Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18 - Gotowy?

Wiedziałem, że muszę podjąć decyzję. Byłem świadomy jej wagi i ciągle dręczony wyrzutami. Serce bolało, gdy usłyszałem słowa pożegnania od Jungmi i czułem żal, kiedy Taehyung odprowadził mnie do drzwi z wyjątkowo ponurą miną. Nie mogłem im zdradzić prawdy i choćbym najmocniej chciał, miałem świadomość, że tylko naraziłbym ich życie na niebezpieczeństwo. Musiało wystarczyć, że Namajoon wie o całej sprawie.

Wsiadając do samochodu, napisałem do Choi, że podjąłem decyzję. Od razu odpisała, że powinniśmy się spotkać. Zamknąłem oczy i przekląłem w myślach. Nie chciałem jej oglądać, aczkolwiek wiedziałem, że muszę. Ex podała mi namiary i współrzędne miejsca, w którym przebywała. Ustaliliśmy, że jutro tam się pojawię.

Od Nieznajomego Numeru:

Nie próbuj żadnych sztuczek. Wciąż mam Cię na oku.

Głośno westchnąłem. Gardziłem tą kobietą i zrobiłbym wiele, aby się jej pozbyć. Musiałem jednak postawić wszystko na jedną kartę, życiowego jokera, aby odzyskać dawne życie. Nawet jeśli to oznaczało współpracę z Lią.

Nim dotarłem do mieszkania, jeździłem samochodem bez celu, To mnie uspokaja. Lubiłem prowadzić. Czuć kontrolę. Choćby tylko na moment. Ten, w którym maszyna była mi poddana. Byłem zmęczony, apatyczny i pozbawiony jakiejkolwiek chęci. Przez cały czas słuchałem smutnych piosenek, na zmianę Billie Eillish, Justina Bieber'a, czy Harrego Styles'a. Z każdą z tych piosenek czułem więź i podobieństwo. Lonely doskonale podsumowuje to, co dzieje się przez całe dwadzieścia dziewięć lat mojego istnienia. Natomiast Falling było wręcz muzycznym pytaniem na dręczące mnie wątpliwości.

— What am I now? What am I now? What if I'm someone I don't want around? I'm falling again — śpiewałem pod nosem, patrząc na rzekę Han.

Siedziałem na naszej ulubionej ławce i obserwowałem wodę. Spokojną, kolorową, odbijającą fontannę Moonlight Rainbow. Uśmiechałem się, na wspomnienie wszystkich wspólnych dni. Jungmi była taka słodka, kochana i piękna. Była moja.

Przetarłem oczy, w których zebrały się łzy. Pociągnąłem nosem, a potem uderzyłem w uda. Czas się zbierać, ponieważ zegar pokazywał pierwszą w nocy. Do mieszkania dotarłem po piętnastu minutach i od razu skierowałem się pod prysznic. Stojąc pod deszczownicą, myślałem ponownie o tym, jak bardzo brakuje mi ukochanej. Z uczuciem tęsknoty umyłem się i skierowałem do łóżka. W pościeli nie mogłem usnąć, powtarzając cały schemat działania. Dotarło do mnie, że dzień procesu zbliża się nieubłaganie i westchnąłem głośno.

Zmęczony zasnąłem nad ranem, gdy do pokoju wbiły się pierwsze promienie słoneczne.

Mieszkanie, do którego przyprowadziła mnie Lia było urządzone z przepychem. Mieściło się za miastem, na uboczu, zapewne by nikt nie miał tu dostępu. Zdziwiony wyszedłem z pojazdu i popatrzyłem na kobietę. Choi tylko wskazała, że musimy gdzieś pojechać. Bez słowa sprzeciwu, odpaliłem silnik i słuchałem jej poleceń.

Podczas drogi kobieta pozwalała sobie na za dużo. Czułem jej dłoń na udzie, która niebezpiecznie wędrowała w kierunku krocza. Od razu odsunąłem ją, mrużąc gniewnie oczy. Choi tylko się zaśmiała.

— Kiedyś lubiłeś zabawy podczas jazdy.

Nie skomentowałem tego. Ponieważ zdałem sobie sprawę, że chce mnie wciągnąć w swoją grę. Słowną i bezsensowną. Lia nie dawała za wygraną, przez resztę drogi zuchwale przystawiając się do mnie. Miałem ochotę otworzyć szybę z jej strony, wsadzić kobiecą głowę i nacisnąć guzik zamykania okna. Krew buzowała mi w żyłach. Aczkolwiek starałem się grać obojętnego. Tak jak nakazał mi Namjoon.

Po długich dwudziestu minutach dojechaliśmy na miejsce. Tak jak wspominałem wcześniej, dom był urządzony z przepychem. Na posesję wjeżdżało się przez bramę, obok której mieściła się kanciapa stróża. W niej dostrzegłem wysokiego mężczyznę, patrzącego groźnie w moją stronę.

— Cześć Zitao — powiedziała Lia, a jej głos brzmiał słodko i fałszywie.

Choi zaczęła rozmowę z wartownikiem, a ja rozpoznałem chiński język. Nie wiedziałem, w co pogrywa, ale jak wcześniej, udawałem twardego. Zwłaszcza gdy zobaczyłem, że mężczyzna jest wyposażony w broń.

Po kilku minutach brama się otworzyła. Ruszyłem drogą, dojeżdżając do wielkiej willi. Przed drzwiami stało kolejnych dwóch ochroniarzy. Lia chwyciła mnie za rękę, którą chciałem wyrwać.

— Zachowuj się, kochanie — powiedziała, patrząc karcąco.

Nie chciałem tego komentować, więc ruszyłem za nią. Choi uśmiechała się naiwnie do mężczyzn, którzy wpuścili nas do środka.

— Wszyscy muszą myśleć, że jesteśmy razem — wycedziła przy moim uchu. — Inaczej zabiją nie tylko ciebie, ale i mnie.

Nie odpowiedziałem. Przez moment zastanawiałem się, czy to może być prawda. Aczkolwiek nie znałem tych mężczyzn, a Lia już trochę. Pomimo jej zdrady i wrednego charakteru, byłem pewny, że nie zaryzykuje swojego życia z błahego powodu. Szczególnie dla swojego widzimisię.

Przez cały czas czułem na sobie groźne spojrzenia mężczyzn w czerni, a prowadzony przez Choi, dotarłem do dużych, oszklonych drzwi. Otworzyły się, kiedy się przed nimi zatrzymaliśmy.

— Lia! — usłyszałem donośny głos, odrobinę zachrypnięty.

Spojrzałem w jego kierunku i ujrzałem mężczyznę. Miał ciemne włosy i onyksowe oczy. Nie wyglądał za sympatycznie.

— To on?

Choi skinęła pokornie głową, a potem mnie przedstawiła. Powiedziała, że jestem specjalistą od programów szyfrujących i dzięki moim umiejętnością dostanie to, na co tak długo czeka. Wciąż jednak nie wiedziałem, jak wielkie są oczekiwania, względem mojej osoby. Zostałem szybko oświecony i z trudem powstrzymałem swoje usta, aby nie zaprotestować.

Przez całe spotkanie, Lia trzymała mnie za rękę, odgrywając szopkę przed zgromadzonymi gangsterami. Dowiedziałem się, że są koreańsko-chińskim kartelem i noszą nazwę Exo. Głową ugrupowania jest mężczyzna o pseudonimie KRIS WU. Patrząc na jego twarz, nie wiedziałem, czego się spodziewać. Ponieważ w ciemnych jak smoła oczach odnalazłem szaleństwo.

A potem było już tylko gorzej.

Powrót do Seulu był ciężki. Zwłaszcza po takiej dawce adrenaliny, żenady, goryczy i wstydu. Wysadziłem Lię pod jej mieszkaniem, a potem z piskiem opon odjechałem, nie patrząc we wsteczne lusterko. Choi aż nazbyt przesadziła, a mnie brało na wymioty, gdy czułem każdy z jej dotyku. W samochodzie wyrzuciłem z siebie, że nie zamierzam być jej udawanych chłopakiem, co przez zaciśnięte zęby podkreśliłem. Celowo powiedziałem, że jest moją ex, a nawet na odchodne dodałem, że to też napawa mnie wstrętem. Ona natomiast rzuciła, bym zważał na słowa, bo Jungmi nie zawsze będzie dobrze ukryta.

Warknąłem i uderzyłem w kierownicę, stojąc na światłach. Tak bardzo brakowało mi ukochanej. Miałem ochotę coś rozwalić, więc pierwszym do głowy przyszła myśl o pójściu na siłownie. Tak też uczyniłem.

W samochodowym bagażniku miałem schowaną torbę na wszelki wypadek. Zaparkowałem przed znanym mi budynkiem i zamknąłem bagażnik. Później skierowałem się do wejścia. Nim jednak do niego dotarłem, poczułem, jak ktoś łapie mnie za plecy i rzuca w drugą stronę. Przez wielką siłę, nie utrzymałem równowagi i wylądowałem na chodniku. Nim zdążyłem się poruszyć, zakapturzona postać zaczęła mnie kopać po brzuchu. Z łuku brwiowego poczułem, jak leci krew, zasłaniając i widoczność. Nie rozumiałem, co się dzieje i kto jest za to odpowiedzialny?

Nim straciłem do końca przytomność, nieznajomy odsunął się i wycofał, uciekając przez płot uliczki obok. Przez chwilę nie wiedziałem, co się dzieje, a później zobaczyłem obsługę siłowni, która wyszła przed budynek. Natychmiast chcieli wezwać karetkę, lecz odmówiłem. Powoli podniosłem się do siadu, czując, jak bardzo zostałem skopany. Na brzuchu dostrzegłem krwiaki, a dłonią przytrzymałem łuk brwiowy. Gęsta posoka lała się po policzku.

W opłakanym stanie dotarłem do mieszkania. Zaparkowałem samochód na odpowiednim miejscu, a potem winda wyjechałem na ostatnie piętro. Patrząc w lustro, ujrzałem poobijaną twarz, która tak bardzo nie była do mnie podobna. Trzymałem chusteczkę przy łuku, z którego wciąż lała się krew. Wyszedłem z windy i drżącymi dłońmi wyciągnąłem z kieszeni kluczyki. Z trudem otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.

W mieszkaniu panowała ciemność. Zamknąłem drzwi, a potem się o nie oparłem. Ciężko dyszałem. Bolało mnie wszystko. Żebra, brzuch, usta, płuca, nogi i głowa. Skronie uporczywie pulsowały. Widok mi się zamazywał, zapewne przez lejąca się krew.

— Jimin?

Usłyszałem jej głos. Zatroskany. Czuły. Jungminowy.

Z pewnością umieram, pomyślałem. Przecież ukochanej z pewnością by tu nie było. Bo co miałaby robić? Dlaczego byłaby w mieszkaniu? Przecież się rozstaliśmy...

— Jimin?

Kolejny raz jej głos wleciał do uszu i choć bardzo chciałem, nie mogłem jej zobaczyć. Widziałem tylko niewyraźny, zamazany kształt. Zbliżał się do mnie. Po chwili jednak poczułem ciepłą dłoń na ręce.

— Co ci się stało?

Jungmi wsunęła swoją dłoń pod moją, dociskając chusteczkę. Następnie pomogła mi wstać, a później skierowała do salonu. Poddałem się ukochanej, pozwalając jej na wszystko. W tamtej chwili marzyłem, aby mnie pocałowała. Tylko to zaprzątało moją głowę. Jej słodkie malinowe usta.

Jungmi odeszła i skierowała się do łazienki. Usłyszałem, jak otwiera szafkę, a po chwili stała w progu salonu z apteczką. Wciąż nie widziałem dokładnie, aczkolwiek poczułem charakterystyczny zapach. Ukochana nasączonym gazikiem przemywała rozciętą brew. Poczułem po chwili, jak nakłada na palec antybiotyk i smaruje po rozciętym miejscu. Delikatnie przysunęła swoje wargi i podmuchała. Na końcu przykleiła trzy wąskie stripy.

Na krótki moment patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Jej były piękne — bursztynowe, błyszczące, owalne. Takie, jakie zapamiętałem.

— Co się stało? — łagodnie ponowiła pytanie.

— Dlaczego wróciłaś?

Nie chciałem powiedzieć, że ktoś mnie napadł, ani co tak naprawdę robiłem. Ukochana jednak też nie chciała zdradzić swojego powodu. Dlatego milczeliśmy przez chwilę.

— Powinieneś jechać do szpitala — wtrąciła. — Muszą ci zszyć łuk brwiowy. Inaczej będziesz ciągle krwawił.

Jej słowa dosadnie utkwiły mi się w pamięci. Jednak krwawiłem już od dłuższego czasu. Bardziej przeszkadzał mi brak jej osoby. Chciałem ją chwycić w ramiona i przytulić do siebie. Zanurzyć w słodkim pocałunku, odgarnąć opadające na oczy kosmyki. Pragnąłem jej.

Jungmi odsunęła się, jakby domyślając, co chodzi mi po głowie. Jej policzki stały się rumiane, a oddech przyśpieszył. Walczyła ze sobą, tak samo, jak ja. Mimo wszystko wiedziałem, że nie powinna mnie widzieć w takim stanie. Dlatego nie mogłem jej powiedzieć, że ktoś mnie napadł.

— Dlaczego jesteś pobity?

Milczałem. Patrzyłem w jej oczy i wciąż milczałem. Jungmi spuściła głowę i z oburzeniem wydukała, że się martwiła. Usłyszałem wiele słów z jej ust, ponieważ ukochana w końcu wybuchła. Dopiero wtedy nie wytrzymałem i chwyciłem ją za talię, przysuwając bliżej. Wsadziłem dłoń pod ucho, przybliżając głowę do siebie. Zachłannie wpiłem się w wargi, czując, jak bardzo za nią tęskniłem. Za moją kochaną.


Od Autorki: Tak, wiem, że powinnam umieścić Falling w oryginale z cudownym głosem Harry'ego, ale uwielbiam ten cover naszego JK'a ♥ Miałam pisać co innego, wyszedł Oszukany. Mam nadzieję, że się cieszycie? A poza tym, taki mały bonus ode mnie i nasz Goldem Maknae oraz Tiger V śpiewający na koncercie Harrego Styles'a właśnie tę moją ukochaną piosenkę:

https://youtu.be/oxxf3RhRzlA

Po prostu ich kocham, a jakbym tam była, to z pewnością śpiewała z nimi ♥

A czy Wy lubicie chodzić na koncerty? Pochwalcie się, na jakim byliście i jaki najbardziej Wam się spodobał? Ja jestem koncertomaniaczka i ciężko mi wybrać jeden. Więc podam trójkę faworytów (a jest z czego wybierać): The Rose, Ed Sheeran, Dawid Podsiadło (ech, nie potrafię wybrać nawet trójki). Bo super było na Opener'ze w tamtym roku, Beyonce też spoczko siadła, a jeszcze lecę w tym miesiącu na Kings of Leon i Justin Timberlike. Kurde, koncerty są fajne!


Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!


P.S. Rozdział niesprawdzony. Jak to zrobię, ta notatka zniknie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro