14 - Nie było Cię przy niej!
Myślałem, że się przesłyszałem, a Suga po prostu jest pijany. Przecież Jungmi nie mogła znaleźć się w szpitalu. Jakim cudem? Dlaczego? Min nic nie wyjaśnił, tylko podał miejsce, w którym ukochana przebywała. Dowiedziałem się, że prócz Yoongiego, na oddziale czeka też Taehyung i Guk, a Chingyu odchodzi od zmysłów.
Skończyłem rozmowę i popatrzyłem na ekran. Miałem dwanaście nieodebranych połączeń od Jungmi i pięć od V. W dodatku cztery od Yoongiego. Odczytałem też kilka wręcz wulgarnych wiadomości sms od baristy i warknąłem zły na siebie.
Wciąż nie mogłem uwierzyć, że ukochana ponownie znalazła się w szpitalu. Miałem złe przeczucia, już od pojawienia się w tym przeklętym parku. Aczkolwiek jak głupi chciałem, by to wszystko się skończyło.
Mżawka przybrała na sile i nim dojechałem do szpitala, rozpadało się na dobre. Była godzina szósta, a na oddziale dość cicho. Jakby całe szczęście uleciało wraz z przekroczeniem progu tej placówki.
I na cmentarzu bywa weselej, pomyślałem. Wkroczyłem jednak do środka. Oddział ratunkowy wyglądał tak samo jak jeszcze kilka tygodni temu. Wspomnienia kolejny raz wtargnęły do głowy, niczym nieproszony gość.
— Jak mogłeś jej to kurwa zrobić!
Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Taehyung chwycił mnie za kaptur i podniósł do góry. Zaczynałem się dusić, gdy pociągnął za sznurki.
— O co ci chodzi? — wychrypiałem ciężko.
— V! — krzyknął Suga, próbujący nas rozdzielić.
— Jak mogłeś?!
Nie dane było mi odpowiedzieć, ponieważ poczułem mocny cios. To Kim uderzył mnie w twarz. Wszyscy zszokowani, starali się nas rozdzielić, aczkolwiek przyjmowałem kolejną serię ciosów. Taehyung z każdym mówił, jak bardzo ukochana mnie potrzebowała, a ja wszystko spieprzyłem.
Kiedy Jeon odciągnął ode mnie rozwścieczonego V, a personel szpitala jeszcze nie zdążył wezwać patrolu policji, Yoongi wziął mnie pod ramię i wyprowadził na korytarz przy windach. Wziąłem od niego chusteczkę i przyłożyłem do łuku brwiowego, który TaeTae rozciął uderzeniem.
— Możesz mi w końcu wyjaśnić, co się stało? — warknąłem.
— Jungmi poroniła — odpowiedział słabo.
Te słowa zmieniły moje samopoczucie. O wiele gorzej się poczułem. Na usta cisnęło się tylko pytanie: Jak to? To musiał być żart. Kiepski sen, z którego chciałem się obudzić.
— To niemożliwe...
— Próbowała do ciebie zadzwonić... To Taehyung znalazł ją w takim stanie. Nie wiń go za to, że tak zareagował.
Kolejne ze słów, które przeszły przez usta Yoongiego, sprawiały ból. Ponieważ doskonale wiedziałem, że schrzaniłem.
— Nie będę kolejny raz pytać, gdzie byłeś? Aczkolwiek Jungmi potrzebowała cię w tamtej chwili.
— Zjebałem po całości.
Głos się łamał, jak serce, które przeszedł ostry ból. Doskonale zdałem sobie sprawę, że nie powinienem wyjść z mieszkania. Choć przecież nic nie wskazywało, żeby Kim mogła poronić...
— Nie mogę cię pogłaskać po głowie i powiedzieć, że jesteś w błędzie. Jednak to właśnie teraz będziesz jej nie mniej potrzebny.
Suga wstał z miejsca i wrócił na oddział. Patrzyłem beznamiętnie przez szpitalne okno, dostrzegając budzącą się do życia stolicę. Byłem w cholernej rozsypce, poczułem, jak po policzku spływają łzy. Może naprawdę nie powinienem być z nią? Jungmi zasługuje na kogoś lepszego, a obecnie czułem się najgorszą kanalią na świecie.
✯
Sala, w której znajdowała się Kim, była biała i pusta. Zauważyłem ją leżącą pod oknem, obserwująca widoki za nim. Nie zareagowała, kiedy wszedłem do środka. Nie poruszyła się, ani nie odezwała. Powietrze było ciężkie i zrozumiałem, że ukochana cierpi.
— Przepraszam.
Chciałem zacząć rozmowę. Zrozumiałem, że Jungmi się nie odezwie, a ja wprost nie mogłem znieść tej karcącej ciszy. Nie usłyszałem odpowiedź. Nie z jej ust. Ukochana wciąż leżała tak samo, nie poruszyła się nawet.
— Wiem, że musi być ci ciężko...
— Wiesz to? — mruknęła słabo.
Spuściłem głowę w dół i spojrzałem na adidasy. Jungmi nie brzmiała jak ona. Nie była niewinna i pogodna. Ból, który wydobywał się z jej gardła, zaczął przypominać szloch. Ukochana zaczęła płakać.
— Jungmi, posłuchaj...
Starałem się podejść bliżej. Pragnąłem ją przytulić i pokazać, że teraz już jestem i będę. Że nie pozwolę na to, by cierpiała...
— Nie — odparła szorstko. — To ty posłuchaj! Obudziłam się cała we krwi, wszystko mnie bolało, a ciebie nie było. Tego nie zrozumiesz, choćbyś chciał.
— Wiem, że zjebałem — wtrąciłem.
— Zjebałeś? Nie Jimin, nie zjebałeś. Udowodniłeś, że dalej nie mogę na tobie polegać. Zostawiłeś mnie, wykradając się w nocy... A te tajemnice?
— Tajemnice?
— Naprawdę masz mnie za idiotkę?
Parsknięcie wydobyło się między szlochem. Pierwszy raz widziałem ją taką zdenerwowaną. W tamtej chwili nie mogłem poznać własnej dziewczyny. Już nie była cicha, delikatna i krucha. Jungmi przybrała bojową postawę, wojowniczki, którą z pewnością jest.
— Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć o wycieku danych?
Przekląłem pod nosem. Domyślałem się, że Kim może w jakiś sposób się dowiedzieć, ale odkładałem tę rozmowę, najdłużej jak się dało. Nie chciałem jej mieszać w śledztwo.
— Urlop w pracy? Dobrze wiem, że facet, który u nas był, to prokurator.
— Jungmi to nie tak...
— A jak?! Kurwa, Jimin?!
Kim pierwszy raz była w stanie istnej furii. Wiedziałem, że to, co się wydarzyło, zabolało ją, a ja przysłowiowo dałem dupy, ale tutaj już nie chodziło tylko o dzisiejszą noc.
— Nie chciałem cię w to mieszać — powiedziałem drżącym głosem.
— Nie chciałeś? — prychnęła. — Jesteśmy razem. Cholera, Park! Właśnie poroniłam twoje dziecko, a ty nie chciałeś mnie w to mieszać? Wymknąłeś się z domu, zostawiłeś mnie samą... A w tym wszystkim najgorsze było to, że nawet nie odebrałeś tych jebanych połączeń.
W tamtym momencie było tego za dużo. Jungmi wpadła w histerię i nie mogła się uspokoić. Do pokoju wkroczyli lekarze.
— Proszę wyjść — usłyszałem polecenie faceta w kitlu.
Nie chciałem tego robić, ale zostałem pociągnięty przez Jeona. Przyjaciel wiedział, że teraz najważniejsze jest, aby uspokoić Jungmi. Widziałem, jak dożylnie podają jej lekarstwo na uspokojenie. Poczułem się okropnie, niczym zdeptany robak.
Popatrzyłem na twarz JK, która wyrażała obawę, smutek, żal i... No właśnie? Guk chciał coś powiedzieć, ale wyraźnie trzymał język za zębami. Nim poprosił, abym usiadł na krześle, odwróciłem się i prawie biegiem wyszedłem na zewnątrz. Potrzebowałem przestrzeni i powietrza.
Wciąż miałem w głowie słowa ukochanej:
Zostawiłeś mnie.
— Kurwa! — przekląłem i kopnąłem metalowy kosz na śmieci.
Jungmi leżała kolejny raz w szpitalu, ponownie przez moją głupotę. Nie było mnie przy niej, a osobą, która odebrała to jebane połączenie był Taehyung. Przyjaciel, a nie chłopak. Jak mogłem jeszcze o sobie w ten sposób myśleć?
Czułem na policzkach łzy i zacząłem szlochać. Skierowałem się do samochodu i wziąłem ze schowka paczkę papierosów. Nie lubiłem palić, nie chciałem tego robić od momentu wejścia do kliniki odwykowej. Jednak w tamtym momencie potrzebowałem. Tego jednego zaciągnięcia się i wypuszczania dymu. Zatrucia płuca, które z czasem mogło zostać zainfekowane.
Zamknąłem samochód i ruszyłem przed siebie. Było mi wszystko jedno, gdzie idę. Deszcz padał, ale miałem na głowie czapkę z daszkiem. Szurałem nogami, czasami specjalnie stając w kałuży. Kopałem w nie, ilekroć ujrzałem własne odbicie. Czułem się najgorszym typem na świecie. Wszystko zaczęło się walić, niczym domek z kart.
— Czy naprawdę nie zasługuję na miłość?
Moje słowa nie docierały do nikogo. Byłem sam nad brzegiem rzeki Han. To właśnie tutaj spacerowałem z Jungmi. Tamtego dnia, kiedy bez żadnego pośpiechu zajadaliśmy rameyon z budki. Gdy Kim dała mi szansę i zrozumiałem, że znowu możemy być razem. Teraz stałem sam, niczym strach na wróble w polu, a zamiast zbóż otaczała mnie pustka.
Cokolwiek nie zrobiłem, burzyło się i nie potrafiło przetrwać. Dlatego tak długo nie wchodziłem w żaden związek. Jednak dla niej wiedziałem, że mogę zrobić wszystko. Dla mojej słodkiej Jungmi. Która już może nigdy nie będzie moja.
Od Autorki: Obiecałam, że nie będziecie długo czekać, więc dotrzymałam słowa. Mam nadzieję, że tym rozdziałem, coś się wyjaśniło ^.
Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro