Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV.5.

64. Anita

Sprawa z bratem się wyjaśniła. Adam opowiedział mu swoją historię, a Jakub zrozumiał, dlaczego jego starszy brat tak postąpił. Obu wyraźnie ulżyło i zaczęli się cieszyć z odzyskanych braterskich relacji. Wieczorem Adaś chciał mi chyba wynagrodzić ten stresujący dzień. A może ja jemu też? Fakt, że ostatecznie spędziliśmy najbardziej odlotowy wieczór i noc od kiedy się znamy. Z tego powodu też spaliśmy w sobotę trochę dłużej niż pozostali i śniadanie jedliśmy ostatni...

Potem Adam zabrał brata na dokładne zwiedzanie gospodarstwa, a ja wsiadłam w mój samochód i pojechałam na zakupy. Chciałam kupić coś na wieczornego grilla i jakieś kwiatki, które można sadzić w czerwcu, żeby choć trochę ożywić ogródek. Zakupy mi się udały i choć żałowałam, że nie mogę wybrać się na nie z Adamem, to sprawiło mi przyjemność wyszukiwanie roślin do jego ogródka. A może powinnam już myśleć „do naszego"? Jakoś nie mogłam. Jeszcze nie. Pamiętałam też, żeby oprócz mięsa kupić jeszcze ryby i warzywa na grilla. Nasi koreańscy przyjaciele byli bardziej przywiązani do takiej diety, choć zauważyłam już, że nasza wspólna kuchnia ma raczej cechy kosmopolityczne i gotujemy to, na co mamy ochotę, nie patrząc na pochodzenie potrawy.

Kiedy wróciłam, zostawiłam roślinki w zacienionym miejscu, a sama zajęłam się przygotowaniem wszystkiego na wieczornego grilla. Jumi akurat gotowała obiad i spytała zdziwiona, co robię. Wyjaśniłam jej, że to na kolację, a ona odetchnęła z ulgą tylko po to, żeby zaraz spytać czemu tak dużo tego wszystkiego.

– Na tym polega grillowanie w Polsce – zaśmiałam się. – Siedzi się na dworze do późnego wieczora i każdy piecze to, na co ma ochotę. Adam nigdy wam nie zrobił grilla? – zdziwiłam się.

– Nie – przyznała Jumi.

– No to będzie wasz pierwszy – ucieszyłam się. – A przy okazji możemy ugościć jego brata. Zobaczycie jak się spędza ciepłe wieczory z rodziną i przyjaciółmi w Polsce. – Jumi też najwyraźniej była tego ciekawa, bo uśmiechnęła się tylko i powiedziała:

– Wiesz, od kiedy mieszkasz z nami, jest mi jakoś raźniej. Nie jest fajnie być jedyną kobietą w domu, w którym w dodatku nie spędzam za dużo czasu. No i ktoś w końcu mnie nauczy jak zachowują się kobiety w Polsce. Ciągle mam z tym problem...

– Bardzo chętnie nauczę cię wszystkiego – odparłam. – Ale w zamian poproszę o rewanż. Ja też bym chciała wiedzieć jak to jest być Koreanką – zaznaczyłam, krojąc mięso w plastry i marynując je w misce.

– Nie wiem czy to coś fajnego... – westchnęła Jumi. – Wychowałam się i dorastałam w strasznym, nieludzkim reżimie. I, mimo że należałam do grupy uprzywilejowanej, i tak było mi ciężko. Nie chciałam nawet myśleć o tym, że miliony ludzi w moim kraju mają o wiele gorzej niż ja... Całe szczęście, że moi rodzice przynajmniej stawiali na wykształcenie, ale gdybym nie była córką ministra, w ogóle nie mogłabym liczyć na jakąkolwiek szansę na inne życie. Różnicę zauważyłam już w Seulu. Mimo, że Korea była kiedyś jednym krajem, przeżyłam szok kulturowy. Haha – zaśmiała się – ale dopiero w Europie widzę, jak można żyć. Kobiety są tu wolne, uczą się i pracują gdzie chcą, ubierają się jak chcą... wybierają sobie mężczyzn, tak po prostu. W Azji to nie do pomyślenia. O wszystkim decydują rodzice, a zwłaszcza ojciec.

– A co ci się spodobało w Jeonie? – spytałam.

– Właśnie to, że jest taki... inny niż większość Koreańczyków – odparła. – Nie wiem czy to zasługa jego charakteru, czy studiów w Europie. Może jednego i drugiego... ale on nigdy nie zamierzał niczego mi narzucać. Uważał, że to wspaniałe, że chcę się uczyć, realizować swoje marzenia... Zostawił dla mnie wygodne życie w Seulu i swoją rodzinę. Dzięki jego poświęceniu... i oczywiście nieocenionej pomocy Adama możemy być razem.

– To zabawne, bo Jeon dopiero co opowiadał mi tak samo o tobie – zaśmiałam się. – On też uważa, że jesteś wyjątkowa, inna niż wszystkie Koreanki. – Jumi uśmiechnęła się.

– To znaczy, że oboje dobrze wybraliśmy.

– Tak, nie da się tego ukryć... – potwierdziłam. Kończyłam właśnie przyprawiać łososia na grilla, a potem wzięłam się za sałatkę z pomidorów i sos tzatziki. Jumi w tym czasie skończyła przygotowywanie obiadu.

– Pójdę ich zawołać – stwierdziła. – Nie będą ci przeszkadzać?

– Nie, i tak już kończę – odparłam. Zanim wszyscy zeszli się do kuchni na obiad, zrobiłam sałatkę i sos.

– A co tu robisz, skarbie? – spytał mnie zdziwiony Adam, który pierwszy wszedł do kuchni.

– Jak to co? Przygotowuję kolację, a raczej mięso, ryby i sałatki na grilla – odparłam. – Robimy przecież wieczorem imprezę w ogrodzie, co nie? – puściłam do niego oko. Rozpromienił się. – Ale ty musisz zdobyć piwo i coś do drinków. Ja nie lubię kupować alkoholu i niespecjalnie się na tym znam...

– Pewnie. Zaraz pojadę coś kupić, może z Jakubem. Miałaś świetny pomysł.

– Cieszę się, że ci się podoba...

– Ty mi się podobasz – odparł Adam i podszedł do mnie, a potem mnie mocno przytulił. – Jesteś spełnieniem moich marzeń – dodał już szeptem, prosto do mojego ucha, a potem delikatnie ugryzł mi płatek ucha. Wiedział, jak to na mnie podziała. Zadrżałam i spojrzałam mu w oczy:

– Adaś, nie przy ludziach – poprosiłam go równie cicho, bo do kuchni zdążyli już wejść pozostali. Oczywiście Jakub nie omieszkał skomentować zachowania brata:

– Starszy, nie bądź pies ogrodnika, podziel się...

– Adam odwrócił się do niego z wściekłą miną, ale kiedy zobaczył szczerą i roześmianą twarz brata, też się zaczął śmiać.

– Pomarzyć sobie możesz, młodszy.

– Marzę właśnie. Anita nie ma siostry? – spytał.

– Nie, mam tylko dwóch braci i obaj są zajęci – odparłam. – Przykro mi – zaśmiałam się. Adam też się zaśmiał, a Jakub zarumienił, co jeszcze bardziej rozbawiło mojego ukochanego.

– Siadajcie do stołu – powiedziała wtedy Jumi. Wszyscy posłuchaliśmy. Obiad zjedliśmy w miłej atmosferze. Potem Adam i Jeon wzięli Jakuba do swoich zajęć, a ja pomogłam Jumi posprzątać w kuchni.

– Chodź, zabieram cię na spacer – zakomunikowałam jej wtedy.

– Tak po wsi? – zdziwiła się.

– Nie, akurat do lasu – odparłam. – Na wszystko przyjdzie czas. – Wzięłam Maksa na smycz i zaprowadziłam Jumi polną drogą pod górkę i dalej, aż pod las, skąd rozpościerał się widok na całą wioskę.

– Nigdy tu nie byłam – stwierdziła Jumi.

– Żartujesz? Mieszkacie tu ponad trzy lata i nigdy nie byłaś na spacerze?

– Nie miałam z kim iść – odparła. – Nie chciałam wychodzić z Adamem więcej niż musimy, a sama z Jeonem nie mogę być widziana za często...

– Ale ze mną możesz chodzić do woli – zauważyłam.

– Tak. Dziękuję, że mnie tu zabrałaś. Widok jest rzeczywiście przepiękny.

– Też to zauważyłam, kiedy przyszłam tu z Maksem pierwszy raz. Mieszkacie w bardzo ładnej i spokojnej okolicy. Teraz mogę ci zacząć opowiadać o tym, jak to jest być kobietą w Polsce... i w Europie też właściwie, bo moja babcia była Francuzką, ja mieszkałam jakiś czas w Belgii, zawodowo współpracuję z Niemcami i Włochami, no i mam przyjaciółkę w Wielkiej Brytanii – zaśmiałam się.

– Światowa z ciebie kobieta – zauważyła Jumi.

– Nie tak, jak ty. Niewielu ludzi może poszczycić się tym, że widziało na własne oczy jednego z największych dyktatorów współczesnego świata...

– Nie ma się czym szczycić – odparła. – Facet jest odrażającym typem. Tym gorszym, że sam studiował za granicą i doskonale wie, jak może wyglądać życie, a jednak więzi miliony swoich współobywateli i wykorzystuje władzę absolutną, żeby robić to, na co tylko ma ochotę.

Power tends to corrupt, absolute power corrupts absolutely [ang. Władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie].

– Prawda. Sama to wymyśliłaś ?

– No co ty? To angielski filozof, lord Acton. W dodatku pod koniec XIX wieku...

– U nas nie uczą takich rzeczy.

– Dziwne by było, gdyby uczyli. Zwłaszcza na medycynie – zaśmiałam się.

– A jednak filozofia, to wolność – uznała Jumi. – Jak wiesz coś takiego, sztandar rewolucyjny sam ciśnie się w dłoń.

– Masz rację. Ale, wracając do tematu, kobietom w Europie w tamtych czasach wcale nie było tak łatwo. Właśnie pod koniec XIX i na początku XX wieku pierwsze sufrażystki w Anglii cierpiały potworne tortury w imię walki o równe prawa z mężczyznami. Minęły dziesiątki lat zanim kobiety doczekały się praw wyborczych, w niektórych krajach w Europie nawet później niż w Korei – zaśmiałam się.

– A jak w Polsce?

– W Polsce szybko, bo już w 1918 roku.

– W Korei Północnej dopiero w 1946, a w Południowej w 1948 – powiedziała Jumi.

– To i tak szybko, zważywszy na to, że ikona demokracji bezpośredniej, Szwajcaria, wprowadziła prawo wyborcze dla kobiet dopiero w 1971 roku, a niektóre kraje arabskie (to akurat zrozumiałe) po roku dwutysięcznym – zaśmiałam się.

– Nie wiedziałam...

– Nie zmienia to jednak faktu, że kobiety w Holandii czy Szwajcarii mają dziś o wiele większe prawa niż te w Polsce. Zwyczajnie, w praktyce. Nie mówię już nawet o krajach skandynawskich...

– Czemu?

– Bo prawo na papierze, to nie to samo, co prawo egzekwowane w praktyce – wyjaśniłam. – Podejrzewam, że koreańska konstytucja też mówi o równości wszystkich obywateli wobec prawa.

– Tak, nawet ta na Północy – zaśmiała się Jumi.

– A jednak w praktyce decydują względy kulturowe, tradycja, religia...

– Rozumiem już, co masz na myśli. I mówisz, że w Polsce też niektórzy uważają, że kobiety nie powinny mieć żadnych praw?

– Tak. Najlepszym przykładem jest ten psychopata, mój były partner.

– Ale on chyba jest chory psychicznie?

– Nie wiem. Obawiam się, że gdyby diagnozować chorobę psychiczną u każdego faceta, który znęca się nad swoją żoną, na oddziałach psychiatrycznych zabrakłoby miejsc... To jest prawdziwa plaga. A właśnie, powiesz mi, czemu chcesz być akurat ginekologiem? – zmieniłam temat.

– Tak... choć to dla mnie smutne – stwierdziła Jumi. – Moja matka umarła przy porodzie, wydając na świat mojego młodszego brata. Miałam wtedy niespełna cztery lata. Ojciec nie bardzo chciał nam o tym opowiadać, zresztą potem ożenił się drugi raz. Podejrzewam, że gdyby mama miała lepsze warunki, lepszego lekarza... żyłaby nadal.

– Bardzo mi przykro, Jumi – odparłam. – Przepraszam, że spytałam.

– Nic nie szkodzi, nie mogłaś wiedzieć. Chcę być tam, gdzie potrzeba, żeby uniknąć takich sytuacji. Żeby inne kobiety miały szansę cieszyć się swoimi dziećmi, a dzieci swoimi matkami.

– Mam nadzieję, że ci się to uda. Patrząc na to, jak przykładasz się do pracy, jestem tego prawie pewna – uśmiechnęłam się do niej.

– Dzięki. I dziękuję ci za historię o prawach kobiet. Ale teraz chyba już musimy wracać.

– Tak, masz rację. Nasi mężczyźni zaczną się zaraz zastanawiać gdzie tak długo się szlajamy – zaśmiałam się. – I tyle było naszej wolności. – Jumi też się zaśmiała.

– Bardzo dobrze mi się z tobą rozmawia, Anito.

– Mi z tobą też. – Wróciłyśmy do domu z Maksem i rzeczywiście Adam i Jeon zastanawiali się gdzie byłyśmy.

– Anita zabrała mnie na spacer do lasu – odparła Jumi – i rozmawiałyśmy o prawach kobiet. – Mina Jeona wskazywała na przerażenie i dezorientację.

– O czym??? – nie wytrzymał. Zaśmiałam się razem z Jumi.

– Jeonie, jesteś jednak typowym przedstawicielem kultury, w której się wychowałeś – uznałam. – A Jumi tak cię chwaliła...

– Chwaliła mnie? – zdziwił się. – Nic już z tego nie rozumiem... – westchnął.

– Wszystko ci wyjaśnię, przyjacielu – wtrącił się wtedy Adam, który do tej pory tylko przysłuchiwał się tej wymianie zdań z rozbawieniem.

– No właśnie, a my korzystając z naszego prawa do gotowania, idziemy do kuchni przygotować wszystko na kolację – zaśmiałam się. – Wy za to przygotujcie grilla i rozstawcie stół w ogrodzie. – Adam uśmiechnął się do mnie, a mina Jeona nadal wskazywała na to, że nic nie rozumiał. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro