VI.2.
103. Adam
Od kiedy poznałem Anitę, byłem pod wrażeniem jej niesamowitego poczucia humoru. Tego dnia jednak okazało się, że nawet ono ma granice. Jeden głupi żart za dużo i w oczach Anity zobaczyłem... No właśnie, co? Chyba zawód. Że ja mogę być taki, jakiego sobie mnie nie wyobrażała. Kurczę, to był tylko żart, a ona mnie zostawiła, poszła do domu, niczego nie wyjaśniając.
Kiedy przeszedłem na kolację, miałem nadzieję, że jej przeszło, ale ona nawet ze mną nie rozmawiała. Musiałem wyglądać naprawdę żałośnie, bo Jeon aż spytał co się stało. A potem zabrał mnie do siłowni na naparzankę. Kiedy zobaczył, że się wyżyłem, wziął mnie na pogaduchy.
– Co jest, brachu? – spytał wprost.
– Anita się chyba na mnie pogniewała.
– Co jej zrobiłeś?'
– Nic. No, może jednak powiedziałem coś głupiego.
– A dokładnie?
– Czy chciałaby urodzić mi szczeniaki.
– Czyś ty rozum postradał?! – krzyknął Jeon. – Jak można coś takiego powiedzieć swojej kobiecie?
– To był żart – tłumaczyłem się. – On spytała mnie czy wszystkie kobiety traktuję tak przedmiotowo, jak Nukę...
– No to musisz ją przeprosić. I to porządnie. Na twoim miejscu bym błagał o przebaczenie. Gdybym ja coś takiego powiedział Jumi, zostawiłaby mnie w ten sam dzień.
– Nie strasz mnie...
– Pewnie Anita już się pakuje – stwierdził Jeon, chcąc mnie pognębić.
– Idę do niej. Nie pozwolę jej odejść z tak głupiego powodu! – zdecydowałem i zostawiwszy Jeona w sali treningowej, przybiegłem do kuchni, gdzie Anita rozmawiała z Jumi. To co usłyszałem, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest źle. Anita mówiła właśnie Jumi, że facetom nie powinno się za dużo pozwalać...
Podszedłem do niej jak skazaniec prowadzony na szafot, a Jumi ulotniła się z kuchni w zorganizowanym pośpiechu. Zostaliśmy sami. Tylko ona i ja. Kiedy spytałem czy gniewa się na mnie, zaprzeczyła i potwierdziła jednocześnie. Tylko kobiety potrafią być aż takimi relatywistkami... Nie mogłaby powiedzieć mi wprost, o co chodzi? W końcu jednak doszedłem do wniosku, że musiała mieć trochę racji. „Ale nie zamierzasz się ode mnie wyprowadzić?", spytałem, upewniając się, że to nie wyrok śmierci, tylko grzywna... Nie zamierzała. Odetchnąłem z ulgą. Ale nie zamierzała też tak od razu mi odpuścić. Kobiety... Przez myśl mi przemknęło, że wiem już dlaczego tak długo byłem sam. Życie singla jest prostsze. – Ale przecież ja ją kocham – uzmysłowiłem sobie prawie od razu.
Anita jednak nie męczyła mnie długo. W pewnym momencie poczułem, że muszę ją przytulić i powiedzieć, że ją kocham. A ona wtedy pocałowała mnie i nie słyszałem już nawet tego, co mówi. Wiedziałem, że też mnie kocha i chce ze mną zostać, i tylko to się liczyło. Wieczorem nie śmiałem jednak prosić jej o żadne względy i grzecznie zasnąłem. Anita przytuliła się do mnie i też zaraz zasnęła. Następnego dnia miała przecież wracać do pracy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro