Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

01 - Złe wiadomości

— Jungmi? — zapytałem ponownie, choć niepokoił mnie odgłos zwrotny i szum. Następnie połączenie się zerwało.

Odsunąłem aparat od ucha, spoglądając na wyświetlacz. Zacząłem mieć co do tego złe przeczucia, a zazwyczaj intuicja mnie nie zawodziła. Telefon zaczął wibrować i ujrzałem na wyświetlaczu napis RM.

— Słucham? — prawie warknąłem, bo targały mną silne emocje.

Jimin — prawnik zaczął mówić. — Widziałeś wiadomości?

— Nie mam czasu — odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Musiałem ponownie zadzwonić do Kim. Martwiłem się o ukochaną.

Myślę, że musisz to zobaczyć — Namjoon nie odpuszczał, co było nawet jak na niego dziwne. — Tu chodzi o Jungmi.

Kiedy tylko usłyszałem imię ukochanej, zamarłem, Natychmiast pobiegłem do salonu, wziąłem pilota do ręki i wcisnąłem odpowiedni guzik.

Na skrzyżowaniu ulic Hangang-daero z Itaewon-ro doszło do wypadku. Kierowca czarnego suva z dużą prędkością wjechał na przejście dla pieszych. Świadkowie zdarzenia twierdzą, że z ogromną siłą uderzył w kobietę, która oczekiwała na zmianę światła. Sprawca zbiegł z miejsca zdarzenia, a do pościgu zwołane zostały policyjne służby.

Nie mogłem uwierzyć. Przyłożyłem dłoń do ust, zakrywając je, gdy szczęka prawie opadła mi na ziemię. Widziałem film i piękną twarz ukochanej. Przecież to Jungmi. Moja słodka, niewinna Jungmi.

Jimin — ponownie usłyszałem głos Namjoona. — Jimin!

— Nie mam czasu — odpowiedziałem od razu. — Muszę dostać się do szpitala. Kurwa, gdzie moje kluczyki?

Nie mogłem zapanować nad drżącymi dłońmi. Zakończyłem połączenie z RM, który już się kierował w stronę oddziału ratunkowego. Nie myślałem o niczym innym, jak o ukochanej.

Droga do szpitala dłużyła się niemiłosiernie. Nawet pomimo tego, że przekroczyłem dozwoloną prędkość i to prawie dwukrotnie. Jednak nikt i nic nie mogło mnie zatrzymać.

Czułem, jak szybko bije mi serce w piersi. Jakby miało wyskoczyć zza ciasnego ciała. Byłem zdenerwowany, zmartwiony i... Przerażony.

Nie mogłem stracić ukochanej. Nie po tym jak ją odzyskałem. Jak obdarowałem uczuciem i na nowo zacząłem dzięki niej kochać. Pomimo tego, że wiedziałem, iż to samolubne, nie potrafiłem odpuścić.

Teraz liczyła się tylko moja słodka Jungmi.

Na teren szpitala wpadłem praktycznie z impetem. Przy bocznych schodach zauważyłem palącego Jeona. JK był zdenerwowany, zapewne tak jak ja.

— Jimin! — powiedział, po czym szybko zgasił papierosa o metalowy kosz na śmieci. — Jesteś.

— Gdzie ona leży? — spytałem od razu.

— Mei pociesza Chingyu, która odchodzi od zmysłów — powiedział, otwierając przede mną drzwi. — Taehyung przyjechał najszybciej jak mógł. RM rozmawia z komisarzem, próbuje czegoś się dowiedzieć. Yoongi razem z Hoseokiem i Kaną, poszli po gorącą czekoladę, ale każdy z nas jest  przerażony.

Wciąż nogi mi się trzęsły i tylko cudem ustałem w pionie. Serce wciąż biło jak szalone, a oddychanie uciążliwe. Starałem się nie rozpłakać, trzymając łzy pod kontrolą. Jednak nie wiedziałem, ile jeszcze wytrzymam?

Na oddziale od razu zostałem uściskany przez Chingyu. Przez łzy, Min wyglądała jak mała panda, a szloch wydobył się z jej gardła. Przytuliłem ją, tak naprawdę pierwszy raz.

— Wyjdzie z tego, prawda? — zapytała, podnosząc głowę.

Nie potrafiłem odpowiedzieć. Chociaż pragnąłem. Być pewny, że będzie dobrze. Potrzebowałem mojej słodkiej Jungmi.

Sprzedałbym duszę diabłu, gdybym musiał. Oddał wszystko, żeby tylko ponownie usłyszeć jej śmiech. Pragnąłem całować jej czoło, opuszkiem gładzić policzek. Patrzeć w bursztynowe oczy.

Pokiwałem głową, dłonią sunąc po głowie Chingyu. Choć chciałem sobie dodać pewności, w tamtej chwili byłem zalęknionym dzieckiem.

Min oderwała się ode mnie, kiedy na korytarzu zauważyliśmy RM. Za nim z pomieszczenia wyszedł komisarz, aczkolwiek nim zdążył coś powiedzieć, przede mną stanął mężczyzna w białym kitlu.

— Pan Park?

Ponownie pokiwałem głową. Spojrzałem na jego twarz, opanowaną, poważną, dostojną. Chciałem wyczytać z niej, jaki jest stan ukochanej. Jednak lekarz poprosił, bym za nim wszedł do pokoju. Tak też uczyniłem.

Zamknąłem drzwi do gabinetu i dostałem zaproszenie do spoczęcia na krześle. Nie ukrywam, potrzebowałem tego. Nogi wciąż miałem jak z waty.

— Panna Kim trafiła do nas w bardzo ciężkim stanie — powiedział, a jego głos był stanowczy, aczkolwiek spokojny. Jak mógł być taki? Skoro waży się życie mojej Jungmi?! — Aby zapobiec niektórym z urazów, musieliśmy wprowadzić ją w stan śpiączki farmakologicznej.

— Co to znaczy?

— Dzięki czasowemu wyłączeniu przytomności, po podaniu leków drogą dożylną, osoba chora lepiej reaguje na leczenie i nie odczuwa bólu. Ponadto jej organizm może się szybciej i lepiej regenerować.

— Panie doktorze — przerwałem. — Czy Jungmi... Czy ona?

— Czy odzyska przytomność? Tego nie wykluczam, jednak nie mogę potwierdzić, czy uda się nam ją obudzić. Panna Kim ma wstrząśnienie mózgu oraz roztrzaskane narządy wewnętrzne. Jeśli mam być całkowicie szczery, to cudem uniknęła śmierci.

Poczułem, jak do moich oczu napływają łzy.

Nie, proszę, tylko nie moja Jungmi, modliłem się w myślach.

— Jednak chciałem powiedzieć, że życiu dziecka nic nie zagraża.

Przez moment nie zanotowałem, co lekarz mówi. Zamrugałem oczami. Jak to? Dziecka? Nie mogłem uwierzyć.

— Dziecka? — powtórzyłem.

— Ukochana jest w ósmym tygodniu ciąży — powiedział ordynator. — Nie wiedział pan?

Pokiwałem przecząco głową. Jungmi nic nie powiedziała. Patrzyłem, jak mężczyzna sięga dłonią do biurka, a potem wyciąga kopertę.

— To było na miejscu wypadku — powiedział. — Badanie zostało dzisiaj wykonane. Widać już kręgosłup i stawy.

Drżącymi rękami chwyciłem beżową kopertę. Powoli otworzyłem i ujrzałem biało czarne zdjęcie USG. Opuszkiem przejechałem po obrazie, jakbym nie mógł uwierzyć, że to prawda.

— Proszę wspierać ukochaną. — Lekarz wstał z miejsca i położył mi dłoń na ramieniu. — Najlepiej do nich rozmawiać. Głos ukochanej osoby pomaga w regeneracji.

Ordynator wyszedł z gabinetu, zostawiając mnie w nim samego. Najwidoczniej zrozumiał, że potrzebuję tych kilku minut, na przetrawienie wszystkich wiadomości. Spojrzałem raz jeszcze na dokumentację medyczną. Zanotowałem godzinę i to, dlaczego Jungmi znalazła się na tym skrzyżowaniu.

Ukochana wychodziła z gabinetu ginekologicznego. Możliwe, że chciała mi powiedzieć?

Moje oczy wertowały zdjęcie, na którym było widać małą istotę.

Czy to właśnie miał być nasz cud?

Od Autorki: Witam Was na kolejnej części serii Współlokatorzy. Teraz troszkę w innej odsłonie. Mam jednak nadzieję, że też się spodoba i zostaniecie ze mną, Jiminem, Jungmi i Bangtanami na dłużej.


Wesołych Świat Kochani!


Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro