IV.5.
64. Anita
Sprawa z bratem się wyjaśniła. Adam opowiedział mu swoją historię, a Jakub zrozumiał, dlaczego jego starszy brat tak postąpił. Obu wyraźnie ulżyło i zaczęli się cieszyć z odzyskanych braterskich relacji. Wieczorem Adaś chciał mi chyba wynagrodzić ten stresujący dzień. A może ja jemu też? Fakt, że ostatecznie spędziliśmy najbardziej odlotowy wieczór i noc od kiedy się znamy. Z tego powodu też spaliśmy w sobotę trochę dłużej niż pozostali i śniadanie jedliśmy ostatni...
Potem Adam zabrał brata na dokładne zwiedzanie gospodarstwa, a ja wsiadłam w mój samochód i pojechałam na zakupy. Chciałam kupić coś na wieczornego grilla i jakieś kwiatki, które można sadzić w czerwcu, żeby choć trochę ożywić ogródek. Zakupy mi się udały i choć żałowałam, że nie mogę wybrać się na nie z Adamem, to sprawiło mi przyjemność wyszukiwanie roślin do jego ogródka. A może powinnam już myśleć „do naszego"? Jakoś nie mogłam. Jeszcze nie. Pamiętałam też, żeby oprócz mięsa kupić jeszcze ryby i warzywa na grilla. Nasi koreańscy przyjaciele byli bardziej przywiązani do takiej diety, choć zauważyłam już, że nasza wspólna kuchnia ma raczej cechy kosmopolityczne i gotujemy to, na co mamy ochotę, nie patrząc na pochodzenie potrawy.
Kiedy wróciłam, zostawiłam roślinki w zacienionym miejscu, a sama zajęłam się przygotowaniem wszystkiego na wieczornego grilla. Jumi akurat gotowała obiad i spytała zdziwiona, co robię. Wyjaśniłam jej, że to na kolację, a ona odetchnęła z ulgą tylko po to, żeby zaraz spytać czemu tak dużo tego wszystkiego.
– Na tym polega grillowanie w Polsce – zaśmiałam się. – Siedzi się na dworze do późnego wieczora i każdy piecze to, na co ma ochotę. Adam nigdy wam nie zrobił grilla? – zdziwiłam się.
– Nie – przyznała Jumi.
– No to będzie wasz pierwszy – ucieszyłam się. – A przy okazji możemy ugościć jego brata. Zobaczycie jak się spędza ciepłe wieczory z rodziną i przyjaciółmi w Polsce. – Jumi też najwyraźniej była tego ciekawa, bo uśmiechnęła się tylko i powiedziała:
– Wiesz, od kiedy mieszkasz z nami, jest mi jakoś raźniej. Nie jest fajnie być jedyną kobietą w domu, w którym w dodatku nie spędzam za dużo czasu. No i ktoś w końcu mnie nauczy jak zachowują się kobiety w Polsce. Ciągle mam z tym problem...
– Bardzo chętnie nauczę cię wszystkiego – odparłam. – Ale w zamian poproszę o rewanż. Ja też bym chciała wiedzieć jak to jest być Koreanką – zaznaczyłam, krojąc mięso w plastry i marynując je w misce.
– Nie wiem czy to coś fajnego... – westchnęła Jumi. – Wychowałam się i dorastałam w strasznym, nieludzkim reżimie. I, mimo że należałam do grupy uprzywilejowanej, i tak było mi ciężko. Nie chciałam nawet myśleć o tym, że miliony ludzi w moim kraju mają o wiele gorzej niż ja... Całe szczęście, że moi rodzice przynajmniej stawiali na wykształcenie, ale gdybym nie była córką ministra, w ogóle nie mogłabym liczyć na jakąkolwiek szansę na inne życie. Różnicę zauważyłam już w Seulu. Mimo, że Korea była kiedyś jednym krajem, przeżyłam szok kulturowy. Haha – zaśmiała się – ale dopiero w Europie widzę, jak można żyć. Kobiety są tu wolne, uczą się i pracują gdzie chcą, ubierają się jak chcą... wybierają sobie mężczyzn, tak po prostu. W Azji to nie do pomyślenia. O wszystkim decydują rodzice, a zwłaszcza ojciec.
– A co ci się spodobało w Jeonie? – spytałam.
– Właśnie to, że jest taki... inny niż większość Koreańczyków – odparła. – Nie wiem czy to zasługa jego charakteru, czy studiów w Europie. Może jednego i drugiego... ale on nigdy nie zamierzał niczego mi narzucać. Uważał, że to wspaniałe, że chcę się uczyć, realizować swoje marzenia... Zostawił dla mnie wygodne życie w Seulu i swoją rodzinę. Dzięki jego poświęceniu... i oczywiście nieocenionej pomocy Adama możemy być razem.
– To zabawne, bo Jeon dopiero co opowiadał mi tak samo o tobie – zaśmiałam się. – On też uważa, że jesteś wyjątkowa, inna niż wszystkie Koreanki. – Jumi uśmiechnęła się.
– To znaczy, że oboje dobrze wybraliśmy.
– Tak, nie da się tego ukryć... – potwierdziłam. Kończyłam właśnie przyprawiać łososia na grilla, a potem wzięłam się za sałatkę z pomidorów i sos tzatziki. Jumi w tym czasie skończyła przygotowywanie obiadu.
– Pójdę ich zawołać – stwierdziła. – Nie będą ci przeszkadzać?
– Nie, i tak już kończę – odparłam. Zanim wszyscy zeszli się do kuchni na obiad, zrobiłam sałatkę i sos.
– A co tu robisz, skarbie? – spytał mnie zdziwiony Adam, który pierwszy wszedł do kuchni.
– Jak to co? Przygotowuję kolację, a raczej mięso, ryby i sałatki na grilla – odparłam. – Robimy przecież wieczorem imprezę w ogrodzie, co nie? – puściłam do niego oko. Rozpromienił się. – Ale ty musisz zdobyć piwo i coś do drinków. Ja nie lubię kupować alkoholu i niespecjalnie się na tym znam...
– Pewnie. Zaraz pojadę coś kupić, może z Jakubem. Miałaś świetny pomysł.
– Cieszę się, że ci się podoba...
– Ty mi się podobasz – odparł Adam i podszedł do mnie, a potem mnie mocno przytulił. – Jesteś spełnieniem moich marzeń – dodał już szeptem, prosto do mojego ucha, a potem delikatnie ugryzł mi płatek ucha. Wiedział, jak to na mnie podziała. Zadrżałam i spojrzałam mu w oczy:
– Adaś, nie przy ludziach – poprosiłam go równie cicho, bo do kuchni zdążyli już wejść pozostali. Oczywiście Jakub nie omieszkał skomentować zachowania brata:
– Starszy, nie bądź pies ogrodnika, podziel się...
– Adam odwrócił się do niego z wściekłą miną, ale kiedy zobaczył szczerą i roześmianą twarz brata, też się zaczął śmiać.
– Pomarzyć sobie możesz, młodszy.
– Marzę właśnie. Anita nie ma siostry? – spytał.
– Nie, mam tylko dwóch braci i obaj są zajęci – odparłam. – Przykro mi – zaśmiałam się. Adam też się zaśmiał, a Jakub zarumienił, co jeszcze bardziej rozbawiło mojego ukochanego.
– Siadajcie do stołu – powiedziała wtedy Jumi. Wszyscy posłuchaliśmy. Obiad zjedliśmy w miłej atmosferze. Potem Adam i Jeon wzięli Jakuba do swoich zajęć, a ja pomogłam Jumi posprzątać w kuchni.
– Chodź, zabieram cię na spacer – zakomunikowałam jej wtedy.
– Tak po wsi? – zdziwiła się.
– Nie, akurat do lasu – odparłam. – Na wszystko przyjdzie czas. – Wzięłam Maksa na smycz i zaprowadziłam Jumi polną drogą pod górkę i dalej, aż pod las, skąd rozpościerał się widok na całą wioskę.
– Nigdy tu nie byłam – stwierdziła Jumi.
– Żartujesz? Mieszkacie tu ponad trzy lata i nigdy nie byłaś na spacerze?
– Nie miałam z kim iść – odparła. – Nie chciałam wychodzić z Adamem więcej niż musimy, a sama z Jeonem nie mogę być widziana za często...
– Ale ze mną możesz chodzić do woli – zauważyłam.
– Tak. Dziękuję, że mnie tu zabrałaś. Widok jest rzeczywiście przepiękny.
– Też to zauważyłam, kiedy przyszłam tu z Maksem pierwszy raz. Mieszkacie w bardzo ładnej i spokojnej okolicy. Teraz mogę ci zacząć opowiadać o tym, jak to jest być kobietą w Polsce... i w Europie też właściwie, bo moja babcia była Francuzką, ja mieszkałam jakiś czas w Belgii, zawodowo współpracuję z Niemcami i Włochami, no i mam przyjaciółkę w Wielkiej Brytanii – zaśmiałam się.
– Światowa z ciebie kobieta – zauważyła Jumi.
– Nie tak, jak ty. Niewielu ludzi może poszczycić się tym, że widziało na własne oczy jednego z największych dyktatorów współczesnego świata...
– Nie ma się czym szczycić – odparła. – Facet jest odrażającym typem. Tym gorszym, że sam studiował za granicą i doskonale wie, jak może wyglądać życie, a jednak więzi miliony swoich współobywateli i wykorzystuje władzę absolutną, żeby robić to, na co tylko ma ochotę.
– Power tends to corrupt, absolute power corrupts absolutely [ang. Władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie].
– Prawda. Sama to wymyśliłaś ?
– No co ty? To angielski filozof, lord Acton. W dodatku pod koniec XIX wieku...
– U nas nie uczą takich rzeczy.
– Dziwne by było, gdyby uczyli. Zwłaszcza na medycynie – zaśmiałam się.
– A jednak filozofia, to wolność – uznała Jumi. – Jak wiesz coś takiego, sztandar rewolucyjny sam ciśnie się w dłoń.
– Masz rację. Ale, wracając do tematu, kobietom w Europie w tamtych czasach wcale nie było tak łatwo. Właśnie pod koniec XIX i na początku XX wieku pierwsze sufrażystki w Anglii cierpiały potworne tortury w imię walki o równe prawa z mężczyznami. Minęły dziesiątki lat zanim kobiety doczekały się praw wyborczych, w niektórych krajach w Europie nawet później niż w Korei – zaśmiałam się.
– A jak w Polsce?
– W Polsce szybko, bo już w 1918 roku.
– W Korei Północnej dopiero w 1946, a w Południowej w 1948 – powiedziała Jumi.
– To i tak szybko, zważywszy na to, że ikona demokracji bezpośredniej, Szwajcaria, wprowadziła prawo wyborcze dla kobiet dopiero w 1971 roku, a niektóre kraje arabskie (to akurat zrozumiałe) po roku dwutysięcznym – zaśmiałam się.
– Nie wiedziałam...
– Nie zmienia to jednak faktu, że kobiety w Holandii czy Szwajcarii mają dziś o wiele większe prawa niż te w Polsce. Zwyczajnie, w praktyce. Nie mówię już nawet o krajach skandynawskich...
– Czemu?
– Bo prawo na papierze, to nie to samo, co prawo egzekwowane w praktyce – wyjaśniłam. – Podejrzewam, że koreańska konstytucja też mówi o równości wszystkich obywateli wobec prawa.
– Tak, nawet ta na Północy – zaśmiała się Jumi.
– A jednak w praktyce decydują względy kulturowe, tradycja, religia...
– Rozumiem już, co masz na myśli. I mówisz, że w Polsce też niektórzy uważają, że kobiety nie powinny mieć żadnych praw?
– Tak. Najlepszym przykładem jest ten psychopata, mój były partner.
– Ale on chyba jest chory psychicznie?
– Nie wiem. Obawiam się, że gdyby diagnozować chorobę psychiczną u każdego faceta, który znęca się nad swoją żoną, na oddziałach psychiatrycznych zabrakłoby miejsc... To jest prawdziwa plaga. A właśnie, powiesz mi, czemu chcesz być akurat ginekologiem? – zmieniłam temat.
– Tak... choć to dla mnie smutne – stwierdziła Jumi. – Moja matka umarła przy porodzie, wydając na świat mojego młodszego brata. Miałam wtedy niespełna cztery lata. Ojciec nie bardzo chciał nam o tym opowiadać, zresztą potem ożenił się drugi raz. Podejrzewam, że gdyby mama miała lepsze warunki, lepszego lekarza... żyłaby nadal.
– Bardzo mi przykro, Jumi – odparłam. – Przepraszam, że spytałam.
– Nic nie szkodzi, nie mogłaś wiedzieć. Chcę być tam, gdzie potrzeba, żeby uniknąć takich sytuacji. Żeby inne kobiety miały szansę cieszyć się swoimi dziećmi, a dzieci swoimi matkami.
– Mam nadzieję, że ci się to uda. Patrząc na to, jak przykładasz się do pracy, jestem tego prawie pewna – uśmiechnęłam się do niej.
– Dzięki. I dziękuję ci za historię o prawach kobiet. Ale teraz chyba już musimy wracać.
– Tak, masz rację. Nasi mężczyźni zaczną się zaraz zastanawiać gdzie tak długo się szlajamy – zaśmiałam się. – I tyle było naszej wolności. – Jumi też się zaśmiała.
– Bardzo dobrze mi się z tobą rozmawia, Anito.
– Mi z tobą też. – Wróciłyśmy do domu z Maksem i rzeczywiście Adam i Jeon zastanawiali się gdzie byłyśmy.
– Anita zabrała mnie na spacer do lasu – odparła Jumi – i rozmawiałyśmy o prawach kobiet. – Mina Jeona wskazywała na przerażenie i dezorientację.
– O czym??? – nie wytrzymał. Zaśmiałam się razem z Jumi.
– Jeonie, jesteś jednak typowym przedstawicielem kultury, w której się wychowałeś – uznałam. – A Jumi tak cię chwaliła...
– Chwaliła mnie? – zdziwił się. – Nic już z tego nie rozumiem... – westchnął.
– Wszystko ci wyjaśnię, przyjacielu – wtrącił się wtedy Adam, który do tej pory tylko przysłuchiwał się tej wymianie zdań z rozbawieniem.
– No właśnie, a my korzystając z naszego prawa do gotowania, idziemy do kuchni przygotować wszystko na kolację – zaśmiałam się. – Wy za to przygotujcie grilla i rozstawcie stół w ogrodzie. – Adam uśmiechnął się do mnie, a mina Jeona nadal wskazywała na to, że nic nie rozumiał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro