3
Po upływie kilku godzin, myślałem nawet czy nie kilkuset, przyszedł ze swoją ekipą. Tord podszedł do mnie złapał mnie za brodę bym na niego popatrzał, miał wypaloną połowę twarzy i mechaniczną rękę, obrzydziło mnie to. Szybko wziąłem podbródek.
Tord- haha, jak pies- Zaśmiał się, chciał mnie poniżyć.
Naplułem mu na buta, ten kopnął mnie naplutą nogą w twarz i wytarł o moje leżące ciało.
Tord- Klasyczny głupi tom.
Gdy się odwrócił i chciał iść do wyjścia, jeszcze z całej siły kopnął mnie w brzuch, tak aż zajęczałem z bólu.
Tord- Dam ci trochę czasu, abyś był posłuszny, jak nie będziesz się słuchał umrzesz. To jest kara za brak szacunku.
Tom-...
Nie będę posłuszny dla takiego debil, chyba go pojebało. Chciałem to powiedzieć lecz brzuch tak bardzo mnie bolał ze nie mogłem się nawet ruszyć.
Tord- Chłopcy idziemy.- skierował się do dwóch mężczyzn, którzy stali za nim, również patrząc w moją stronę.
Żołnierze- Tak szefie- mówiąc to zaczęli salutować.
Gdy zostałem sam biłem się z myślami, co zrobić? Poddać się? Być sługą Torda? Co z przyjaciółmi? W tej chwili przypomniał mi się Matt, który został sam w domu. O nie, Matt może się martwić. Muszę poprosić o telefon. Kurwa, zacząłem drzeć się by zwrócić na siebie uwagą, aby ktoś tu przyszedł. Gdy zdarłem gardło i przestałem drzeć się, Przyszedł jakiś żołnierz który prawdopodobnie mnie pilnował.
??- Coś ci jest? Słabo ci?
Tom- Pozwól rozmówić mi się z twoim szefem.
??- No nie wiem... Jest teraz strasznie zajęty.- podrapał się po głowie trzymając w drugiej ręce karabin maszynowy mg34.
Tom- Ach~' Myślę że znalazł by trochę czasu.
??- Emm...Już go wołam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro