Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXVI- Ostatnia misja Część 1

  Czarne chmury powoli zbierały się nad Nowym Jorkiem...

   Telepatyczny przekaz w umyśle młodej Kanazaki zmusił ją do opuszczenia kryjówki, w celu odnalezienia brata. Według jej wizji potrzebował natychmiastowej pomocy. Pomimo zła, jakiego dotychczas się dopuścił, postanowiła mu, mimo wszystko wybaczyć. W końcu to jej jedyny brat i ostatni członek rodziny, jaki pozostał przy życiu.

  Świeże rany nie zdołały powstrzymać Akiry Kanazaki przed kontratakiem oraz wymianą ciosów z przeciwnikami. Chodź, jego szanse były przesądzone nie zamierzeł odpuszczać...

***

  Przed opuszczeniem kryjówki, mistrz Splinter skierował takie, oto słowa swoim synom: Wszyscy wkroczyliśmy na nieznane wody i kto wie, co może jeszcze się zdarzyć, ale strzeżcie się zatem konsekwencji tej wyprawy! Jeśli jej bratu faktycznie coś grozi to i ją sztorm spotka! Zatem bądźcie ostrożni!

Mieli pewne obawy co do tego, lecz teraz na odwrót było już za późno. Gdyby teraz stracili ją z oczu, szanse na odwrócenie fatum byłyby niemal znikome. Dlatego też nie tracili więcej czasu.

Postoje, co jakiś czas, w celach analizowania drogi powodowały opóźnienia. Niosło to swoje korzyści, takie jak, np. Możliwość dotrzymania kroku hybrydzie.

Nadzieja na lepsze jutro, wciąż pozostawała z nimi...

***  

  Czas inrtyg i tajemnic dobiegał końca. Podobnie, jak i ta historia...

  Mutanci stanęli twarzą w twarz, gotów poznać klucz do zakończenia tego szaleństwa.

- Więc twierdzisz, że to pomoże nam uratować mieszkańców?- Podał dziwne urządzenie Donnie'mu, który zaczął uważnie przyglądać się temu.

Owo urządzenie wyglądem przypominał atomizer, z tym iż w środku, przez szkiełko było widać tajemniczą, blado- żółtą ciecz. Prawdopodobnie to właśnie miało być kluczem do wszystkiego.

- I mamy tylko 6 godzin, aby ocalić mieszkańców- Przypomniała, dodając- Jest jeszcze coś, aby to zadziałało w pełni, potrzebujecie jeszcze wyciągu ze specjalnej rośliny...

- To świadczyłoby, że zawarte w tym preparacie substancje, po kontakcie z wilgotnymi cząsteczki powietrza, tworzą swego rodzaju antidotum, które rozniesie się niczym wirus!- Wymachnął rękami z ekscytacją. Ledwo utrzymując fiolkę, której omal nie upuścił

- Brawo geniuszu! Jeszcze i ty odbierz nam ostatnie nadzieje!- Podsumował buntownik, widząc jak ten w ostatniej chwili złapał atomizer

- A narzekacie na mnie- Odwrócił wzrok oburzony Mikey. Był zły, że widzą w nim zwykle tego najgorszego, podczas gdy Donnie okazał się nie lepszy, niemal rozbijając ważny preparat.

- To nie czas na wygłupy panowie!- Skarcił ich lider, odwracając następnie wzrok na Nysę- Wytłumacz nam, dlaczego nie powiedziałaś nam o tym wcześniej?- Nie rozumiał dalej jej poprzednich słów. Po jego twarzy było widać zakłopotanie, a zarazem próby zachowania zimnej krwi

- Bałam się waszej reakcji...- Czując narastające obawy, spuściła wzrok- Sądziłam, że kiedy wam to powiem, uznacie...

- Nysa...- Przerwał jej Leo, łapiąc lekko za ramiona- Nie ważne, co będzie się działo, musisz być z nami zawsze szczera, rozumiesz?- Widząc delikatne skinięcie głowy, objął ostrożnie dziewczyne

- Wszystko fajnie, ale przytulanie zostawcie na potem i lepiej powiedz Nysa, gdzie znajdziemy tę roślinę?- Przerwał im uścisk buntownik, pragnąc już ruszyć na jakąś porządną akcję, niż tylko tak sterczeć i podziwiać marne dzieła niedoświadczonego twórcy

- Kiedy ostatnio przebywałam na linii Wroga, znajdowała się prawdopodobnie w TCRI, ale Klan Stopy miał ją gdzieś zabrać- Zgarnęła włosy z twarzy

- W takim razie ruszajmy!- Najstarszy powstrzymał zielonookiego przed nierozsądnym działaniem

- Nie tak prędko narwańcu! Najpierw obmyślimy plan działania

- Czyli nie jest super- tajnym szpiegiem, wysłanym przez tajne siły zła. Za którymi stoi partia polityczna?!- Zawirował z radością Mikey

Reszta spojrzała na niego spod łba. Raph oczywiście nie mógł się powstrzymać i uderzył piegowatego w tył głowy. Ten tylko zerkną na niego z pretensją. Nie rozuniał, za co oberwał...

  Obawy, które wcześniej odczuwała, podczas zejścia z chłopakami po raz pierwszy do kanałów, miały nie tylko związek z nowym miejscem, czy poznaniem mistrza jej przyjaciół, ale także z owym urządzeniem, które na szczęście trafiło w odpowiednie ręce. Mało tego nie byli na nią za to źli, jak zakładała. Tutaj mogła być spokojna.

Nie przypuszczali jednak, że wróg planował zniszczyć atomizer, aby zapobiec tego typu planom, jakie mieli żółwie- uratować mieszkańców.

Gdyby nie przejęli urządzenia, zapewne ludzi nic, ani nikt już by nie zdołał uratować, a oni sami wczesnej, czy później mieli problemy.

  Czasu było coraz mniej, a przed nimi nowe, trudniejsze wyzwanie...

***

  Po ponownym powrocie do kryjówki ustalili, iż wpierw sprawdzą TCRI. A kiedy tam nic nie znaleźli, udali się do kryjówki Klanu Stopy i ich ukrytego laboratorium, o którym poinformowała Kanazaki.

Oczywiście bracia ruszyli sami na te misje. Nie chcieli narażać więcej osób w razie, gdyby poszło coś nie tak oraz tak było sprawniej.

  Gdy wszystko już zdobyli po ponad godzinie, mogli przejść do dalszej części ich planu.

Oczywiście nie obyło się to bez przeszkód. Kraangowie stanęli na głowie, aby wzmocnić swoje zabezpieczenia przed ewidentnymi, zbuntowanymi, intruzami.

- Mikey, musiałeś powciskać naścienne klawisze, co?!- Zielonooki usiłował załagodzić przypieczony tył skorupy, który dawał się we znaki

- Miały ładny, różowy kolor!- Próbował się marnie usprawiedliwić piegowaty- Sam też byś chciał ich po dotykać!

- Ach ty! Poczekaj, jak wrócimy!...

*

  W siedzibie Stopy również nie było lepiej. Huczało tam od plotek na temat ostatnich zdarzeń.

Wkroczyli do laboratorium, zgarniając potrzebną im rośline-Jeżówke. Wytwarzany z niej preparat świetnie nadaje się do leczenia chorób, takich jak, np. Grzybiczych, bakteryjnych, czy wirusowych, a nawet działa przeciw wściekliźnie.

Wyciąg, jaki z niej otrzymają, po połączeniu ze substancją atomizera da antidotum.

To jedyna taka szansa na ratunek mieszkańców. Nawet jeśli dziewczyna nie byłaby z nimi szczera, musieli jej zaufać.

  Nie mieli czasu, przysłuchiwać się wszystkiemu, o czym mówi wrogi im klan.

W końcu pozostało im zaledwie, niecałe 5 godzin.

Jednak, gdyby poświęcili chwilę temu, usłyszeliby o nowym planie Shreddera i być może zapobiegli temu, co nastąpi potem...

***

  Minęła kolejna godzina, za nim przystąpili do ostatniej fazy planu...

Udało się pozyskać pożądany efekt i stworzyć serum o fioletowo- pomarańczowej barwie.

- Donnie spisałeś się!- Pochwalił go Leo za udaną próbę

- Tak, tak, tak, wspaniale- bąknął, popychając dwójkę braci agresor- A teraz ruszmy skorupy!

- Świetnie, a my idzie z wami!- Odwróciwszy, ujrzeli April i Nysę, gotowych do wymarszu z nimi

- To jest zbyt niebezpieczne- Zaprotestował lider, czując narastającą presję. Na braci nie miał, co liczyć bowiem każdy udał Niemca. Musiał temu jakoś sprostować sam- Widzieliście, do czego jest zdolny zbuntowany tłum!?

- Si, ale jakoś ci to nie przeszkadzało, kiedy ruszaliście poprzednio- W jego głosie tkwiła nuta kłamstwa, którą sprytnie wyanalizowała za pomocą wyczulonego zmysłu słuchu

- No cóż...- Poczuł się zagubiony, nie do końca wiedząc jak wybrnąć z tej sytuacji

- Słuchaj, doceniamy troskę, ale umiemy o siebie zadbać- Skrzyżowała ręce na piersiach podminowana April. Patrząc mu prosto w oczy- Nie będziemy tutaj tak bezczynie tkwić

- Weźmy je- Nalegał Donnie- Nic im przecież nie będzie. Nysa jest cwańsza, niż my razem wzięci, a April ma zdolności telekinetyczne. Co świadczy o tym, że mogą być bardzo przydatne- Podsumował zgrabnie, wskazując na posmutniałe oraz z lekka podenerwowane

- Chcesz, żeby April mogła cię podziewać w akcji?- Objął Dona, Raphael, usiłując mu dogryźć, jak to on

- Co?!- Odepchnął go, odsuwając się zawstydzony- Nic z tych rzeczy!

- Akurat!- Wtrącił rozbawiony piegowaty, tykając starszego w policzek- Widać, jak się mienisz!

- Po pierwsze rumienisz- Strącił mu rękę, uderzeniem- Po drugie to nie ma nic do rzeczy!

- Zgoda, weźmiemy je- westchnął zrezygnowany, kończąc te szopke

Ucieszone przybiły piątkę. Nie przywiązały większej wagi do krótkiej spiny między braćmi. Nie widziały nawet w tym sensu. Mieli prawo do tego typu zachowań.

Tak jak zapowiedzieli, zabrali żółwio-lotnie- zmechanizowane skrzydła, które pozwalały im wzbić się w powietrze.

Ruszając na ostatnią wyprawę, zgodnie z obietnicą zabrali rudą i hybrydę.

***

  Podczas gdy bracia szybowali w przestworzach, walcząc z czasem, dziewczyny postanowiły na nich zaczekać na jednym z Nowojorskich dachów. Co prawda było to ryzykowne, lecz znalazły dość stabilną konstrukcję, aby na niej spędzić chwilę czasu.

W końcu nie zdarza się taka okazja zbyt często, aby Po obserwować przyjaciół w czasie akcji, bez udziału walk.

- Chłopaki nieźle sobie radzą- Przyznała Nysa nie odrywając oczu od słabo widocznych obiektów, którymi byli ich przyjaciele.

- Zgadza się- Przyznała z westchnięciem April. Przez krótką chwilę zbierała myśli, decydując się w końcu na wypowiedź- To powiedz, skąd wiedziałaś o tym preparacie i jak on w ogóle działa? No bo chyba to nie był podstęp, no nie wiem...- Udawała zastanowienie- żeby łatwej pokonać żółwie, niszcząc miasto ?

- Gdybym stwierdziła, że nigdy bym ich nie skrzywdziła, to minęło by się to z prawdą z przeszłości, ale też nigdy nie chciałam tego czynić dobrowolnie- Zapewniła, spoglądając na nią- Po prostu podsłuchałam któregoś dnia rozmowę Baxtera z naukowcami i świsnęłam im to urządzonko

- Rozumiem. Nie dziwie się już tego, co widzi w tobie Leo- zaśmiały się cicho obie

- Słuchaj... przepraszam cie i twojego chłopaka, za to, co kiedyś wam chciała zrobić...

- Nie przejmuj się, nie byłaś sobą- położyła dłoń na jej ramieniu z drobnym pocieszającym uśmiechem. Ku jej zaskoczeniu jej skóra była delikatniejsza w dotyku niż chłopaków. Być może było spowodowane to wymieszanymi genami lub samice, zmutowanym żółwi ową posiadały. Po chwili zabrała dłoń.

Przez krótki moment zapanowała cisza. Popatrzyły w tym samym kierunku, gdzie chłopcy kontynuowali swoje działania. Oczywiście nie mogło zabraknąć w śród nich wygłupów.

- Jak dzieci- Podsumowały obie równocześnie, wybuchając śmiechem. Powoli zaczynały łapać coraz lepszy język między sobą, co dawało tylko satysfakcji do lepszej współpracy, a tej przed nimi było mnóstwo.

- Widzę, że coś cię trapi- Zagadnęła Nysa, odwracając się w jej stronę. Trudno było to ukryć, gdy miało się opuszczoną twarz

- Wiesz, ty i Leo nie macie problemu żyć ze sobą, bo oboje jesteście mutantami, a ja i Donnie...

- Człowiekiem i mutantem?- Dokończyła retorycznie, widząc lekkie jej skinięcie- Ale mimo to go kochasz i te różnice nie powinny stanowić problemu

- Masz rację, ale jak sobie to wyobrażasz, Dwumetrowy żółw, ukrywający swoje istnieje przed światem razem z ludzką dziewczyną, których łączą jedynie zmutowane Geny. Sama słyszysz, jak to niedorzecznie brzmi- Ukryła twarz w dłoniach

- I tylko to ma wam przeszkodzić we wspólnym szczęściu?- Skrzywiła ucho, kładąc dłoń na jej karku- Posłuchaj, nie liczy się to jak, ani z kim wyglądasz, ale to, co do tej osoby czujesz. Rozumiem, że to dla ciebie trudna sytuacja, ale jeśli faktycznie go Kochasz to nie widzę w tym problemu i nie przejmuj się tym, co inni powiedzą

- Ale jak ja oznajmię to światu? Nikt mi nie uwierzy albo znajdą go i was, zabierając na bolesne eksperymenty?

- Nikt nie musi o tym wiedzieć. Wystarczy, że my o tym wiemy- Po tych słowach, odwzajemniły uśmiech, wpadając we wspólnym uścisk. Jednak coś nie dawało Nysie spokoju. Nastroszyła uszy, odsuwając się od rudej.

Nim zdążyły jakkolwiek zareagować, przed nimi staną, sam Oraku Saki- Shredder.

Poderwawszy, przybrały postawy bojowe. Znalazły się w punkcie bez wyjścia. Jedynie na kogo mogły liczyć w starciu z tyranem, to tylko na samych siebie. Wiedziały, że nie mają szans, lecz nie zamierzały się poddawać.

Będący w pobliżu żółwie, dostrzegli, iż coś nie do końca jest, jak należy. Donatello rozpoznał sylwetkę Shreddera, ostrzegając tym samym resztę o odkryciu.

Po mimo uciekającego czasu musieli podjąć ryzyko i przerwać misje. Co prawda, los miasta nie był ważniejszy, lecz nie darowaliby sobie tego, jakby przez ich nieco egoistyczne podejście, coś im się stało.

Jaką podejmą więc decyzję i czy zdołają ocalić zarówno miasto, jak i przyjaciółki?...

_____
Niestety czas i wena mnie ograniczyły, ale tak oto wracam do was sprzed ostatnim rozdziałem po prawie 3-4 miesiącach.

No cóż, starałam się napisać go dobrze, a czy tak jest, to od was zależy, jak go ocenicie moje ciasteczka.

Ciao~

07.03.2019

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro