Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział IX - Brudy z przeszłości

                 Nysa musiała dotrzeć do kryjówki Slasha czym prędzej, nim będzie za późno, by prosić o pomoc. Akira podążał za nią krok w krok, przez co zestresowana hybryda nie była w stanie odnaleźć prawidłowej drogi, błądząc ślepo po mocno zaśnieżonych ulicach. Wszystkie bowiem wyglądały identycznie, rozciągając się w nieskończoność, a budynki zdawać powtarzały. Spowite na biało znaki oraz tabliczki również niewiele zdołały pomóc szarookiej w odnalezieniu właściwiej trasy w kierunku bazy. Zatem przyszła pora zaufać wyłącznie intuicji. Młodzieniec zaś nie odpuszczał, nawet gdy niemalże oberwał od rzucanych przez siostrę kulek śniegu.

               Ostatecznie hybryda wpadła do budynku, zatrzaskując za sobą drzwi. Zziajana stanęła naprzeciwko wejścia,  upewniwszy się, że jest już bezpieczna i nikt tu nie wejdzie. Fala gorąca oblała jej ciało, acz sama nie była pewna czy to bardziej od tutejszego ciepła czy strachu. Na wszelki wolała jednak pozostać w płaszczu. Odetchnęła, gdy nikt się nie raczył zjawić.

              Skrzywiła ucho, zerkając za siebie. Pomieszczenie było o wiele jaśniejsze, a przy tym schludnejsze. Całość zdawała się być holem głównym jakiegoś biurowca, niżeli magazynem Muta-Zwierzaków. Co oznaczało, że instynkt ją tym razem zawiódł, w wyniku czego zabłądziła. Nie walały się tu żadne skrzynie, ani w sumie nie znajdowało się tutaj zupełnie nic, poza baniakami z wodą stojącymi pod ścianą oraz automatami z przekąskami i napojami. Również było tutaj o wiele cieplej w przeciwieństwie do tamtejszej kryjówki.  Z wolna ruszyła przed siebie, uważnie rozglądając z zaciekawieniem po kawowym wnętrzu. Na prost zauważyła podwójną windę. Zachowując czujność, podeszła do niej. Może biuro wydawało się zamknięte, brak jakiejkolwiek żywej jednostki był tego idealnym przykładem, acz wolała dmuchać na zimne. Wiadomo było czy nikt raptownie nie zechce się ujawnić?

          Obok wejścia do windy znajdował się osobliwie różowo-fioletowy przycisk. Po chwili wahania ściągnęła urządzenie. Miała nadzieję, że jednak działało. Po krótkim czekaniu rozbrzmiało charakterystyczne piknięcie. Znaczyło to, iż winda za będzie do dyspozycji . Kiedy drzwi się rozsunęły szarooka skorzystała z okazji, wchodząc do środka. Na ściance wewnątrz znajdował się panel z, jak na tak olbrzymią budowle, wyborem niewielu pięter, które były do dyspozycji. Gdyby tylko wiedziała, gdzie woli się udać nie zajęłoby to jej tyle czasu.. Wkrótce Nysa zdecydowała, a urządzenie ruszyło, a Nysa zdołała sobie sprawę jak bardzo nie lubi wind. Miała uczucie jakby winda miała się za moment zerwać.

***

                Wzburzone fale i niespokojny wiatr nie wróżył niczego dobrego. Nasunięte na oczy bandanki czwórki gadów, a przy tym brak świadomości o własnym położeniu, budował w nich kontrowersje i niepokój. Sądząc po odgłosach otoczenia, mogli jedynie wychodzić z założenia gdzie obecnie zostali przetransportowani po ostatniej walce, nim jeden po drugim stracił przytomność. Przez skrępowane ruchy nie byli w stanie nawet ściągnąć masek z oczu. Czuli straszny dyskomfort, jednakże musieli jakoś wytrzymać jeszcze chwile. Przynajmniej mieli taką nadzieję, iż potrwa krótko. Według Donatello oraz, jak to również sam zauważył Leonardo, znajdowali się najprawdopodobniej w dokach. Manhattan mogli wykluczyć z prostych przyczyn; nie słychać było ani ludzkiego gwaru, ani odgłosu aut czy skuterów. Podróż morska również odpadła, ponieważ nie odczuwali kołysania.

             – Chłopaki, chcę wracać do domu! – jęczał znużony Mikey usiłując poluzować bezskutecznie węzły. – Zimno mi! Śnieg jest okropny, nie znoszę go! Dostaje się wszędzie, nawet pod skorupę i się pod nią topi!
      
          – Nie jęcz – burknął ochryple Raph odzyskując utraconą, chwile przed jego zrzędzeniem,  przytomność. Choć strasznie bolała go głowa, to mimo wszystko wciąż zdołał rzucić ripostą. – Lepiej martw się co z nami teraz będzie!

          – Twój starszy brat ma racje! – wtrącił niespodziewanie żeński głos. Wszyscy mimowolnie odwrócili w jej kierunku głowy, nadsłuchując uważnie kto i czego chce. Szybko rozpoznali Karai – Na waszym miejscu bardziej martwiłabym się o własne skorupy, niżeli oto co jest pod nią! Zwłaszcza, że nie macie czym się szczycić!

           – Jak mogłaś nas zdradzić! – oskarżył ją pretensjonalnie Leo, lekceważąc kąśliwe uwagi. Świadomość, że własne rodzeństwo mogło tak ich wystawić zabolała nie tylko jego, acz i pozostałą trójkę. Mikey wręcz zaczął niemal krzyczeć, jednakże Donatello momentalnie kazał mu się uspokoić, a Raph zagroził, iż następnym razem nie będzie delikatny wobec niego. Podziałało – Przecież jesteśmy rodziną, zapomniałaś?!

           – Nigdy nią nie byliśmy tak naprawdę! – Odparła z oburzeniem. Gdyby nie mieli teraz zasłoniętych oczu zauważyliby rozdrażnioną kunoichi, spoglądającą nieprzychylnym wzrokiem w ich kierunku. – Przez lata byłam wychowanką Shreddera. To on nauczył mnie wszystkiego – walki, życia... a przede wszystkim był przy mnie i wychowywał, a nie ten wasz głupi szczur!

          – Splinter również dałby ci wszystko, czego ci potrzeba oraz otoczył by cię troską i opieką! – próbował dalej przekonać Karai do błędu, acz niewiele mógł wskórać, póki ta uparcie stawiała na swoim. – Tylko nie mógł tego czynić, ponieważ zostałaś mu odebrana! Gdyby tylko dostał szansę...

         – Milczeć! – Nie mogąc dłużej tego słuchać piwnooka przerwała bratu, wydając ostrzegawcze syknięcie. Jej twarz raptownie przybrała wężowy wyraz. Skóra zrobiła się blada i łuskowata. – Nie próbujcie ze mną nawet tak pogrywać! Ojcem jest ten, co wychowuje, nie inaczej!

         Poddenerwowana kunoichi wezwała swoich żołnierzy ninja, ubranych na czerwono. Mieli oni strzec żółwi podczas gdy sama rozejrzy się wokół kontenerów. Chciała mieć pewność, że nikt niepożądany się tu nie kręci. Bracia nie próbowali już się odzywać, słysząc frustracje w głosie mutantki. Trudno było im się nie zgodzić z jej słowami. Sami byli przybranymi synami Yoshi'ego, a mimo to nikogo innego nie chcieli za ojca. Tym bardziej, że nie mieli okazji nawet poznać biologicznych rodziców.

           – Gratulacje Leo, doskonały wybór! – mruknął sarkastycznie Raph, mając za złe bratu, że ten wpakował ich w te całe bagno. Gdyby tylko mógł, zacząłby bić jeszcze sarkastycznie brawo. Żółw w niebieskim tylko westchnął. Spodziewał się co zaraz usłyszy. Nie podobało mu się to w ogóle, acz protestować też nie widział sensu. Sprzeczka między sobą to ostatnie czego teraz im trzeba było. – Te twoje panny sprowadzają na nas tylko kłopoty! Są słodkie, aby zaraz wbić nam nóż w plecy!

          – A nóż przebije skorupę? – zastanawiał się Mikey. Obaj z Raphem stykali się skorupami na tyle, iż najmłodszy wyczuwał narastającą frustracje u niego. Nie powstrzymało go to przed ciągnięciem historii z ich życie ku sprzeciwom buntownika. Stąpał po cienkim lodzie i ryzykował przyszłym kuksańcem, acz konsekwencje mu niestraszne. Przynajmniej narazie. – Pamiętacie jak kiedyś Raph ze złości nim we mnie rzucił? Nie poczułem nic!

         Gdyby buntownika mógłby jakkolwiek teraz się ruszyć, wziąłby i przyłożył bratu za wyciąganie starych historii z ich życia.

          – A narzekaliście na April – wtrącił cicho Don, ignorując słowa Mikey'go. Pamiętał tamten dzień aż zadobrze i wolałby do tego nie wracać. Podobnie jak pozostali, acz mleko się rozlało. – Wkrótce możemy do niej dołączyć!... – dokończył, zaciskając z bólu zęby. Dzień, w którym pożegnali swojego ukochanego mistrza nie był jedynym najgorszym. Poza tym dniem przyszedł z czasem również taki, gdzie odeszła także ich najdroższa przyjaciółka – April. – Don długo nie potrafił się pogodzić z jej stratą, nawet jeśli zerwali ze sobą. Popadł w depresję. Po wielu ciężkich dniach, naukowiec zdołał zebrać się do kupy, głównie z pomocą najbliższych, którzy nie opuścili go w tej trudnej chwili, wspierając. Odcisnęło to jednak na nim swoje piętno i często, kiedy wraca do tamtych wspomnień łapie dołka. Wówczas zamyka się w swoim pokoju i przebywa w nim nawet kilka godzin. Rzecz, która często mu o niej przypomina to schowany do ręcznie wykonanego pudełka Tessen dziewczyny. Pudełko zaś trzyma pod swoim łóżkiem z błahych przyczyn. Wie, że tam nikt nie znajdzie przedmiotu, a równocześnie nie będzie go samego korcić tam zaglądać. – Oh biedna April, nie zasłużyła na tak okrutny los...

          Przypomnienie sobie tamtych dni zdołowało braci, nikt już dalej nic nie odważył się dodać. Jednakże musieli odłożyć rozgrzebywanie przeszłości na potem. Teraz musieli się jakoś uwolnić, a dalej zastanowić jak odzyskać członków grupy.

***

               Tymczasem Kanzaki trafiła do osobliwego pomieszczenia. Zupełnie innego, niż tego na parterze. Podłogi oraz ściany wykonane były ze srebrzystego metalu ozdobionego różowo-fioletowymi pasami na ścianach. Nad nimi zaś można było zauważyć coś w rodzaju działek laserowych. Stojący panel na środku pomieszczenia zdawał się służyć do sterowania nimi. Skądś kojarzyła miejsce, lecz nie była w stanie określić skąd. Jednakże największą kontrowersje budziły stojące po bokach ogromne zbiorniki wypełnione zieloną, acz bardzo gęstą substancją. W niektórych znajdowały się zahibernowane organizmy – zarówno ludzie jak i zwierzęta, a nawet mutanty – Wyglądały jakby spały; pomyślała Kanzaki dotykając jednego ze zbiorników. Wewnątrz dostrzegła organizm, podtrzymywany za pomocą gęstej substancji, młodej kobiety o jasnych włosach. Ubrana była w elegancką lawendową marynarkę oraz szarą spódnice. Co jej zrobili... – zastanawiała się oszołomiona tym wszystkim. Położyła dłoń na szybie jakby chciała w ten sposób upewnić się, że kobieta jest nieprzytomna. Po drugiej stronie dostrzegła również ciało mniej innym nastolatki o ciemnych, lokowanych włosach. Długie, ciemne spodnie o szerokich nogawkach, a przy tym odsłaniający brzuch fioletowy z napisem "Angel" Oraz naszywka jakiegoś klubu, wskazywał, że nastolatka musiała być skateboardzistką. Choć Nysa słabo znała zwyczaje amerykanów, mimo życia wśród nich od ponad trzech lat. Tyle przynajmniej pamiętała za nim utraciła pamięć. Dodatkowo, z jej szyi zwisał niewielki nieśmiertelnik. Niestety, substancja zasłaniała część informacji na temat nastolatki. Jedynie widoczny kawałkiem fragment "An...ones" mógł wskazywać na jej nazwisko. W dalszej części znajdowały się koty, psy oraz inne zwierzęta z ludźmi. Odwróciła ostatecznie twarz od obiektów, nie mogąc dłużej na nie patrzeć. Przerażał ją ten widok. Wtem dostrzegła coś równie intrygującego. Zamarła, a kolana zaczęły się pod nią uginać. Musiała podeprzeć się o pobliski zbiornik, żeby nie upaść. Drugą ręką dotknęła płatu czołowego, dostając lekkiej migreny. Rozbity zbiornik z pozostałą nieco już zestarzałą żółtawo-zieloną substancją na dnie oraz pozostałością spierzchniętą na podłodze, wybudził gwałtownie, wciąż mgliste, wspomnienia sprzed trzech lat.

            – Tu jesteś! Masz ty cela! – pochwalił ją męski głos. Akira wszedł w najmniej komfortowym momencie dla siostry, jednakże w ogóle się tym nie przejął. Ściągnął czarne szkła i poruszał rytmicznie głową na boki. Nysa popadła w chwilową rozterkę. Była przekonana, że do niedawna blond włosy ich nie posiadał. Musiał mieć je schowane, acz oszczędziła sobie komentarz w tej kwestii. To jedyne słuszne tłumaczenie. – Trafić śnieżką z półtora metra prosto w twarz podczas biegu? Dobrze, że miałem okulary!

            – Czego chcesz! – warknęła zaskoczona jego obecnością. Tylko tego jej teraz brakowało.

            – Naprawdę mnie nie poznajesz, swojego jedynego brata? – chłopak rozłożył ręce powitalnym gestem, podchodząc nieco bliżej.

            – Zostaw mnie! – Hybryda dała kilka kroków w tył, panicznie szukając wzrokiem jakiegoś wyjścia. Ostatecznie rzuciła się do ucieczki. Jednak osłabiony organizm odmówił jej posłuszeństwa, więc szybko wylądowała na podłodze z łoskotem. Młodzieniec zauważył tą próbę, więc podszedł z wolna do Nysy i położył stopę na skorupie. Widząc jak nieporadnie próbuje zmusić się do ucieczki poprzez czołganie, położył stopę na jej skorupie. Uniemożliwił siostrze jakikolwiek ruch. Została uziemiona wbrew woli.

           – Ty serio straciłaś pamięć, hah! – jego twarz pokrył szeroki uśmieszek. Docisnął szarooką do podłogi, słuchając jak ta próbuje wykrzesać z siebie jakikolwiek protest.

           – Słuchaj!... – Wydyszała z trudem, nie mając siły ani możliwości pozbyć się go z siebie. – Dam ci wszystko... co chcesz, tylko zostaw mnie i żółwie w spokoju!

           – Oh, chcę jedynie, abyś stąd zniknęła, a o żółwie się nie musisz martwić! Karai nimi się odpowiednio zajmie! – ostatecznie zabrał stopę i przycupnął naprzeciwko, tak by jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem młodszej od siebie siostry. Chwycił ją za podbródek, lepiej się jej przyglądając. Jego wyraz twarzy nabrał mroku. Nysa poczuła drobny niepokój. – O ile już tego nie zrobiła, a tobą zajmę się osobiście!

             – Chciałbyś! – skwitowała krótko, plując bratu w twarz. Kiedy zdezorientowany ją puścił, wycierając z obrzydzeniem twarz rękawem. Szarooka zebrała siły i rzuciła do ucieczki. Przynajmniej próbowała, bowiem nim zdążyła cokolwiek, zrobić chłopak szybko uniemożliwił ucieczkę. Chwycił czym prędzej za jej ogon, po czym silnym szarpnięciem sprowadził do parteru. W wyniku kolejnego uderzenia brodą o twardą powierzchnie, z jej ust spłynął drobny struk krwi. Upewnił się, że ta nie wywinie już żadnego numeru, wskoczył na nią, po czym zaczął silnie ugniatać głowę młodszej od siebie mutantki. 

               –  Jesteś okropna! – dociskał tak jej głowę, że dosłownie czuła metaliczny posmak podłogi oraz własnej krwi. Z trudem mogła wykrztusić nawet oddech, zaciskają zęby. – Nasi rodzice... Nie, nasza matka i twój przyszywany ojciec byli zbyt łaskawi, że pozwolili tobie żyć!

               – Ugh!... – Jęknęła z bólu, tylko tyle zdołał mu odpowiedzieć. Machnęła ogonem na znak protestu, acz zamiast zaprzestać Akira kontynuował.

               – Skoro musisz już wiedzieć... – westchnął ciężko, po czym się wyprostował, pozwalając jej w końcu swobodnie oddychać. – Isao nie był twoim prawdziwym ojcem, ale to przecież wiesz. Natomiast nie wiesz tego, że próbował się ciebie pozbyć, gdy tylko zorientował się, że nie jesteś jego córką! – hybryda milczała skonfundowana jego słowami – Tylko ojciec był zbyt miękki, żeby to zrobić! A matka? Żałuje, że nie oddała cię do domu dziecka wcześniej! Tam dobrze słyszysz, ona przeżyła!

             Z przerażeniem słuchała o czym bredzi. Kłamał na pewno, to nie mogła być prawda – powtarzała sobie w głowie, chwytając za skronie. Położyła uszy, a ogon z lekka zjeżyła.

                 – To niemożliwe... – mruknęła z niedowierzaniem. Podniosła jedno ucho słysząc coś niepokojącego. Odgłos przeładowywanego magazynku zaniepokoił ją. Wtem poczuła jak coś zimnego styka się z jej tylną częścią głowy, nim zdążyła odwrócić twarz w kierunku jednookiego. – Czas, abyś dołączyła do Dolores oraz Penelope! Nikt ci już nie pomoże!

           Ostatnie słowa młodzieńca zaszumiały w uszach mutantki. Mgliste wspomnienia powoli zaczynały nabierać barw. Nagle przypomniała sobie o żółwiach. Musiała zatem jakoś się pozbierać i uwolnić, tylko każdy fałszywy ruch mógł prędzej zakończyć jej żywot. Musiała coś szybko wymyślić.

             – Za długo wchodzisz mi w paradę! – Nim zdążyła cokolwiek zrobić, coraz bardziej pobudzony chłopak docisnął broń. Zastygła w przerażeniu. Ton Akiry z każdym słowem robił się coraz mniej przyjemny. – Przez ciebie nie miałem ojca, a nasza matka żałowała, że wychowywała! Miałaś to ty zginąć, nie Penelope! Jebać Dolores, zapłaciła za swoje! Pora, abyś ty również spłaciła nasze krzywdy! – Dokończył z urywanym głosem, a jego oko zaszkliło.

          – Nie! – krzyknęła, łapiąc się za uszy. Z trudem wstrzymywała łzy. Nie była przecież niczemu wina, ani nikomu! Brat się mylił! 

          – Gdyby Dolores nie stała po twojej stronie to dawno, by cię  sprzedała! Widziałem, jak dogadała się z handlarzami dzień przed tym pożarem! Długo potem spłacała nie tylko im strate towaru, ale i długi za nowe mieszkanie! Musiałem każdego dnia patrzeć jak pieprzy się z jakimiś oprychami!

            – Nawet jeśli mówisz prawdę... – z trudem wypowiadała kolejne słowa – N-nie chciałam tego... Uwierz!

             – Zniszczyłaś naszą rodzinę! Gdybyś się nie pojawiła, a najlepiej wtedy utopiła, dziś nie mielibyśmy wszyscy takich problemów, a Dolores, Penelope i żółwie by żyły!

          – Żółwie?... – zawtórowała cicho, a łzy przestały napływać jej do oczu. Mimowolnie zerknęła na rozbity zbiornik i wtedy sobie wszystko przypomniała...

          Młodzieniec zaś odwrócił się od niej plecami, aby pozbierać. Wolał, aby nikt nie oglądał chwili jego słabości. Szczególnie, gdy wspomnienia z przeszłości mocno nim targały.

          – Już wszystko pamiętam... – oznajmiła krótko cała dygocząc z nerwów. Wspomnienie o żółwiach dodało jej siły. Nie uwierzyła mu w tej kwestii. Odzyskanie pamięci nie należało do najprzyjemniejszych odczuć, acz przynajmniej nie musiała dłużej już z tego powodu znosić udręki. Rozmówca spojrzał na nią przez ramie zaskoczony – Pamiętam jak te mózgi... Akira, już wszystko wiem! Ten pożar, a potem Klan Kwitnącej Wiśni i żółwie... – Wspominając o ostatnim, przypomniała sobie, że kierowała się po pomoc dla nich. Stąd zależało jej odnaleźć Potężne Muta-Zwierzaki. Teraz bez znaczenia czy ściągnie ich do pomocy, czy nie. Ważniejsze było odnalezienie ich i upewnienie się, czy są cali. Zerwała i wybiegła. Zdegustowany chłopak ruszył za nią rozjuszony. Po drodze oddał kilka strzałów w kierunku siostry, przeklinając ją.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro