18 - Gotowy?
Wiedziałem, że muszę podjąć decyzję. Byłem świadomy jej wagi i ciągle dręczony wyrzutami. Serce bolało, gdy usłyszałem słowa pożegnania od Jungmi i czułem żal, kiedy Taehyung odprowadził mnie do drzwi z wyjątkowo ponurą miną. Nie mogłem im zdradzić prawdy i choćbym najmocniej chciał, miałem świadomość, że tylko naraziłbym ich życie na niebezpieczeństwo. Musiało wystarczyć, że Namajoon wie o całej sprawie.
Wsiadając do samochodu, napisałem do Choi, że podjąłem decyzję. Od razu odpisała, że powinniśmy się spotkać. Zamknąłem oczy i przekląłem w myślach. Nie chciałem jej oglądać, aczkolwiek wiedziałem, że muszę. Ex podała mi namiary i współrzędne miejsca, w którym przebywała. Ustaliliśmy, że jutro tam się pojawię.
Od Nieznajomego Numeru:
Nie próbuj żadnych sztuczek. Wciąż mam Cię na oku.
Głośno westchnąłem. Gardziłem tą kobietą i zrobiłbym wiele, aby się jej pozbyć. Musiałem jednak postawić wszystko na jedną kartę, życiowego jokera, aby odzyskać dawne życie. Nawet jeśli to oznaczało współpracę z Lią.
Nim dotarłem do mieszkania, jeździłem samochodem bez celu, To mnie uspokaja. Lubiłem prowadzić. Czuć kontrolę. Choćby tylko na moment. Ten, w którym maszyna była mi poddana. Byłem zmęczony, apatyczny i pozbawiony jakiejkolwiek chęci. Przez cały czas słuchałem smutnych piosenek, na zmianę Billie Eillish, Justina Bieber'a, czy Harrego Styles'a. Z każdą z tych piosenek czułem więź i podobieństwo. Lonely doskonale podsumowuje to, co dzieje się przez całe dwadzieścia dziewięć lat mojego istnienia. Natomiast Falling było wręcz muzycznym pytaniem na dręczące mnie wątpliwości.
— What am I now? What am I now? What if I'm someone I don't want around? I'm falling again — śpiewałem pod nosem, patrząc na rzekę Han.
Siedziałem na naszej ulubionej ławce i obserwowałem wodę. Spokojną, kolorową, odbijającą fontannę Moonlight Rainbow. Uśmiechałem się, na wspomnienie wszystkich wspólnych dni. Jungmi była taka słodka, kochana i piękna. Była moja.
Przetarłem oczy, w których zebrały się łzy. Pociągnąłem nosem, a potem uderzyłem w uda. Czas się zbierać, ponieważ zegar pokazywał pierwszą w nocy. Do mieszkania dotarłem po piętnastu minutach i od razu skierowałem się pod prysznic. Stojąc pod deszczownicą, myślałem ponownie o tym, jak bardzo brakuje mi ukochanej. Z uczuciem tęsknoty umyłem się i skierowałem do łóżka. W pościeli nie mogłem usnąć, powtarzając cały schemat działania. Dotarło do mnie, że dzień procesu zbliża się nieubłaganie i westchnąłem głośno.
Zmęczony zasnąłem nad ranem, gdy do pokoju wbiły się pierwsze promienie słoneczne.
✯
Mieszkanie, do którego przyprowadziła mnie Lia było urządzone z przepychem. Mieściło się za miastem, na uboczu, zapewne by nikt nie miał tu dostępu. Zdziwiony wyszedłem z pojazdu i popatrzyłem na kobietę. Choi tylko wskazała, że musimy gdzieś pojechać. Bez słowa sprzeciwu, odpaliłem silnik i słuchałem jej poleceń.
Podczas drogi kobieta pozwalała sobie na za dużo. Czułem jej dłoń na udzie, która niebezpiecznie wędrowała w kierunku krocza. Od razu odsunąłem ją, mrużąc gniewnie oczy. Choi tylko się zaśmiała.
— Kiedyś lubiłeś zabawy podczas jazdy.
Nie skomentowałem tego. Ponieważ zdałem sobie sprawę, że chce mnie wciągnąć w swoją grę. Słowną i bezsensowną. Lia nie dawała za wygraną, przez resztę drogi zuchwale przystawiając się do mnie. Miałem ochotę otworzyć szybę z jej strony, wsadzić kobiecą głowę i nacisnąć guzik zamykania okna. Krew buzowała mi w żyłach. Aczkolwiek starałem się grać obojętnego. Tak jak nakazał mi Namjoon.
Po długich dwudziestu minutach dojechaliśmy na miejsce. Tak jak wspominałem wcześniej, dom był urządzony z przepychem. Na posesję wjeżdżało się przez bramę, obok której mieściła się kanciapa stróża. W niej dostrzegłem wysokiego mężczyznę, patrzącego groźnie w moją stronę.
— Cześć Zitao — powiedziała Lia, a jej głos brzmiał słodko i fałszywie.
Choi zaczęła rozmowę z wartownikiem, a ja rozpoznałem chiński język. Nie wiedziałem, w co pogrywa, ale jak wcześniej, udawałem twardego. Zwłaszcza gdy zobaczyłem, że mężczyzna jest wyposażony w broń.
Po kilku minutach brama się otworzyła. Ruszyłem drogą, dojeżdżając do wielkiej willi. Przed drzwiami stało kolejnych dwóch ochroniarzy. Lia chwyciła mnie za rękę, którą chciałem wyrwać.
— Zachowuj się, kochanie — powiedziała, patrząc karcąco.
Nie chciałem tego komentować, więc ruszyłem za nią. Choi uśmiechała się naiwnie do mężczyzn, którzy wpuścili nas do środka.
— Wszyscy muszą myśleć, że jesteśmy razem — wycedziła przy moim uchu. — Inaczej zabiją nie tylko ciebie, ale i mnie.
Nie odpowiedziałem. Przez moment zastanawiałem się, czy to może być prawda. Aczkolwiek nie znałem tych mężczyzn, a Lia już trochę. Pomimo jej zdrady i wrednego charakteru, byłem pewny, że nie zaryzykuje swojego życia z błahego powodu. Szczególnie dla swojego widzimisię.
Przez cały czas czułem na sobie groźne spojrzenia mężczyzn w czerni, a prowadzony przez Choi, dotarłem do dużych, oszklonych drzwi. Otworzyły się, kiedy się przed nimi zatrzymaliśmy.
— Lia! — usłyszałem donośny głos, odrobinę zachrypnięty.
Spojrzałem w jego kierunku i ujrzałem mężczyznę. Miał ciemne włosy i onyksowe oczy. Nie wyglądał za sympatycznie.
— To on?
Choi skinęła pokornie głową, a potem mnie przedstawiła. Powiedziała, że jestem specjalistą od programów szyfrujących i dzięki moim umiejętnością dostanie to, na co tak długo czeka. Wciąż jednak nie wiedziałem, jak wielkie są oczekiwania, względem mojej osoby. Zostałem szybko oświecony i z trudem powstrzymałem swoje usta, aby nie zaprotestować.
Przez całe spotkanie, Lia trzymała mnie za rękę, odgrywając szopkę przed zgromadzonymi gangsterami. Dowiedziałem się, że są koreańsko-chińskim kartelem i noszą nazwę Exo. Głową ugrupowania jest mężczyzna o pseudonimie KRIS WU. Patrząc na jego twarz, nie wiedziałem, czego się spodziewać. Ponieważ w ciemnych jak smoła oczach odnalazłem szaleństwo.
A potem było już tylko gorzej.
✯
Powrót do Seulu był ciężki. Zwłaszcza po takiej dawce adrenaliny, żenady, goryczy i wstydu. Wysadziłem Lię pod jej mieszkaniem, a potem z piskiem opon odjechałem, nie patrząc we wsteczne lusterko. Choi aż nazbyt przesadziła, a mnie brało na wymioty, gdy czułem każdy z jej dotyku. W samochodzie wyrzuciłem z siebie, że nie zamierzam być jej udawanych chłopakiem, co przez zaciśnięte zęby podkreśliłem. Celowo powiedziałem, że jest moją ex, a nawet na odchodne dodałem, że to też napawa mnie wstrętem. Ona natomiast rzuciła, bym zważał na słowa, bo Jungmi nie zawsze będzie dobrze ukryta.
Warknąłem i uderzyłem w kierownicę, stojąc na światłach. Tak bardzo brakowało mi ukochanej. Miałem ochotę coś rozwalić, więc pierwszym do głowy przyszła myśl o pójściu na siłownie. Tak też uczyniłem.
W samochodowym bagażniku miałem schowaną torbę na wszelki wypadek. Zaparkowałem przed znanym mi budynkiem i zamknąłem bagażnik. Później skierowałem się do wejścia. Nim jednak do niego dotarłem, poczułem, jak ktoś łapie mnie za plecy i rzuca w drugą stronę. Przez wielką siłę, nie utrzymałem równowagi i wylądowałem na chodniku. Nim zdążyłem się poruszyć, zakapturzona postać zaczęła mnie kopać po brzuchu. Z łuku brwiowego poczułem, jak leci krew, zasłaniając i widoczność. Nie rozumiałem, co się dzieje i kto jest za to odpowiedzialny?
Nim straciłem do końca przytomność, nieznajomy odsunął się i wycofał, uciekając przez płot uliczki obok. Przez chwilę nie wiedziałem, co się dzieje, a później zobaczyłem obsługę siłowni, która wyszła przed budynek. Natychmiast chcieli wezwać karetkę, lecz odmówiłem. Powoli podniosłem się do siadu, czując, jak bardzo zostałem skopany. Na brzuchu dostrzegłem krwiaki, a dłonią przytrzymałem łuk brwiowy. Gęsta posoka lała się po policzku.
W opłakanym stanie dotarłem do mieszkania. Zaparkowałem samochód na odpowiednim miejscu, a potem winda wyjechałem na ostatnie piętro. Patrząc w lustro, ujrzałem poobijaną twarz, która tak bardzo nie była do mnie podobna. Trzymałem chusteczkę przy łuku, z którego wciąż lała się krew. Wyszedłem z windy i drżącymi dłońmi wyciągnąłem z kieszeni kluczyki. Z trudem otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
W mieszkaniu panowała ciemność. Zamknąłem drzwi, a potem się o nie oparłem. Ciężko dyszałem. Bolało mnie wszystko. Żebra, brzuch, usta, płuca, nogi i głowa. Skronie uporczywie pulsowały. Widok mi się zamazywał, zapewne przez lejąca się krew.
— Jimin?
Usłyszałem jej głos. Zatroskany. Czuły. Jungminowy.
Z pewnością umieram, pomyślałem. Przecież ukochanej z pewnością by tu nie było. Bo co miałaby robić? Dlaczego byłaby w mieszkaniu? Przecież się rozstaliśmy...
— Jimin?
Kolejny raz jej głos wleciał do uszu i choć bardzo chciałem, nie mogłem jej zobaczyć. Widziałem tylko niewyraźny, zamazany kształt. Zbliżał się do mnie. Po chwili jednak poczułem ciepłą dłoń na ręce.
— Co ci się stało?
Jungmi wsunęła swoją dłoń pod moją, dociskając chusteczkę. Następnie pomogła mi wstać, a później skierowała do salonu. Poddałem się ukochanej, pozwalając jej na wszystko. W tamtej chwili marzyłem, aby mnie pocałowała. Tylko to zaprzątało moją głowę. Jej słodkie malinowe usta.
Jungmi odeszła i skierowała się do łazienki. Usłyszałem, jak otwiera szafkę, a po chwili stała w progu salonu z apteczką. Wciąż nie widziałem dokładnie, aczkolwiek poczułem charakterystyczny zapach. Ukochana nasączonym gazikiem przemywała rozciętą brew. Poczułem po chwili, jak nakłada na palec antybiotyk i smaruje po rozciętym miejscu. Delikatnie przysunęła swoje wargi i podmuchała. Na końcu przykleiła trzy wąskie stripy.
Na krótki moment patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Jej były piękne — bursztynowe, błyszczące, owalne. Takie, jakie zapamiętałem.
— Co się stało? — łagodnie ponowiła pytanie.
— Dlaczego wróciłaś?
Nie chciałem powiedzieć, że ktoś mnie napadł, ani co tak naprawdę robiłem. Ukochana jednak też nie chciała zdradzić swojego powodu. Dlatego milczeliśmy przez chwilę.
— Powinieneś jechać do szpitala — wtrąciła. — Muszą ci zszyć łuk brwiowy. Inaczej będziesz ciągle krwawił.
Jej słowa dosadnie utkwiły mi się w pamięci. Jednak krwawiłem już od dłuższego czasu. Bardziej przeszkadzał mi brak jej osoby. Chciałem ją chwycić w ramiona i przytulić do siebie. Zanurzyć w słodkim pocałunku, odgarnąć opadające na oczy kosmyki. Pragnąłem jej.
Jungmi odsunęła się, jakby domyślając, co chodzi mi po głowie. Jej policzki stały się rumiane, a oddech przyśpieszył. Walczyła ze sobą, tak samo, jak ja. Mimo wszystko wiedziałem, że nie powinna mnie widzieć w takim stanie. Dlatego nie mogłem jej powiedzieć, że ktoś mnie napadł.
— Dlaczego jesteś pobity?
Milczałem. Patrzyłem w jej oczy i wciąż milczałem. Jungmi spuściła głowę i z oburzeniem wydukała, że się martwiła. Usłyszałem wiele słów z jej ust, ponieważ ukochana w końcu wybuchła. Dopiero wtedy nie wytrzymałem i chwyciłem ją za talię, przysuwając bliżej. Wsadziłem dłoń pod ucho, przybliżając głowę do siebie. Zachłannie wpiłem się w wargi, czując, jak bardzo za nią tęskniłem. Za moją kochaną.
Od Autorki: Tak, wiem, że powinnam umieścić Falling w oryginale z cudownym głosem Harry'ego, ale uwielbiam ten cover naszego JK'a ♥ Miałam pisać co innego, wyszedł Oszukany. Mam nadzieję, że się cieszycie? A poza tym, taki mały bonus ode mnie i nasz Goldem Maknae oraz Tiger V śpiewający na koncercie Harrego Styles'a właśnie tę moją ukochaną piosenkę:
https://youtu.be/oxxf3RhRzlA
Po prostu ich kocham, a jakbym tam była, to z pewnością śpiewała z nimi ♥
A czy Wy lubicie chodzić na koncerty? Pochwalcie się, na jakim byliście i jaki najbardziej Wam się spodobał? Ja jestem koncertomaniaczka i ciężko mi wybrać jeden. Więc podam trójkę faworytów (a jest z czego wybierać): The Rose, Ed Sheeran, Dawid Podsiadło (ech, nie potrafię wybrać nawet trójki). Bo super było na Opener'ze w tamtym roku, Beyonce też spoczko siadła, a jeszcze lecę w tym miesiącu na Kings of Leon i Justin Timberlike. Kurde, koncerty są fajne!
Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!
P.S. Rozdział niesprawdzony. Jak to zrobię, ta notatka zniknie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro