IV.21.
80. Anita
Po nietypowym przywitaniu Adam zostawił mnie i pobiegł do kuchni. Domyśliłam się, że musiał zostawić tam coś w piekarniku albo na kuchence. Poszłam więc się rozpakować, potem pod prysznic i w końcu wyszłam na dwór, żeby przywitać się z moim stęsknionym pieskiem. Maks po tygodniu mojej nieobecności wytęsknił się tak, że aż piszczał na mój widok. Wylizał mnie całą i prawie mnie przewrócił z radości.
– Ja też się cieszę, że cię widzę, piesku – powiedziałam do niego. – Ale na pewno miałeś dobrą opiekę, prawda? – Pies nic nie odpowiedział, tylko przekrzywił łeb i patrzył na mnie. – Jestem tego pewna – odpowiedziałam sobie sama. Pogłaskałam go jeszcze raz i wróciłam do domu.
– Gdzie byłaś? – zdziwił się Adam, kiedy zobaczył, że weszłam przez taras.
– A jak myślisz? Witałam się z moim psem – zaśmiałam się.
– No tak. Bardzo za tobą tęsknił. Razem tęskniliśmy – zauważył Adam.
– Ja też tęskniłam – odparłam.
– Ale za psem czy za mną? – spytał.
– Za wami oboma – zaśmiałam się. Adam podszedł wtedy do mnie i mnie przytulił.
– Chodź na kolację, kochanie. Zrobiłem dziś coś fajnego. Mam nadzieję, że ci posmakuje.
– A co wymyśliłeś?
– Quiche lorraine – odpowiedział, wiedząc, że znam potrawę kryjącą się pod francuską nazwą tarty lotaryńskiej.
– Pyszności – uśmiechnęłam się do niego. – Jestem bardzo głodna. Idziemy jeść?
– Jasne, kochanie. – Adam pokroił tartę, zaraz dołączyli do nas też Jumi i Jeon. Oboje wyglądali jakby właśnie wyszli spod prysznica, a po ich uśmiechach można było się domyślić, że to był inspirujący prysznic. Uśmiechnęłam się pod nosem. Adam chyba zauważył o czym pomyślałam, bo puścił do mnie oko i uśmiechając się nad stołem, położył swoją rękę na moim udzie pod nim...
Zjedliśmy pyszną kolację, którą przygotował mój facet, a przy stole Jumi opowiedziała o swojej akcji ratunkowej na promenadzie. Jeon był z niej bardzo dumny. Tak jak ja wcześniej. Po kolacji oni zostali w kuchni, żeby posprzątać, a my ewakuowaliśmy się na górę.
– Masz ochotę na jeszcze jeden prysznic, tym razem ze mną? – spytał Adam.
– Mam – odparłam krótko. W łazience rozebraliśmy się nawzajem powoli, tylko wzmagając swoją niecierpliwość. Pod prysznicem gładziliśmy się delikatnie, myjąc się nawzajem pachnącym żelem.
– Ślicznie się opaliłaś – zauważył. – A pamiętasz jak mówiłem ci co zrobię z tymi twoimi nieopalonymi miejscami? – spytał wtedy Adam, patrząc na mnie łakomie.
– Pamiętam – uśmiechnęłam się. – I bardzo się już nie mogę tego doczekać – dodałam. – Wychodzimy spod prysznica?
– Tak, stanowczo potrzebuję dużo więcej przestrzeni – stwierdził. Opłukaliśmy się więc z piany i wyszliśmy spod prysznica. Przeszliśmy z łazienki do sypialni w samych ręcznikach. No przecież nie było sensu się ubierać...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro