Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I.5.

5. Anita:

Na miejscu byłam pół godziny później. Przywitał mnie ten sam przystojny facet, który odbierał ode mnie Maksa dwa dni wcześniej. Tym razem uśmiechał się szeroko. Mój pies o własnych siłach podszedł do mnie. Popłakałam się ze szczęścia.

– Dziękuję – powiedziałam po prostu. – Nie wie pan nawet jak się cieszę, że nic mu nie jest. To mój najlepszy... mój jedyny przyjaciel – westchnęłam.

– To wspaniały pies i cierpliwy pacjent – odparł na to weterynarz. – Cieszę się, że udało nam się go odratować.

– Wam?

– Tak, prowadzę gabinet z przyjacielem, jest tam – wskazał na faceta, który coś robił w ogrodzie. Wyglądał mi na Azjatę, ale z daleka mogłam się pomylić. – A przy okazji... – zawiesił na chwilę ton głosu – mam wyniki toksykologiczne Maksa i tej kiełbasy, którą połknął... Pani pies został otruty. Nie wie pani kto mógłby zrobić coś tak strasznego?

– Niestety wiem... – westchnęłam i w moich oczach znów pojawiły się łzy, tym razem ze smutku. – Prześladuje mnie były facet, psychopata... To moja wina. Mogłam przewidzieć, że będzie chciał krzywdzić tych, na których mi zależy. Niepotrzebnie brałam psa... Sama go naraziłam.

– Proszę tak nie mówić. Nie można nikomu zabronić posiadania zwierząt, przyjaciół ani kogoś bliskiego. To straszne, że są tacy ludzie. Tylko... co pani z tym zrobi?

– Będę chronić Maksa. I muszę się bronić przed tym wariatem – stwierdziłam.

– Wyniki z toksykologii pani skopiuję – uznał weterynarz. – To na wypadek, gdyby potrzebowała pani dowodów w sądzie. Mogę również zeznawać, jeśli będzie taka potrzeba – dodał, patrząc mi w oczy.

– Dziękuję. Za wszystko – odpowiedziałam wzruszona jego postawą. – A teraz proszę mi powiedzieć, ile należy się za usługę weterynaryjną – odpowiedziałam, wracając do rzeczywistości.

– Nic się nie należy. Ślubowałem, że będę chronił i leczył zwierzęta. Nie wyobrażam sobie zostawić zwierzaka na pastwę losu.

– A jednak jest pan weterynarzem. Zarabia pan na życie w ten sposób...

– Proszę mi mówić po imieniu. Jestem Adam – powtórzył, bo przecież przedstawił mi się tak kiedy odbierał Maksa ode mnie z ogrodu. – Mam też inne źródła dochodu. A pomaganie zwierzętom, to moja pasja.

– Ale jest pan... jesteś pewien? – dopytywałam się, zdziwiona.

– Jak najbardziej.

– W takim razie, Adamie, ty także mów mi po imieniu i pozwól mi się chociaż zaprosić na kawę w ramach rekompensaty za poniesione koszty.

– Zgoda. Wpadnę jutro, żeby zobaczyć jak się czuje Maks i możemy gdzieś wyjść – uznał.

– Świetnie. Jeszcze raz dziękuję – dodałam i zapakowałam psa do samochodu. – Do usłyszenia i do zobaczenia.

Wyjechałam z psem w drogę powrotną do domu. Mój Maks dochodził do siebie, najważniejsze dla mnie było to, że będzie żył. Nie potraktowałam jednak wcale poważnie tego, co powiedział Adam. A może powinnam?



Powinna???

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro