Rozdział IV - Jak w domu
60. Anita
Spędziliśmy bajkowy weekend u Adama. Wymogłam jednak na nim, żeby uwzględnił mnie w grafiku ich domowych zajęć, tak żebym nie czuła się bezużyteczna. Skoro nie miałam być już gościem, chciałam żeby traktowali mnie jak domownika. Każde z nas pracowało i każde powinno zajmować się czymś w domu, żeby było sprawiedliwie. Korzystając więc z planu zajęć wszystkich domowników ustaliliśmy nowy grafik. Adam pokazał mi więc, gdzie jest pralka, suszarki do bielizny, co gdzie leży w kuchni, gdzie trzymają zapasy i gdzie odkłada się zakupy. Dostałam swoją szafkę na ubrania i miejsce na kosmetyki w łazience. Naprawdę przyjęli mnie do swojego domu...
Od poniedziałku miałam już co robić. Rano pojechałam do pracy, a po południu miałam do zrobienia obiad. Zanim Adam i Jeon przyszli, wyrobiłam się ze wszystkim. Zjedliśmy razem i oni wrócili do pracy, a ja zajęłam się ogródkiem. Przejrzałam wszystkie potencjalne miejsca, które nadawałyby się na posadzenie kwiatków i znalazłam dwa. Postanowiłam pogadać o tym z Adamem, kiedy będziemy mieć chwilę na rozmowę. Tymczasem znowu miałam wolny czas, więc po prostu wzięłam Maksa na smycz, jego piłkę do kieszeni i poszliśmy na spacer pod las.
Wieczorem zjedliśmy razem kolację, którą tym razem przygotował Jeon, i mieliśmy z Adamem czas dla siebie.
Podobnie minął nam cały tydzień, choć oczywiście niecodziennie ja gotowałam obiad, a Jeon kolację. Czasem przypadała mi do zrobienia kolacja, innym razem sprzątanie albo pranie. Jumi gotowała w czwartki, kiedy była w domu, a pranie robiła na weekend. Nasi mężczyźni też się udzielali po równo. Grafik był ustalony tak, żeby nikogo nie przeciążać i żeby każdy mógł się wykazać.
W piątek po pracy i obiedzie, korzystając z tego, że wszyscy są zajęci, znów wyszłam z Maksem na spacer pod las. Było bardzo ciepło. Rzucałam psu piłkę i biegaliśmy. Wróciłam zmęczona, spocona i zakurzona, ale w świetnym humorze. Kiedy podeszłam z psem do bramy, zobaczyłam stojący przed nią nieznany mi samochód z nietutejszą rejestracją. Ostrożnie weszłam do środka, biorąc Maksa na smycz. Jeona nie było na podwórku, a Adam dyskutował o czymś z tym człowiekiem. Kiedy mnie zobaczył, zrobił zmieszaną minę. Uznałam, że lepiej zachować się oficjalnie:
– Dzień dobry – przywitałam się i wpuściłam psa na ogród, a sama poszłam się wykąpać. Potem przebrałam się i wzięłam się za przygotowanie kolacji. Co prawda to była kolej Adama, ale widziałam, że jest zajęty. Nie widziałam nigdzie Jumi ani Jeona, wszystko to wyglądało trochę dziwnie. W końcu Adam wszedł do domu ze swoim gościem. Ja kończyłam właśnie przygotowanie kolacji. Wtedy mu się przyjrzałam...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro