Coś na 500 wyświetleń (jest 666)*
* w momencie pisania tego rozdziału, opowiadanka miała 666. wyświetleń. Moja ulubiona liczba 😎😎😎
UWAGA!!!
OWY ROZDZIAŁ NIE WNOSI NIC DO GŁÓWNEGO OPOWIADANIA, JEST TAK JAKBY OSOBNYM ONE - SHOT'EM.
Na Starym Nabrzeżu był piękny, słoneczny dzień. Amber i Mewtwo oraz ich wspólny przyjaciel Mew, postanowili udać się na spacer brzegiem morza. Szli tak około pięciu godzin, aż dziewczyna zobaczyła plażę, otoczoną wydmami. Miejsce tak jej się spodobało, że szarpiąc kotopodobnego Pokemona idącego z nią ramię w ramię, krzyknęła:
- Kochanie, musimy, po prostu musimy urządzić tu piknik!
W łapkach ślicznego, słodkiego, pięknego i wspaniałego Mew, z nikąd pojawił się koszyk, wypchany po brzegi najznakomitszymi potrawami, jakie tylko można sobie wyobrazić.
Amber podeszła do niego i przetrzepała zawartość koszyka bardzo dokładnie. Usatysfakcjonowana jego zawartością, wrzuciła wszystko na powrót do środka, nie zwróciwszy uwagi na to, że większość jedzenia została przez to zmiażdżona i nie nadawała się do niczego. Nasza trójka bohaterów weszła na ową plażę, ze zdziwieniem zauważyli, że jej połowa jest ogrodzona. Wokół stało kilka karetek pogotowia ratunkowego i wiele wozów policyjnych. Przyjaciele natychmiast zapomnieli o planowanej uczcie, z zaciekawieniem podchodząc do biało - czerwonej taśmy.
- Nie wolno tu podchodzić! To miejsce zbrodni, proszę natychmiast opuścić okolicę! - nakazał jeden z policjantów, idąc z bojową miną w stronę Amber.
Ta tylko machnęła ręką w jego stronę, po czym zwróciła się do swoich towarzyszy:
- Chłopaki, możecie się zająć tym palantem? - zadała retoryczne pytanie.
Mewtwo natychmiast skorzystał z okazji, żeby się chwalić swoimi mocami, zdolnościami, czy co on tam ma innego.
Policjant poszybował w górę, majtając bezradnie rękami i nogami. Pokemon chwilę się nim bawił, po czym znużony powiesił go za koszulkę na drzewie. Natychmiast podbiegli mu na pomoc jego współpracownicy, wtedy do akcji wkroczył Mew, otaczając całą zgraję policjantów różową otoczką. Oni również zaczęli lewitować, niektórzy chyba nawet zrobili w spodnie, bo Amber poczuła charakterystyczny zapach odchodów ludzkich. Ratownicy medyczni nie mieli odwagi ruszyć na pomoc policjantom, więc zabarykadowali się w karetkach. Amber spokojnie weszła na teren zamknięty, gdzie na jego środku leżało lekko gnijące, ludzkie ciało. Ono również nie miało aromatu kwiatów, więc dziewczyna tylko sprawdziła, czy nie rozpozna denata. Zdziwienie jej sięgnęło kosmosu, bo jak się okazało, był to jeden z jej sąsiadów. Na imię miał Alain.
Była tak zaaferowana tym odkryciem, że nie zauważyła charakterystycznych śladów na piasku, co pozwoliłoby jej natychmiast odkryć prawdopodobnego mordercę.
Ona natomiast z szybkością strzały pobiegła z powrotem do legendarnych Pokemonów i wypaliła:
- Cholewka, chłopaki, koniec z naszym fanfikiem, Alain nie żyje, a jeszcze jest nam tam potrzebny.
- Z tego, co wiem, ten rozdział ma się nijak do głównego opowiadania, więc bądź spokojna, nic się nie zmieni. - uspokoił ją Mewtwo.
- Aha, no chyba że. A więc mamy do rozwiązania zagadkę tajemniczego zabójstwa.
- A skąd wiesz, że to było zabójstwo? Może to zwykła śmierć z wyczerpania, czy coś? - drążył kotopodobny.
- Nie dyskutuj ze mną, ja wiem najlepiej, co jest na rzeczy.
Ten wzruszył ramionami i czekał na wyznaczenie zadań.
Nie musiał długo czekać, bo zaraz dowiedział się, czego chciał.
- Ja będę głównym detektywem, a wy moimi pomocnikami. - zakomenderowała Amber. - Zaczniemy od najbliższej okolicy.
Przyjaciele rozeszli się, by zbadać teren.
Nikt nie znalazł nic ciekawego, oprócz ton piasku, o czterdzieści procent mniej kilogramów szyszek i sześćdziesiąt procent mniej kilogramów trawy (zwykłej, nie Maryśki, ale Mewtwo i tak zrobił sobie z niej skręta, owijając go igłami sosnowymi i z lubością zapalił. Potem miał fazę się i uciekał przed goniącymi go, różowo - fioletowymi, ogromnymi Magikarpiami).
- On już się chyba do niczego nie przyda. - stwierdziła Amber, patrząc, jak jej przyszło - przeszło - niedoszły, rzuca fioletowymi kulami gdzie popadnie.
Mew również przyglądał się temu, i pomyślał, że to chyba niemożliwe, żeby taki idiota powstał z jego DNA.
- Może poprosimy o pomoc Lugię? - zapytał Mew.
- Oki, możemy tak zrobić. Chwila! Ty mówisz ludzkim głosem? To jest... Creepy, normalnie.
- Tak, ale tylko na potrzeby tego rozdziału. Na nic innego nie licz.
- Sorki kochanie, ale nie jesteś w moim typie. Możesz być najwyżej opiekunem. Do naszych Pokemonów. Przyjmujesz ofertę?
- Nie, wolę dalej mieć zadanie bycia słodkim, legendarnym Pokemonem. I to wszystko.
Amber pokiwała ze zrozumieniem głową i podeszła do morza.
- LUGIA!!!!!! - wydarła się na całe gardło, tak, że o mało nie zerwała strun głosowych.
Czekała na odpowiedź ponad cztery godziny, nic z tego. Słońce zaczęło powoli zachodzić, a ona stała cały czas w bezruchu, czekając na wynurzenie się z morskiej toni gadopodobnego stworzenia.
- Może chwilę odpoczniemy w tej grocie? - zapytał jej towarzysz.
- Dobra, zmęczyła mnie już ta zabawa w detektywów. Masz rację.
Weszliśmy do środka, skąd dały się słyszeć złowrogie, gardłowe dźwięki.
- Co to może być? Lepiej tam nie wchodźmy. - Mew pierwszy raz w życiu czegoś się bał.
- Wiesz co, wydaje mi się to dziwnie znajome. Masz moc zmiany postaci w wybranego Pokemona, c'nie?
- Tak, mam.
- No to zmień się w jakiegoś świecącego.
* Tu wybierzta sobie jakiegoś, który świeci, jakąś lampę, świecznik, czy cuś, ja się za bardzo nie znam, a sama wybieram.... Charmandera.*
Tak jak przypuszczała Amber, przy jednej ze ścian spał w najlepsze Mewtwo, chrapiąc głośno. Był to sen zasłużonego, wart tylko i wyłącznie Pokemona, który pokój armię nieistniejących, ogromnych Magikarpiów.
Uwagę reszty przykuło światło, które świeciło w głębi groty.
- Chodźmy to sprawdzić. - zawołała Amber i w te pędy uderzyła w szybki galop, biegnąc w ciemnościach do tajemniczego światła.
Gdy wybiegła zza rogu, widok jaki zastała, zmroził jej krew w żyłach. Otóż, nikt inny, jak jej znajomy Lugia, napierdzielał w jakąś grę. I to na telefonie Alaina.
- Lugia, co ty wyprawiasz? - zapytała Amber.
- Cicho bądź, nie widzisz, że jestem zajęty?
- No tak, ale nie dość, że przed chwilą, czyli jakieś pięć godzin temu, wolałam cię na pomoc, to jeszcze grasz na telefonie Alaina, który nie żyje?
- No i co z tego? Musiałem dorwać coś z dostępem do Neta, żeby założyć konto na Wattpad oraz PokeWalki. Teraz mam wolne od występowania w opowiadaniu, więc mogę sobie na to pozwolić. Idź i mi nie przeszkadzaj.
- Czyli to ty zabiłeś Alaina? I to dlatego, aby odebrać mu telefon i sobie zagrać?
- Tak właśnie.
- A więc kolejna zagadka rozwiązana, Wattsonie! - zawołała usatysfakcjonowana Amber do Mew. - Z racji tego, że powody zabójstwa są takie, jakie są, uważam, że... Powinniśmy uniewinnić Lugię! - zawyrokowała, wyciągając swój telefon i również pogrążyła się w odmętach ulubionych aplikacji.
_XLR8_, widzisz, i tak mniej więcej wygląda "humorystyczny" rozdział, z mojej perspektywy. Nic mi z tego za bardzo nie wychodzi.
A tak z bardziej poważniejszych tematów, nie wiem kiedy będzie następny rozdział, być może już jutro, ale niestety częstotliwość dodawanych się zmieni, bo rozmowa kwalifikacyjna (chyba) się udała i jutro od 6:00 zaczynam szkolenie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro