Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I.7.

7. Anita:

W sobotę rano nie musiałam iść do pracy, więc spałam dłużej, jak zawsze w weekend. Maks spał ze mną w domu, bo bałam się go zostawić samego na noc na dworze. Kiedy wstałam, pies czekał już pod drzwiami, żeby wyjść. Ubrałam się więc szybko i zamiast zjeść śniadanie, wyszłam z psem na spacer. Kiedy wracaliśmy przywitał mnie Marcin:

– O, widzę, że piesek ma się lepiej – zauważył.

– Tak, jeden weterynarz-cudotwórca uratował mu życie – odparłam. – Ale jeszcze minie kilka dni zanim psiak całkiem dojdzie do siebie.

– Nie widziałem więcej tego gościa – stwierdził Marcin.

– Nie martw się, sąsiedzie. Co się odwlecze... – puściłam do niego oko i wróciłam z psem do domu na śniadanie. Maks wyglądał coraz lepiej. Postanowiłam być uważniejsza i więcej nie dopuścić do zagrożenia. Koło piętnastej zadzwonił mój telefon. To był weterynarz, Adam:

– Witaj Anito, jak się ma mój pacjent? – spytał.

– Coraz lepiej, dziękuję – odparłam.

– A zaproszenie na kawę nadal aktualne?

– Jasne.

– W takim razie będę za pół godziny. Rzucę okiem na Maksa i możemy gdzieś pójść.

– To czekamy. Do zobaczenia – odpowiedziałam z uśmiechem i się rozłączyłam. Złapałam się na myśli, że pierwszy raz od dawna idę na randkę. – Ale zaraz-zaraz! Jaką randkę? To tylko rewanżowa kawa z przystojnym weterynarzem... – zganiłam się w myślach. Adam przyjechał w niecałe trzydzieści minut. Maks przywitał się z nim nieufnie, ale kiedy tamten zaczął go głaskać, mój groźny wilczur rozpłynął się pod pieszczotami weterynarza.

– Polubił cię – zauważyłam. – Nie sądziłam, że komuś się to przytrafi. Jest raczej nieufny.

– Cieszy mnie to. To wspaniały zwierzak – odparł Adam. – I widzę, że wygląda coraz lepiej. Za kilka dni nie będę mu już potrzebny – stwierdził.

– Mam nadzieję, że nie jako weterynarz – odparłam i szybko ugryzłam się w język. – Po co gadam takie głupoty? – Adam jednak widocznie rozpromienił się na te moje słowa. – To mogę cię zaprosić na kawę? – spytałam.

– Tylko jeśli masz dobrą w domu – odparł. – Nie lubię się włóczyć po mieście...

– Jasne. Mam ekspres i dobrą kawę – zreflektowałam się. – Wchodź – zaprosiłam go do domu. Maks wszedł za nami, uznając widocznie, że musi mnie pilnować. Zrobiłam kawę i wyciągnęłam małą babkę czekoladową, którą upiekłam rano. Zaprosiłam Adama do kuchni i posadziłam go przy stole. Postawiłam przed nim kawę i ciasto. Uśmiechnął się do mnie.

– Dawno nikt mnie nie częstował dobrą kawą i domowym ciastem – zauważył. Zarumieniłam się i nie wiedziałam, co odpowiedzieć. – Przepraszam, nie chciałem cię speszyć – stwierdził, widząc moją minę. – Ale kawa jest pyszna – potwierdził, pociągając łyk z kubka – a babka jeszcze lepsza... Powiesz mi jak to się stało, że prześladuje cię psychopata? – spytał nagle.

– Nic szczególnego się nie stało – odpowiedziałam, nie wiedząc czemu uznając, że mogę mu o tym opowiedzieć. – Jeden nieudany związek położył cień na całym moim życiu. Facet okazał się nienormalny i niebezpieczny. A zapowiadał się tak dobrze... Któregoś razu musiałam uciekać z jego mieszkania, gdzie mieszkaliśmy razem. Zabrałam tylko swoje najpotrzebniejsze osobiste rzeczy i wróciłam do rodziców. Potem wynajęłam mieszkanie z dala od miasta i liczyłam na to, że mnie nie znajdzie... Jak widzisz, przeliczyłam się.

– To straszne – westchnął Adam. – Skąd się biorą tacy ludzie?

– Mnie nie pytaj. Nie mam już zaufania do mojego osądu. Nie wiem czy komukolwiek jeszcze zaufam...

– No tak... – zrozumiał. – A jednak opowiedziałaś mi coś o sobie.

– Nie wiem czy nie będę tego żałowała. Ale z drugiej strony, jak można nie zaufać komuś, kto z takim poświęceniem uratował mi psa? – Adam spojrzał mi wtedy w oczy.

– Jesteś niezwykłą kobietą, Anito – zauważył.

– A ty jesteś bardzo miły – odparłam. – Jednak... chyba powinieneś już wracać do siebie – dodałam, choć nie bez żalu.

– Masz rację. I tak się zasiedziałem – zreflektował się. – Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy i wtedy ja będę mógł opowiedzieć ci coś o sobie – dodał. Zauważyłam wtedy, że rozmawialiśmy tylko o mnie i zrobiło mi się wstyd...

– Przepraszam, że gadam tylko o sobie.

– Nie przepraszaj, To było ważne. Uważaj na siebie i na Maksa – powiedział i podał mi rękę na pożegnanie. Odezwę się jeszcze za jakiś czas, żeby spytać, jak on się ma... jak się oboje macie – poprawił się. – Do usłyszenia – dodał i wyszedł ode mnie, pożegnawszy się z Maksem. A ja zganiłam się w myślach za to, żeby byłam tak nieuprzejma dla kogoś, kto z prawdziwym poświęceniem mi pomógł...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro