III.11.
46. Anita
Adam zawiózł mnie rano pod dom rodziców. Pożegnałam się z nim gorącym buziakiem w samochodzie. Potem wysiadłam, a on odjechał. Poszłam na autobus miejski i pojechałam do pracy. Powoli odzyskiwałam normalny rytm w pracy, poza tym, że nie mieszkałam u siebie i dojazdy do pracy zajmowały mi trochę więcej czasu. Po pracy na szczęście nikt na mnie nie czekał, więc pojechałam autobusem do rodziców i postanowiłam poczekać tam na Adama.
Kiedy tylko mama mnie zobaczyła, powiedziała mi, że poprzedniego dnia Mariusz kilka razy przejeżdżał pod ich domem, ale nie przyszedł ani razu. Po prostu przejeżdżał obok, zawracał na pętli i przejeżdżał z powrotem.
– To naprawdę mnie nie dziwi, mamo. On nie wie, gdzie jestem, a pewnie zauważył już, że nie ma mnie w domu – wyjaśniłam. – Pewnie jeszcze tu do jutra nieraz przyjedzie. Pamiętajcie, żeby go nie wpuszczać i z nim nie rozmawiać.
– A co u ciebie, córeczko? – spytała wtedy mama zaniepokojona.
– Bardzo dobrze, mamo – odpowiedziałam po prostu. – Mam nadzieję, że niedługo będę mogła wrócić do domu i więcej nie zobaczę tego psychopaty.
– A co z tym weterynarzem? – spytała wtedy.
– Może będzie dalej odwiedzał mnie i Maksa, i się o nas troszczył tak, jak do tej pory – odparłam i uśmiechnęłam się do niej.
Mamie wyraźnie to wystarczyło. Poczęstowała mnie obiadem i już miałam dzwonić do Adama, żeby spytać, o której będzie mógł po mnie przyjechać, kiedy przed domem rodziców zobaczyłam znajome niebieskie BMW tego psychola... On mnie chyba nie zauważył, ale najwyraźniej nie zamierzał ani przyjść do moich rodziców, ani stamtąd odjechać.
Kiedy siedział tam już od pół godziny, a na uprzejmą prośbę mojego taty, żeby odjechał, zamknął tylko szybę w swoim aucie, zdenerwowałam się nie na żarty. On chyba podejrzewał, że jestem u rodziców i nie zamierzał mnie stąd wypuścić. Co więcej, jakby Adam przyjechał po mnie teraz, nie wiadomo do czego by doszło... Wybrałam więc jego numer, żeby go ostrzec, że chyba będę musiała nocować u rodziców.
– Adasiu, jest problem... – westchnęłam do słuchawki.
– Jaki?
– Mariusz stoi przed domem moich rodziców już prawie godzinę i nie zamierza stąd odjechać.
– Wie, że tam jesteś?
– Nie wiem czy wie, ale najwyraźniej na mnie czeka, bo kiedy tata poprosił uprzejmie, żeby odjechał, zignorował go.
– Twój samochód jest nadal w garażu u rodziców? – spytał.
– Tak. Stoi tam. Pomyślałam, że może jednak tu zostanę na noc.
– A jak pojedziesz jutro do pracy, jeśli on tam będzie stał cały czas?
– Nie wiem... – musiałam przyznać.
– Posłuchaj Anitko, teraz będziesz musiała mi zaufać. Zrobisz dokładnie to, o co cię proszę? – spytał. Przeszły mnie ciarki, ale pomyślałam sobie, że jeśli nie zaufam jemu, to komu bym mogła?
Adam powoli wyłuszczył mi swój plan... Zebrałam się na odwagę i obiecałam mu, że zrobię to, o co mnie prosi.
Punktualnie o dziewiętnastej otworzyłam garaż rodziców od środka i od razu wyjechałam stamtąd moim autem, ruszając szybko, a potem wyjeżdżając z osiedla i skręcając na drogę główną, kierując się w miejsce, o którym powiedział mi Adam. Tak jak się spodziewaliśmy oboje, Mariusz natychmiast ruszył za mną w pościg...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro