VI.24.
125. Adam
– Brachu, Jumi już ma obywatelstwo. Najważniejszy cel osiągnięty, bo może zostać w Polsce, a nawet w całej Unii Europejskiej. Została wam ostatnia przeprawa... – powiedział Jeon.
– Masz rację – musiałem mu przyznać. Moja wolność się zbliżała, ale perspektywa rozprawy rozwodowej przed sądem mnie stresowała.
– Anito, wiesz jak to zrobić? – spytała Jumi.
– Wiem, wiem. Wszystko wam wyjaśnię – odparła. Moja Anita. Jak zawsze niezastąpiona. Choć pracowała jako księgowa, na prawie znała się znacznie lepiej niż którekolwiek z nas. Czytała portale prawne i interesowała się nowinkami prawniczymi. Od kiedy rozwiodła się jej najlepsza przyjaciółka, Julia, obie były specjalistkami od prawa rozwodowego.
– No więc? Co mamy zrobić, żeby moje dziecko nosiło moje nazwisko i żebym ja mógł wziąć ślub cywilny z Jumi w Polsce?
– Jest kilka kroków do zrobienia, ale nie wiem czy uda wam się wszystko ogarnąć przed urodzeniem dziecka – odparła Anita. – Po pierwsze pozew rozwodowy. Kto go złoży? Jumi czy Adam?
– A jakie to ma znaczenie? – spytałem.
– Pewnie ma. To kwestia uzasadnienia pozwu. Któreś z was musi mieć powód do rozwodu. Jest też kwestia orzekania o winie lub nie. I trzeba wnieść od razu o zaprzeczenie ojcostwa.
– To brzmi skomplikowanie – stwierdziła Jumi.
– Tylko pozornie. Bardziej bym się martwiła tym, żeby było jak najmniej rozpraw, bo chodzi o czas. Jeśli uda wam się przeprowadzić rozwód w sądzie okręgowym bez orzekania o winie na jednej rozprawie, byłoby super. Ale nie wiem jak wtedy sąd rejonowy odniesie się do zaprzeczenia ojcostwa... Może lepiej przeprowadzić te dwie sprawy jednocześnie?
– Nie rozumiem o czym mówisz – przyznała Jumi zażenowana.
– Ja chyba rozumiem – wtrąciłem. – Chcesz powiedzieć, że to są dwie osobne sprawy, w dodatku w dwóch różnych sądach?
– Tak.
– Co radzisz zrobić, Anitko? – spytałem.
– Proponuję, żeby Jumi najpierw złożyła pozew rozwodowy w Jeleniej Górze, a kiedy będziecie termin sprawy, jedno z was złoży wniosek o zaprzeczenie ojcostwa w Lwówku. Rozwód jest ważniejszy. Lepiej, żeby się odbył przed narodzinami dziecka.
– Anito, pomożesz mi napisać ten pozew? – spytała Jumi.
– Spróbuję. Ale dla pewności lepiej skonsultujemy go z moją koleżanką, prawniczką.
– Dziękuję – Jumi wyglądała na zakręconą, ale wdzięczną.
– Ja też ci dziękuję, skarbie – powiedziałem.
– A ja to już nawet nie mówię... – westchnął Jeon. On rozumiał najmniej z całej naszej rozmowy, bo też nie mówił po polsku tak dobrze, jak Jumi, i nigdy nie miał nic wspólnego z naszymi urzędami, nie mówiąc już o sądach.
– Nie przesadzajcie – odparła Anita z wrodzoną skromnością.
Kiedy później siedzieliśmy razem na tarasie, korzystając z lipcowego ciepłego popołudnia, Anita coś sobie przypomniała:
– Adasiu, pamiętasz co ci obiecałam w zeszłym roku?
– Hmmm... – nie miałem pojęcia o czym mówi. – Nie wiem, pewnie obiecałaś mi wiele rzeczy – zauważyłem.
– Obiecałam ci, że nie pojadę już bez ciebie na wakacje – przypomniała mi. Rzeczywiście, obiecała coś takiego. Pamiętam, jak byłem wkurzony, kiedy jechała sama nad morze. To nie zmieniło się nawet bardzo, kiedy pojechała z Jumi.
– To prawda. A czemu mi o tym przypominasz?
– Bo ja bardzo bym chciała pojechać nad morze...
– A kiedy masz urlop?
– W sierpniu, w drugiej połowie.
– No to pojedziemy.
– Za to Jumi ma urlop teraz. Może oni też chcieliby gdzieś wyjechać?
– Myślisz, że to dobry pomysł? Jumi jest w ciąży, poza tym ciągle formalnie nie jesteśmy rozwiedzeni...
– Trzeba im powiedzieć. Niech sami zdecydują.
– Dobrze, pogadam wieczorem z Jeonem – zaproponowałem.
– A ja z Jumi – zaoferowała się Anita.
– Jesteś kochana, wiesz? – spytałem. Dla mnie to było oczywiste. Anita zawsze najpierw myślała o innych.
Wieczorem zaczepiłem Jeona, który zgodził się pójść ze mną do sali treningowej.
– Jumi ma teraz urlop, prawda?
– Ma – odparł mój przyjaciel.
– A chcielibyście pojechać sobie gdzieś na kilka dni? To jest propozycja Anity – zaznaczyłem. – Ona uważa, że należy wam się urlop.
– Nie wiem czy Jumi powinna jeździć gdzieś dalej – stwierdził Jeon.
– Wasza sprawa. Ja tylko proponuję ci urlop. Od prawie czterech lat nie miałeś dwóch tygodni wolnego – zauważyłem. – Sam się zajmę gospodarstwem przez ten czas.
– A Anita?
– Anita przecież pracuje. Pytałem ją o urlop, ma wolne dopiero od połowy sierpnia. Wtedy my gdzieś wyjedziemy.
– Dziękuję ci za informację, brachu – powiedział wtedy mój przyjaciel. – Pogadam z Jumi i dam ci znać. To naprawdę miłe z waszej strony.
– W porządku – zgodziłem się. – Zdecydujecie, jak porozmawiasz z Jumi. A teraz szykuj się do walki – zaśmiałem się.
– Wymiękniesz – zagroził mi Jeon i stanął w pozycji „gotów do walki". To był zacięty pojedynek, a mój przyjaciel był mistrzem. Dawno nie wychodziłem z sali treningowej taki zmęczony...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro