IV.12.
71. Adam
Przyjęcie jej się spodobało! Prezent też! Przez resztę dnia i cały wieczór oglądałem jej szczęśliwą twarz i roznosiła mnie od wewnątrz radość. Kiedy wieczorem kochałem się z nią wiele razy, nie umiałem ukryć mojej euforii. Sam się zdziwiłem, że tak mogę... Aż spytała mnie w końcu:
– Co ci się stało, Adasiu? Nałykałeś się dziś czegoś czy co?
– Nie żartuj sobie ze mnie. To hołd dla ciebie, moja bogini – odparłem, nie zrażony tym żartem. – Nie podoba ci się?
– Nawet bardzo mi się podoba – odpowiedziała, przyciągając mnie do siebie znowu. – Aż żałuję, że muszę jutro rano wstać do pracy, bo inaczej mogłabym cię tak eksploatować przez całą noc.
– W takim razie za rok na urodziny masz wziąć dwa dni urlopu – zapowiedziałem. Uśmiechnęła się do mnie:
– Zgadzam się.
– Kocham cię.
– A ja ciebie... Śpimy już, co? – spytała po chwili.
– Dobrze, kochanie. Nie będę cię już dziś męczył.
– Nie ty mnie męczysz, tylko niedobór snu – wyjaśniła. – Od kiedy śpię z tobą, rzadko się wysypiam – zażartowała sobie. – Na dłuższą metę może być ciężko...
– Postaram się uwzględnić to, że w tygodniu musisz wstawać wcześniej niż ja – odparłem. – Dobranoc, moja ukochana – pocałowałem ją w usta.
– Dobranoc, Adasiu – oddała mi pocałunek i przytuliła się do mojego ramienia. Po chwili Anita już spała, a ja jeszcze jej się przyglądałem. – Jesteś prawdziwym szczęściarzem – powiedział mi mój wewnętrzny głos. Nie musiał tego mówić. Przecież wiedziałem, że jestem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro