Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II.5.

24. Anita

To, co usłyszałam, dzwoniło mi w uszach. Nie mogłam uwierzyć w to, co zrobili ci ludzie po to, żeby być razem. Jakie to było wyzwanie uczuciowe i logistyczne. I w to, jak Adam poświęcił się dla nich. Wszystkie podejrzenia wydały mi się teraz absurdalne. Jak mogłam źle o nim myśleć? Adam poświęcił swoje życie prywatne, żeby jego przyjaciele uniknęli okrutnego losu...

– Dziękuję wam za tę opowieść – zwróciłam się do Jumi i Jeona. – A teraz chciałabym jeszcze porozmawiać z samym Adamem. Po polsku – poprosiłam.

– Nie ma sprawy – odparli zgodnie i wyszli z salonu, zostawiając nas samych.

– Adamie, musisz sobie zdać sprawę z tego, jak się teraz czuję... – westchnęłam.

– Mogę sobie to tylko wyobrażać – odparł, patrząc mi w oczy.

– Twoje poświęcenie dla przyjaciół jest ogromne, ale to też nieco komplikuje teraz nasze szanse... na normalną relację.

– Anitko, umowa była taka, że poświęcam dla nich pięć lat mojego wolnego stanu cywilnego. Mam zapewnić im pozwolenie na pobyt w Polsce i źródło utrzymania do momentu, aż Jumi dostanie polskie obywatelstwo. Potem miała wystąpić o rozwód i nasze drogi miały się rozejść. Minęły już prawie cztery lata. Poza tym... nikt nie mówił, że mam poświęcić im całe moje życie prywatne przez ten czas. Nie mogą zabronić mi... miłości... – spojrzał na mnie – i nie chcą tego robić. Dlatego opowiedzieli ci dziś o sobie, mimo że przecież ryzykują – spojrzał na mnie i powtórzył to, co próbował powiedzieć mi przed chwilą: – Bo ja cię kocham, Anito. Naprawdę. – Kolana by się pode mną ugięły, gdyby nie to, że siedziałam na kanapie. Poczułam więc tylko jak mi drżą. Spojrzałam na niego i w moich oczach pojawiły się łzy. – Nie płacz, proszę – podszedł do mnie, a potem uklęknął naprzeciw mnie i mnie przytulił. Przepraszam, że nie powiedziałem ci od razu... Musisz jednak zrozumieć, że moim obowiązkiem jest ich chronić. Nie wiemy jak daleko sięgają macki Kim Dzong-Una i jego agentów.

– Widziałam, jak bardzo byłeś rozdarty od kiedy się poznaliśmy i było mi przykro, bo myślałam, że po prostu coś kręcisz albo nie chcesz mi zaufać. Nie chcę nawet mówić jak poczułam się, kiedy pomyślałam, że naprawdę masz żonę i ją ze mną zdradzasz... Teraz wiem, że nie mogłeś mi od razu wszystkiego powiedzieć, ale jeszcze wczoraj... miałam zupełnie inne myśli. I cieszę się, że to ja ci w końcu zaufałam i zgodziłam się tu przyjechać, bo bałam się jak cholera – dodałam wyjaśniająco. – Nie chciałam, żeby ktoś znowu mnie skrzywdził.

– Powiedziałem ci prawdę, wtedy u ciebie... – przypomniał mi wtedy Adam – jesteś pierwszą kobietą, do której się zbliżyłem od bardzo dawna. Nie chciałem komplikować życia sobie i komuś innemu, wiedząc, w jakiej jestem sytuacji. Ale... nie wybrałem sobie też tego, że przypadkiem poznałem ciebie i że zawładnęłaś moim sercem i moją duszą. Od zeszłego tygodnia byłem już pewien, że cię kocham i umierałem ze strachu, że mnie nie zrozumiesz i nie dasz mi szansy. Czy teraz pozwolisz mi się pocałować? – spytał.

– A musisz o to pytać? – przypomniałam mu moje słowa sprzed tygodnia, kiedy chciał się ze mną pożegnać przed moimi drzwiami wejściowymi. – Przecież Maks jest na dworze – zaśmiałam się. Pojął żart i się uśmiechnął. A po chwili przysunął twarz do mojej, ciągle klęcząc przede mną i obejmując mnie w pasie. Rozłożyłam nogi, żeby przytulił się mocniej, a on przysunął się jeszcze bliżej i zaczął mnie całować, tak jak tydzień temu. Położył mnie na kanapie i całując mnie jeszcze intensywniej, zaczął gładzić moje plecy i łapać za pośladki. Przycisnął się do mnie biodrami i poczułam jaki jest twardy...

– Zostaniesz dziś u mnie? – spytał, patrząc mi błagalnie w oczy, kiedy już oderwał się od moich ust.

– Zostanę – odpowiedziałam – ale tylko jeśli masz ochotę oglądać moje siniaki...

– Wolałbym je wycałować, może się szybciej zagoją – odparł wtedy poważnie i wrócił do przerwanego zajęcia. Nakręciliśmy się tak bardzo, że ledwo opanowaliśmy swoje żądze. – Wziąłbym cię na tej kanapie, gdyby nie to, że nie jesteśmy w domu sami – wyszeptał mi do ucha.

– To może pokaż mi swoją sypialnię – zaproponowałam śmiało.

– Baaardzo chętnie – odparł, zsuwając się ze mnie, a następnie wstał, podał mi ręce i pomógł wstać. – Idziesz dobrowolnie czy mam cię zanieść? – spytał z szelmowskim błyskiem w oku.

– Noszenie mnie zostaw sobie na takie okazje, kiedy nie będę mogła chodzić samodzielnie – zaśmiałam się. – Prowadź. – Adam niewiele myśląc pociągnął mnie za rękę i zaprowadził po schodach na pierwsze piętro, gdzie wciągnął mnie w ostatnie drzwi po prawej stronie. – A gdzie mają swój pokój Jumi i Jeon? – spytałam.

– Po przeciwnej stronie domu. Nie chcieliśmy sobie przeszkadzać – stwierdził, po czym zamknął drzwi swojej sypialni i przekręcił kluczyk. – Teraz nikt nas nie zaskoczy – dodał i przesunął się ze mną w kierunku swojego łóżka.

Adam kochał się ze mną tego dnia zupełnie inaczej niż ostatnio. Był czuły, delikatny i bardzo dbał o moją maksymalną przyjemność. Patrzył mi w oczy i przekazywał mi nimi wszystkie swoje uczucia. Miałam orgazm jak tsunami. On to chyba wyczuł, bo nie powstrzymał swojej rozkoszy, która zalała mnie jak kolejna fala. – Myślałem, że mnie rozniesie dziś u ciebie w kuchni, kiedy zobaczyłem, jak przemykasz się z łazienki do sypialni w samym ręczniku – wysapał mi do ucha.

– A ja miałam ochotę cię zaciągnąć do mojej sypialni, kiedy zobaczyłam w jakim jesteś stanie – wyznałam mu w rewanżu.

– Kocham cię – powtórzył wtedy wcześniejsze wyznanie, patrząc mi w oczy. – I w tej chwili jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. Zostań ze mną.

– Zostanę. Do jutra.

– A potem?

– A potem to zobaczymy... Gdzieś nam się spieszy? – spytałam retorycznie.

– Nie, masz rację. Mamy nawet bardzo dużo czasu... – i pocałował mnie znowu.

– Wiesz, teraz jednak chyba musimy wstać – zauważyłam. – Maks się pewnie niepokoi, no i nieładnie tak zostawiliśmy twoich przyjaciół samym sobie.

– Dobrze, wstaniemy, jeśli tylko sobie tego życzysz – odparł. Ubraliśmy się i zeszliśmy na dół. Mina Jeona mówiła sama za siebie.

– Rozumiem, że wyjaśniliście sobie już wszystko? – spytał po francusku i puścił oko do Adama, a ten się zaczerwienił. Jeon wiedział, że Jumi nie zna francuskiego. Nie wiedział jednak, że ja znam.

– Dobrze rozumiesz, brachu – odpowiedział mu Adam. – Nie wiesz tylko jednej rzeczy... – zawahał się.

– No właśnie. Nie wiedziałeś, że ja też mówię po francusku – dopowiedziałam, a tym razem to Jeon się zawstydził.

– Ona jest fantastyczna – szepnął mu do ucha tym razem, licząc, że nie usłyszę.

– Wiem – odparł Adam. Wyszliśmy na podwórko, gdzie czekał już nam mnie stęskniony Maks. – Chodź, pokażę ci gospodarstwo – powiedział Adam i pociągnął mnie za rękę. Maks poszedł za nami. Adam pokazał mi ogród, sad i hodowlę rasowych owczarków. Mój pies był wniebowzięty, zachwycił się takim towarzystwem.

– Nie różnią się wyglądem od Maksa – zauważyłam.

– Rzeczywiście, on jest bardzo w typie owczarka, chociaż bez rodowodu.

– Może dzięki temu będzie zdrowszy?

– Tak, ma większe szanse na długie życie niż typowe rasowce.

– Co robicie z pieskami, jak podrosną? – spytałam.

– Sprzedajemy. Mamy kontrakt ze strażą graniczną na dostawę rasowych owczarków.

– Fajna sprawa. Czyli macie pieski użytkowe?

– Tak, właśnie tak. Musimy wybierać te najbardziej posłuszne, o odpowiedniej wielkości i skali agresji, a przede wszystkim z najlepszym węchem.

– A co z pozostałymi?

– Sprzedajemy na wolnym rynku – odparł.

– Zajmujecie się też innymi zwierzętami, oprócz psów?

– Tak. Mieszkamy na wsi, więc rolnicy często przyprowadzają do nas swoje zwierzęta gospodarskie. Dlatego też ja i Jeon mamy ciągle ręce pełne roboty.

– To dlatego dzwoniłeś do mnie tylko w piątek po południu?

– Tak. A ty sobie wyobrażałaś nie wiadomo co... – zaśmiał się.

– A Jumi co robi w tym czasie?

– Pilnie się uczy. Jest na anglojęzycznej medycynie, robi dwa semestry w jeden, żeby nostryfikować koreański dyplom.

– No, to jest megamózg... – westchnęłam. – Dwa semestry medycyny w jednym?

– Pamiętaj, że ona już raz skończyła te studia w Korei – zaśmiał się Adam.

– Masz rację. To pewnie dla niej tylko powtórki. A to znaczy, że został jej jeszcze jeden rok?

– Tak. A potem specjalizacja.

– Czym się chce zajmować?

– Twierdzi, że chce być ginekologiem.

– Fajnie. Brakuje dobrych lekarzy w tej specjalizacji.

– Ja tego nie stwierdzę – zaśmiał się – ale skoro powtarza to Jumi i ty, musi coś w tym być.

– A jak sobie wyobrażasz... hmmm... wasze oficjalne rozstanie?

– Umowa jest jasna. Jak tylko Jumi dostanie polskie obywatelstwo i dokumenty, wystąpi o rozwód, powołując się na różnice charakterologiczne i kulturowe.

– Ale ja mówię o tym jak to będzie wyglądało w praktyce. Wyprowadzą się stąd?

– Tego jeszcze nie przemyśleliśmy. Właściwie to nie chciałbym się z nimi rozstawać. Jeon przecież ze mną pracuje. Jeśli będą chcieli wyjechać, nie zatrzymam ich, ale gdyby chcieli zostać... Może po prostu zostaną tu albo kupimy im niedaleko drugi dom?

– To też jakiś pomysł. Ale rzeczywiście, macie jeszcze sporo czasu do zastanowienia.

– A może „mamy"?

– Co masz na myśli?

– To, że chciałbym, żebyś też miała na to wpływ.

– Adaś, znamy się od nieco ponad miesiąca. O czym ty w ogóle mówisz?

– Anito, ja nie jestem już dzieciakiem. Mam trzydzieści dwa lata i umiem rozpoznać swoje uczucia. Kocham cię i chcę być z tobą.

– Nie gniewaj się, Adasiu, ale dla mnie to za szybko na takie deklaracje. Czuję się z tobą cudownie, ale nie poganiaj mnie. Sam wiesz, że mam jeszcze inne problemy na głowie. Muszę się uporać z przeszłością i nie chcę wpaść z deszczu pod rynnę.

– Chyba mnie z nim nie porównujesz? – oburzył się Adam.

– Nie, pewnie że nie. Tłumaczę ci jednak swoje obawy – próbowałam wyjaśnić. – Wiesz, zabawny jesteś. Dopiero co to ty się bałeś i trzymałeś mnie na dystans, a teraz chciałbyś w jeden dzień przeskoczyć to, co normalnie się załatwia w kilka miesięcy znajomości...

– Masz rację – musiał mi przyznać. – Chyba nie wiem co zrobić ze szczęścia – dodał i przytulił mnie mocno, a potem pocałował w czoło. – Ale nie wiesz o mnie czegoś jeszcze...

– Myślę, że nie wiem jeszcze o tobie wielu rzeczy. Podobnie jak ty o mnie. Do tego właśnie służą ludziom randki – zaśmiałam się.

– Chodziło mi o coś konkretnego.

– O co?

– O to, że ja naprawdę mógłbym nastraszyć twojego byłego, żeby dał ci spokój.

– Jak to?

– Ja i Jeon. Obaj studiowaliśmy weterynarię, ale poznaliśmy się we Francji na kursie Taekwondo. On miał już wtedy poziom mistrzowski i pomagał trenerowi. Ja dopiero rozwijałem umiejętności, które nabyłem na zajęciach w Polsce.

– Chyba nie chcecie mu wlać?

– A czemu nie? Czy on może robić krzywdę tobie tak bezkarnie?

– Ale ja nie mam ochoty odwiedzać was w więzieniu. Myślę, że Jumi też nie...

– Nie martw się, nie zrobimy mu krzywdy. Chciałem go tylko nastraszyć.

– Nie mogę się na to zgodzić.

– A ja mam się zgodzić, żeby on cię w końcu zabił?

– Nie, masz rację. Ja też nie powinnam dłużej godzić się na to nękanie. Ale poczekaj może na sprawę w sądzie?

– Nie, wtedy to już będzie bez sensu. Teraz niech on się boi.

– A jeśli cię rozpozna?

– Nie rozpozna, możesz mi wierzyć – zaśmiał się. – Poczekaj do wieczora, to coś ci pokażę.

– Okej... – odparłam, ale bez większego przekonania.

– Idziesz ze mną przygotować kolację? – spytał wtedy.

– Jasne – odpowiedziałam bez wahania. – Rozumiem, że twoja kolej na gotowanie. – Poszliśmy do kuchni i Adam pokazał mi gdzie co leży. Zrobiliśmy tosty.

– Bardzo mi smakowały u ciebie ostatnio. A poza tym... będę dziś potrzebował dużo energii – puścił do mnie oko.

– Och, ty szelmo – odparłam i klepnęłam go w tyłek. Rozpromienił na taką komitywę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro