.

Yongsun wstała z krzesła, gdy tylko nas zobaczyła. Namjoon od razu ją przytulił, bo wpadła w jego ramiona. Następnie oderwała się i przytuliła również mnie. Zapytała, jak się czuję? Nijak nie skomentowałem. Nie musiałem.

— Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.

Chciałem wierzyć w jej słowa. Aczkolwiek wciąż miałem w głowie słowa Lii. Nie mogłem dłużej jej prowokować. Postanowiłem, że zgodzę się na to, co Exo zaproponowało. W zamian za bezpieczeństwo Jungmi.

Gdy lekarz wyszedł na korytarz, od razu do niego dopadłem.

— Panie doktorze, co z Jungmi?

Mężczyzna spojrzał na mnie znad swoich okularów połówek. Wyglądał niczym koreańska wersja Dumbledore'a.

— Kim pan jest?

Zamrugałem oczami. Jakby nie dowierzając w to, co powiedział. Nim jednak się zorientowałem, lekarz odszedł. RM podszedł bliżej i powiedział, że nie jestem partnerem Kim, więc przez tajemnicę zawodową medyk nie może nic mi zdradzić. Musiałem kolejny raz polegać na innych.

— Zaufaj mi — rzekł Namjoon. Uśmiechnął się serdecznie, co odwzajemniłem słabym uniesieniem kącika ust. — Przy odrobinie szczęścia czegoś się dowiem.

Postanowiłem, że nie będę mu przeszkadzał. A było mi bardzo trudno. Zwłaszcza gdy na korytarzu zobaczyłem innych Bangtanów.

RM pociągnął mnie do tyłu, a następnie powiedział kilka słów. Po wszystkim odszedł w kierunku lekarza.

— Jestem prawnikiem pani Kim — dopadł lekarza. — Chciałbym wiedzieć, jaki jest stan zdrowia mojej klientki?

Widziałem zatroskaną twarz Jungkooka, który głaskał plecy Chingyu. Mei rozmawiała z Youngsun, a Kana ze skrzyżowanymi rękoma oczekiwała tego, co ma nadejść. Suga podszedł do mnie, a później przytulił. Tak po prostu. Miałem ochotę płakać, ale musiałem się trzymać. Dla nich. Dla siebie. Dla Jungmi.

Siedziba Exo była taka, jaką zapamiętałem. Przepych i obłuda wychodziła z każdej strony. Miałem serdecznie dosyć swojego życia. Ponieważ ono doprowadziło mnie w to właśnie miejsce.

— Kogo moje oczy widzą? — powiedział Kris Wu, otwierając przede mną teatralnie ramiona. — Park Jimin.

Jego twarz, groźna i cyniczna, wyrażała zadowolenie. Najwidoczniej potrzebowali mnie bardziej, niż mogło im się wydawać. Popatrzyłem na stojącą za nim Choi. Lia uśmiechała się perfidnie, krecąc loka na palcu.

— Zróbmy to — odpowiedziałem beznamiętnie.

Chciałem mieć wszystko z głowy. Potrzebowałem być czysty psychicznie. Ponieważ wiedziałem, że jedno niepowodzenie, może się skończyć gorzej niż śmierć. Mogli mnie złapać i skazać. Za zdradę państwa.

Śmierć przy tym, byłaby błogosławieństwem. Ale wiedziałem, że zrobię wszystko dla Jungmi.

— Jesteś pewny?

— Tak.

— On kłamie! — usłyszałem znajomy głos i się odwróciłem. — Zwodzi nas wszystkich.

Popatrzyłem w stronę wejścia i ujrzałem osobę, którą się nie spodziewałem. Ale tylko dlatego, że wątpiłem w jego znajomości. Najwidoczniej Sehun od dawna zajmował się nielegalnym biznesem.

Oh podszedł bliżej. Z triumfem na twarzy patrzył mi w oczy. Potem się przywitał.

— Witaj kuzynie — zachichotał. — Jak zawsze coś kombinujesz.

— Nie prawda — odparłem od razu.

— Chcesz uratować ukochaną.

Sehun skierował się w stronę stołu, za którym siedziało kilku członków Exo. Odsunął krzesło i opadł na nie. Skrzyżował dłonie na stole i ze wciąż wymalowanym uśmiechem patrzył wprost w moje oczy.

— Mamy spisać umowę?

Ton mojego głosu był surowy i świadczył o tym, że kuzyn się myli. Poczułem jak Lia podchodzi do mnie. Od razu chwyciłem jej dłoń, przyciągając do siebie.

— Jungmi dla mnie nic nie znaczy. Jakbyś nie wiedział, postanowiliśmy z Lią odnowić nasze... Stosunki.

Nim zobaczyłem reakcję Oh, pocałowałem Choi. Usłyszałem śmiech Kirsa Wu, który powiedział, że Sehun jak zawsze jest zbyt ostrożny. Następnie zaprosił mnie do zjedzenia obiadu.

Po wszystkich ustaleniach dostałem informację, że przydzielony został mi pokój w rezydencji. To tutaj miałem zrobić pierwsze podchody.

— Muszę wziąć z mieszkania kilka rzeczy — powiedziałem.

Szef kartelu przystał na moją prośbę. Ostatecznie wysłał ze mną Lię i jednego ze swoim. Xiumin miał być naszą ochroną, a tak naprawdę byłem pewny. Kris Wu mi nie ufał, nie w stu procentach. Najpewniej Choi też.

Droga do mieszkania zajęła prawie godzinę. Szybko spakowałem walizkę, patrząc po pokoju. Poczułem dłoń ex na ramieniu. A później jej usta, całujące mój kark.

— Ona nigdy cię nie rozumiała.

Beznamiętnie kiwnąłem głową, a potem wyszedłem z pokoju. Patrzenie na mieszkanie nie było już takie ciężkie. Ponieważ byłem całkowicie przekonany, że nie dane nam było żyć długo i szczęśliwie.

Powróciłem do willi pod miastem. Od razu skierowałem się do przydzielonego pokoju, aby zostawić rzeczy. Gdy wypuściłem z rąk torbę, opadła ona z hałasem na ziemię. Zauważyłem w pokoju kilka monitorów. Wyposażenie było niczego sobie. Wiedziałem, że nawet najlepsi agenci wywiadu, mogą mi teraz zazdrościć.

— Jesteś bardzo spięty.

Lia pocałowała mój kark, wsadzając dłonie pod koszulkę. Czułem jej palce błądzące po mięśniach brzucha. Następnie odwróciłem się w jej stronę. Na kobiecych ustach odnalazłem szeroki uśmiech. Oczy błyszczały, posiadając kurwiki. Choi Lia była napalona.

Powoli, trochę ospale zaczęła podnosić koszulkę. Zostałem w samych spodniach. Jej usta przywarły do obojczyka, potem do piersi. Odchyliłem głowę. Lia całowała mięśnie, schodząc w dół. Zatrzymała się na gumie spodni dresowych. Prowokacyjnie spojrzała w oczy, a potem dłonią ściągnęła spodnie z bokserkami. Nim zdążyłem coś powiedzieć, zaczęła mnie pieścić ustami.

Sapnąłem, chwytając jej głowę. Teraz to ja posuwałem jej usta, nie powstrzymując się z niczym. Po niezbyt długiej zabawie wybuchłem. Napełniając jej gardło słonawą cieczą. Nawet nie było mi za to wstyd.

Najwidoczniej Choi też, bo oblizała się z triumfem, ponownie patrząc mi w oczy. Po chwili się odezwała.

— Mówiłam, że zawsze należeliśmy do siebie.


Od Autorki: A no to się porobiło. Ale w następnych rozdziałach, obiecam, że nie będzie gorzej. Ponieważ pozostały już ostatnie rozdziały. 

Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro