Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V.17.

100. Anita

Adam i Julia mnie znaleźli, tak jak sobie wyobrażałam. Kiedy zobaczyłam dwa czarne ludziki za Mariuszem, wiedziałam, że jestem uratowana, ale psychol tak mnie zmaltretował, że na chwilę straciłam przytomność.

Kiedy otworzyłam oczy, Adaś patrzył na mnie i gestem nakazał mi milczenie. Zajął się Mariuszem... Potem okazało się, że to Julka zadzwoniła po Adama, kiedy nie mogła się dogadać z policjantem. Moja kochana Julka. Wiedziałam, że na nią mogę liczyć.

Adam z Jeonem związali mojego byłego i wrzucili go do bagażnika tak, jak on wcześniej przewoził mnie. Potem Adam wyjaśnił mi, że muszę zostać z Julką tutaj, a ona powinna zadzwonić na policję.

– A co zrobicie z Mariuszem? – spytałam.

– Nie martw się, nastraszymy go tylko i podrzucimy w takie miejsce, żeby policja go znalazła.

– A jak was złapią?

– Nie ma takiej możliwości – zaśmiał się Jeon. – Dajcie nam tylko pół godziny.

– A co mamy powiedzieć policji? – spytała Julia.

– Ty mówisz, że poszliśmy w tę stronę i rozdzieliliśmy się. W końcu trafiłaś na ten domek i zajrzałaś do środka. Obezwładniłaś tamtego gościa, ogłuszając go z zaskoczenia...

– Jakiego gościa? – zdziwiła się Julia.

– Tego, który pomagał w porwaniu Anity – odpowiedział Adam.

– Ten drugi leży związany w domku. Pilnujcie go – dodał Jeon.

– I co dalej?

– Jak był nieprzytomny, związałaś go znalezioną tam taśmą. Potem uwolniłaś Anitę i zadzwoniłaś na policję. – Pokiwałyśmy głowami i poszłyśmy z powrotem w kierunku domku, sprawdzając godzinę. Było po siedemnastej. Usłyszałam tylko, że spod budynku, w którym byłyśmy, odjeżdżają dwa auta. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że Jeon jedzie w stronę lasu swoim Hyundaiem, a Adam pojechał za nim beemką Mariusza. Potem obie spojrzałyśmy jednocześnie na związanego zbira. Zauważył to:

– Kim oni byli, do cholery? – spytał przerażony.

– Moimi przyjaciółmi, którzy już raz uratowali mnie z łap tego psychola. Nie mówił ci?

– Gdybym wiedział, że coś takiego mnie spotka, nigdy bym się nie zgodził z nim współpracować – stwierdził.

– Teraz pozostaje ci tłumaczyć się policji, gościu – uznała Julia.

– Wiem. Powiedzieli mi, co mam zeznać... Nie będę sobie robił więcej problemów niż mam – westchnął zbir. – Nie chciałbym się więcej z nimi spotkać.

Wzruszyłyśmy z Julką ramionami. Kiedy minęło umówione pół godziny, Julka wbiegła po schodach i zadzwoniła na policję, wybrała od razu numer komórki policjanta, który z nami był tego popołudnia na działkach:

– Halo? Znalazłam, ją, znalazłam moją przyjaciółkę! – wykrzyczała do słuchawki, zdyszana. – Potrzebujemy pomocy!

– Gdzie pani jest? – spytał policjant.

– Trzeba wyjechać z działek w lewą stronę, potem znowu skręcić w lewo, jest tu taki opuszczony budynek z cegły, chyba kolejowy – wyrecytowała.

– Już jadę – odparł policjant, nie rozłączając się. – Proszę się nie rozłączać, tylko mówić mi na bieżąco co się dzieje. – Po chwili usłyszałyśmy trzask drzwi i dźwięk włączanej syreny.

– Podeszłam do budynku i zobaczyłam tego zbira, który porwał Anitę razem z Mazarskim. Weszłam po cichu i z zaskoczenia ogłuszyłam go starą doniczką. Kiedy stracił przytomność, związałam go taśmą, która leżała na stole obok. Potem w pokoju na górze znalazłam Anitę i rozwiązałam ją – opowiadała Julia. Niedługo usłyszałyśmy dźwięk syren, a zaraz potem przed budynek zajechał nieoznakowany radiowóz na sygnale. Po chwili dwóch policjantów wbiegło do budynku, krzycząc:

– Policja, wszyscy na ziemię i nie ruszać się. – Położyłyśmy się z Julką na podłodze obok siebie. Jeden policjant podszedł do nas i pomógł nam wstać, drugi podbiegł do zbira i skuł go kajdankami zakładając je na taśmę. Wyprowadził go też od razu do radiowozu.

– Rozumiem, że pani Kalicha? – zwrócił się do mnie wtedy pierwszy policjant.

– Tak – odparłam.

– Nic pani nie jest? – spytał.

– Nic strasznego. Nabawiłam się kilku siniaków i najadłam mnóstwo strachu.

– Świetnie się pani spisała, pani Zimniak – zauważył wtedy. – Ale to było bardzo niebezpieczne... Trzeba było wezwać mnie od razu.

– Nie myślałam o niebezpieczeństwie – przyznała wtedy Julka skromnie. – Tam była moja przyjaciółka.

– Jest pani bardzo dzielna. Obie panie są. A gdzie pan Mazarski?

– Tego, niestety, nie wiemy. Przyjechał tam, gdzie trzymali mnie wcześniej, w poprzednim miejscu. Nie wiem gdzie to było, bo miałam cały czas worek na głowie. Powiedział, że policja, Julka i Adam byli u niego w mieszkaniu i jeszcze musi się z nimi pobawić. Potem przewieźli mnie tutaj. Trzymali mnie na górze. W pewnym momencie zdjął mi ten worek z głowy i próbował mnie zgwałcić, ale szarpałam się z nim, więc mnie zaczął bić. Potem rozmyślił się i gdzieś pojechał. Niedługo później usłyszałam hałas na dole, a potem przyszła po mnie Julka.

– A gdzie jest ten pan, który z nami był? – zwrócił się policjant do Julii.

– Rozdzieliliśmy się. Każde z nas poszło jej szukać w inną stronę. Mam do niego zadzwonić?

– Tak, proszę mu powiedzieć, żeby przyjechał na komisariat złożyć zeznania.

– Zaraz do niego zadzwonię.

– A gdzie jest mój telefon? – spytałam, zauważając, że nie ma go w moim plecaczku.

– Znaleźliśmy go na działkach, tam, gdzie trzymał panią wcześniej – wyjaśnił mi policjant.

– A więc to było na działce jego dziadka? – zdziwiłam się i zrobiło mi się przykro. Gdyby jego nieżyjący już dziadek wiedział jak wnuczek wykorzystał jego altankę... Dziadka byłego partnera lubiłam. To był naprawdę dobry człowiek. Zmarł rok przed naszym rozstaniem.

– Tak, będziemy obserwować to miejsce – stwierdził policjant. – Musimy znaleźć pana Mazarskiego. A teraz proszę panie, żeby pojechały ze mną na komendę.

– Oczywiście – zgodziłyśmy się.

Na komendzie złożyłyśmy zeznania tak, jak uzgodniłyśmy je wcześniej z Adamem i Jeonem. Julka w tym czasie zadzwoniła do Adama, który przyjechał pół godziny później. Oczywiście w normalnym ubraniu... Domyśliłam się, że Mariusza zostawił pod „opieką" Jeona. Ja opowiedziałam im jeszcze, co działo się ze mną od momentu porwania, a Julka opowiedziała mi, jak skontaktowała się z Adamem. Wszyscy opowiedzieliśmy tę samą wersję odnalezienia mnie, co Julka, a zbir potwierdził ją, pewnie bojąc się ponownego spotkania z czarnymi ludzikami. Po godzinie i mnóstwie podpisanych zeznań mogliśmy opuścić komendę we troje.

– Wyjaśnicie mi w końcu o co w tym wszystkim chodzi? – spytała w końcu Julka. – Masz żonatego faceta, który przebiera się za ninja, żeby odbić cię z rąk porywacza, byłego faceta-psychopaty? – Adam spojrzał wtedy na mnie i skinął głową porozumiewawczo.

– On nie jest żonaty – powiedziałam wtedy. – To znaczy jest, ale tylko na papierze. Nie możesz jednak o tym nikomu powiedzieć.

– Będę milczeć jak grób, znasz mnie – potwierdziła wtedy. – Ale nadal tego nie rozumiem. Po co się żenił?

– Żeby pomóc przyjaciołom. Tylko dzięki temu mogli dostać prawo pobytu w Polsce.

– Ten Azjata, który z nim był, to jego przyjaciel?

– Tak, i mąż tej kobiety, którą widziałaś na zdjęciach z Adamem. Mieszkają razem, żeby urząd imigracyjny się nie czepiał.

– Nie wiem jak ty się na coś takiego zgodziłaś, ale co do jednego masz rację – powiedziała wtedy moja przyjaciółka. – Ten facet zrobiłby dla ciebie wszystko. Spojrzałam na Adama, a on uśmiechnął się do mnie, potwierdzając to, co właśnie „odkryła" moja przyjaciółka. – I bardzo mnie to cieszy, bo z nim na pewno będziesz bezpieczna.

– Wiem, Juli – odparłam z pewnością w głosie. – A poza tym to z nim właśnie jestem szczęśliwa. – Moja przyjaciółka uścisnęła mnie tylko i powiedziała:

– Muszę wracać do męża i córki. Pewnie umierają z niepokoju. Miałam wrócić kilka godzin temu...

– Podwieziemy cię, wsiadaj – zaproponował Adam, otwierając drzwi swojej terenówki.

– O, jakie fajne autko – zauważyła Julia. – Już go lubię – puściła do mnie oko.

– Juli, ale z ciebie blachara – zaśmiałam się, przytulając ją. – Podwieźliśmy Julię pod dom jej rodziców i ruszyliśmy w drogę do domu.

– Gdzie jest Mariusz? – spytałam wtedy Adama.

– W lesie z Jeonem. Pamiętasz ten leśny parking, gdzie zastawiliśmy kiedyś na niego pułapkę? – spytał. Oczywiście, że pamiętałam.

– I co zamierzacie z nim zrobić? – spytałam.

– A naprawdę musisz to wiedzieć, kochanie?

– Wiem, że już ci to mówiłam, ale teraz już chyba nic mi nie grozi z jego strony. Przecież złamał zakaz. Pójdzie do więzienia...

– I znowu zapłaci jakiemuś oprychowi, żeby ci zrobił krzywdę – zauważył Adam. Miał trochę racji, choć niechętnie to przyznałam. – Obiecuję ci, że dostarczę go na policję żywego i w jednym kawałku. Więcej nie musisz wiedzieć – zaśmiał się.

– Czasem mam wrażenie, że ty żyjesz w jakimś innym, lepszym świecie, Adasiu... – westchnęłam.

– To ja mam takie wrażenie w stosunku do ciebie. Jesteś tak bardzo naiwna, że to aż dziwne u osoby tak inteligentnej. A jeśli chodzi o mnie... to tak. Żyję w lepszym świecie, od kiedy poznałem ciebie. I chciałbym w tym świecie już zostać – zatrzymał samochód i spojrzał mi w oczy. A potem zbliżył twarz do mojej i mnie pocałował. – Kocham cię. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że ten psychol by cię skrzywdził. I zrobię wszystko, żeby tak się nigdy nie stało – dodał. – Teraz odwiozę cię do domu i pojadę do Jeona. Wrócimy późnym wieczorem.

– W porządku – zgodziłam się, choć niechętnie. – Nie lubię się jednak bać o ciebie tak jak ty nie lubisz się martwić o mnie.

– Wiem. Nie musisz się martwić. Zaufaj mi. – Jaki miałam wybór? Adam i tak zrobiłby to, co zaplanował. I wiecie co? Wcale nie chciałam wiedzieć, co. Odwiózł mnie do domu, zamienił znowu swoją terenówkę na czarnego Hyundaia i wrócił do Jeona. Kiedy weszłam na podwórko najpierw rzucił się na mnie Maks, który nie mógł się nacieszyć, że mnie widzi, a potem wybiegła Jumi.

– Anito, co się stało? Adam i Jeon nie chcieli mi powiedzieć... – Opowiedziałam jej więc całą historię od początku, a oczy Jumi robiły się coraz bardziej okrągłe, co nie jest takie proste u Azjatki. – Nie wiem co powiedzieć, moja droga – wydusiła w końcu z siebie Jumi. – Wiesz, czasem mnie wkurzają te ich zabawy w czarnych wojowników, ale od teraz uważam, że warto było im ćwiczyć tyle lat, żeby dziś mogli cię uratować.

– Dzięki, Jumi. Ja myślę tak samo, jak ty – odparłam. Zjadłyśmy kolację, potem każda z nas poszła się kąpać, ale ja długo jeszcze leżałam w łóżku i czekałam na Adama, rozmyślając o tym dniu.

Nie wiem kiedy zasnęłam, ale było już nad ranem, jak przebudziłam się i zobaczyłam, że Adam śpi obok mnie. Cały i zdrowy. I nawet wykąpany, bo pachniał swoim żelem pod prysznic. Przytuliłam się do niego z całej siły. Obudził się też.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro