IV.4.
63. Adam
Wiedziałem, że nie będzie łatwo. Mój brat cały czas nie wydawał się przekonany... rozmowa nam się nie kleiła, choć Jumi bardzo się starała. Dopiero kiedy Anita i Jeon wrócili z piwnicy i zobaczyłem, że jest zmęczona, spocona, ale uśmiechnięta, nie wytrzymałem. Mało się nie zagotowałem, kiedy powiedziała mi, że bawili się w sali treningowej. Od razu stanął mi przed oczami obraz naszej ostatniej zabawy tam... A przecież wiedziałem, że nigdy by mi czegoś takiego nie zrobili.
Anita chyba zauważyła, że coś jest ze mną nie tak, bo najpierw wyjaśniła, że Jeon uczył ją Taekwondo, a potem zmusiła mnie, żebym wyznał bratu prawdę. Nie wiem jak ona to zauważyła, ale miała rację. Jakub chciał wiedzieć o co u nas chodzi. Bez tego nie odnowilibyśmy braterskich relacji. Kuba rozluźnił się i znów był sobą, został u nas na weekend, a ja miałem tego wieczora najlepszy seks w życiu.
Nigdy nie widziałem u Anity tyle energii, nie mogłem nie docenić jej dominującej, ujeżdżającej mnie z takim zapałem, jakbym był całkiem jej poddany. Chyba nie zachowywaliśmy się cicho, ale mimo że Jakub miał pokój niedaleko nas, nie zamierzałem się tym przejmować. Widziałem dziś po oczach młodszego brata, że zazdrości mi Anity. To zawsze dodaje skrzydeł. Anita powiedziała mi następnego dnia rano, że zawsze dziwiła ją ta rywalizacja między braćmi, w ogóle między facetami. I dodała, że nie muszę sobie niczego kompensować. Rozpracowała mnie.
– Mówiłem ci już dziś, że cię kocham? – spytałem, kiedy już oboje się obudziliśmy, ale nadal leżeliśmy w łóżku. W końcu była sobota.
– Nie, ani dziś, ani wczoraj – zaśmiała się. – Ale nie przejmuj się. Wczoraj byłeś za bardzo zaaferowany niespodziewaną wizytą brata, a dziś dopiero się obudziliśmy.
– A może bym poszedł za radą brata i nie wypuścił cię dziś z łóżka? – spytałem, patrząc na nią znacząco. A ona... włożyła rękę pod kołdrę i wymacała mojego twardego członka.
– Skoro tak STAWIASZ sprawę, to zostajemy – puściła do mnie oko i przytuliła się mocno. – Ale potem śniadanie – zaznaczyła.
– Chyba bym zwariował, gdybym nie mógł cię wczoraj przytulić – przyznałem jej później, kiedy mieliśmy już wstawać.
– Ja też się tak czułam - odparła. – Cieszę się, że wyjaśniliście sobie wszystko z bratem, a ty odzyskałeś chociaż część rodziny.
– Ja też się cieszę. Dziękuję ci za wsparcie – odparłem i pocałowałem ją czule.
– Adasiu... musimy wstawać – przypomniała mi. – Dobrze, że my dziś nie robimy śniadania, bo wszyscy już by głodni byli...
– Masz rację. Trzeba wstawać. A jeśli chodzi o gotowanie, to dziś ja zrobię kolację za ciebie. W rewanżu za wczoraj – odparłem, wstając z łóżka i ubierając się.
– Możemy zrobić ją razem – zaproponowała. – A właściwie to nawet wszyscy razem. Mam pomysł. – Anita też wstała i zaczęła się ubierać. Przez chwilę zatrzymałem się, patrząc jak ubiera bieliznę, a potem sukienkę w kwiatki. Nie interesowały mnie chwilowo jej pomysły na kolację. Patrzyłem z zachwytem na ten chodzący cud natury, który szczęśliwym dla mnie trafem nie tylko mnie pokochał, ale i zamieszkał ze mną... Obszedłem łóżko dookoła, podszedłem do niej i przytuliłem ją z całej siły.
– Wybacz, że ja tak bez okazji – zażartowałem sobie – ale poczułem potrzebę, żeby ci pokazać, jak się cieszę, że jesteś – dodałem, całując ją w usta.
– Jesteś słodki – odparła i uśmiechnęła się do mnie. – Ale teraz schodzimy, bo nie wyjdziemy stąd do obiadu – zaśmiała się. Rzeczywiście, kiedy zeszliśmy do kuchni, wszyscy byli już po śniadaniu. Anita zaraz po jedzeniu zakomunikowała mi, że jedzie do sklepu na zakupy i po kwiatki, a ja zostałem z bratem i przyjaciółmi. Zabrałem Kubę do moich psów i pokazałem mu szczeniaki, a potem oprowadziłem go po całym gospodarstwie jeszcze raz.
– Wygląda na to, że jesteś tu szczęśliwy, bracie – zauważył.
– Nawet bardzo. Ale od kiedy mam Anitę, to jest idealnie – odparłem.
– Tak, słyszałem dziś w nocy – zaśmiał się mój brat.
– Przestań – prawie się zawstydziłem – przecież nie tylko o to chodzi.
– Wiem, droczę się, starszy – odparł Kuba i puścił do mnie oko. – Widzę, że cię wzięło.
– Sam się zdziwiłem, jak bardzo – musiałem mu przyznać.
– Od kiedy ona z wami mieszka?
– Od tygodnia – odpowiedziałem. Kuba nie dowierzał:
– Od tygodnia? W życiu bym nie powiedział. Funkcjonujecie tu jak jedna wielka rodzina. Ale widzę, że niechcący wpadłem na twój miodowy miesiąc – zachichotał, a jak znów poczułem, że robię się czerwony na twarzy. – Nie emocjonuj się tak, bracie – zauważył to Jakub. – Nie poznaję cię prawie. Zawsze to ty mi dokuczałeś, a ja traciłem przez ciebie nerwy, pamiętasz? – zaśmiał się.
– Prawda, zawsze tak było, młodszy. Ale jak widzisz ludzie się zmieniają, a ja wiele przeżyłem przez ostatnie dwa miesiące. Mam nadzieję, że z czasem sytuacja znormalnieje. Dopiero przyzwyczajam się do tego, co mam.
– Zamierzasz powiedzieć o tym rodzicom? – spytał wtedy Jakub.
– Chciałem przecież. Ale oni nie chcieli mnie słuchać. Nigdy mnie nie odwiedzili... Nie będę im się narzucał, żeby nie komplikować tej sprawy bardziej niż trzeba. Myślę, że maksymalnie za dwa lata Jumi dostanie to obywatelstwo, a ja wtedy będę wolny.
– I co wtedy? – Jakub był ciekawy.
– Jak to co? Ożenię się z Anitą.
– A skąd wiesz, że ona cię będzie nadal chciała? – spytał młodszy złośliwie.
– Nie psuj mi humoru... – westchnąłem. – Ty chyba nigdy nie byłeś naprawdę zakochany.
– Nie byłem, masz rację. Choć wtedy mi się wydawało, że tak... Ale co z Jumi i Jeonem?
– To już od nich zależy. Będą wolni. I bezpieczni. O to chodziło.
– Jesteś dobrym człowiekiem, mój bracie – zauważył Kuba nie bez sentymentu. – Nie wiem czy ja bym się porwał na coś takiego. Babcia musiała być z ciebie dumna.
– Była – odparłem. – Ona jedna od razu mnie zrozumiała. Ale cieszę się, że przyjechałeś. Teraz mam jeszcze ciebie.
– Ja też się cieszę. Będę was czasem odwiedzał – obiecał mój brat. Uścisnąłem go tylko i wróciliśmy do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro